[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Być może Piontek mieszkał nie w samym Sowirogu, ale w pobliżu, w jakimś małym przysiółku lub po prostu gdzieś na uboczu? Owszem, to prawdopodobne skinąłem głową. Marczak i doktor Kraft udali się na rozmowę z bratankiem Piontka, czym okazali chyba brak zaufania do pani Herbst. Ale ja pozostałem na ulicy. Pani Herbst była zbyt wytrawnym detektywem, aby nie wyciągnąć z bratanka Piontka wszystkich szczegó- łów, dotyczących jego zmarłego stryja. Nie sądziłem też, aby w sytuacji, gdy każdą jej 235 informację można było w każdej chwili sprawdzić, próbowała nas oszukać lub skiero- wać na błędną drogę. Cóż zresztą mogłaby na tym zyskać? Dla każdego było oczywiste, że nie zejdziemy z odnalezionego tropu, a wiódł on do Polski, gdzie my byliśmy go- spodarzami. A poza tym działała przecież z upoważnienia kustosza Guntera, który był zainteresowany we współpracy z nami. Ale czy pracowała tylko dla Guntera? Greta Herbst jak gdyby odgadywała moje myśli, a może po prostu domyślała się, że wpadła mi w oczy kartka na jej biurku. Odezwała się: Propozycja dalszej pracy nad sprawą Dobenecków sprawiła mi ogromną radość. Zgodziłam się to robić nawet za pół darmo. Podejrzewam, że, wbrew pozorom, zamie- szani są w tę historię ludzie, którzy są moimi śmiertelnymi wrogami. Może pan być pewny, że nie zawiodę waszego zaufania, a jeśli to i owo w moim postępowaniu będzie budziło pana nieufność, przysięgam, że to będą tylko pozory, gdyż w tej historii chcę rozegrać także i własną sprawę. Rozumiem kiwnąłem głową. Wczoraj, gdy pan był u mnie, chciałam panu powiedzieć, że wkrótce znowu się spotkamy. Ale otrzymałam informacje, że jest pan wybitnym detektywem i odezwała się 236 we mnie zawodowa próżność. Nie przypuszczałam, że także pojedziecie do Weimaru i chciałam po przybyciu do Warszawy zaimponować wam odkryciem nowego tropu. Dałam panu jednak do zrozumienia, że wkrótce się zobaczymy. . . Owszem. Tak to zrozumiałem, choć nie przeszło mi przez myśl, że nastąpi to aż tak prędko wyznałem. Pojmuję także więcej, niż to się pani wydaje. Dlatego przypuszczam, że będzie nam się dobrze pracowało. Dziękuję panu uśmiechnęła się i wyciągnęła rękę, którą mocno uścisnąłem, a ona odwzajemniła mi się uściskiem, od którego serce moje żywiej zabiło. Przypo- mniałem sobie jednak, że zgodnie z opinią, którą wydali o mnie ludzie chyba niezbyt mi życzliwi, mam słabość do ładnych kobiet i natychmiast przywołałem się do porząd- ku. W dwie godziny pózniej powróciliśmy wszyscy do Weimaru. Pani Herbst poszła za- raz do swego pokoju, aby wypocząć przez całą noc prowadziła samochód i nie spała do tej pory ani odrobinę. A my skorzystaliśmy z okazji, aby zwiedzić Dom Goethego, gdzie wielki poeta żył przez prawie pięćdziesiąt lat. 237 Najdłużej zatrzymałem się w tak zwanej %7łółtej Sali, która ongiś służyła jako ja- dalnia. Tutaj w 1829 roku Goethe przyjmował obiadem polskich poetów: Mickiewicza i Odyńca, o czym pozostała notatka w sztambuchu pięknej Jenny. W próg pokoju wmontowano napis: salve, co znaczy: witaj. Nad głowami ujrzałem piękny barokowy plafon, w środku jadalni stół otoczony krzesłami, na których, być może, siedział Mickiewicz. Na obiedzie w 1829 roku w tej sali był także zapewne David d Angers, którego Go- ethe poprosił o wyrzezbienie medalionu głowy polskiego poety. Znamy ten medalion. Ale zanim powstał, artysta musiał zrobić najpierw szkic, może podczas owego obiadu? I ów szkic znajdował się w zbiorach doktora Gottlieba. . . Póznym popołudniem, gdy dyrektor Marczak udał się na krótką chwilę do hote- lu, poszedłem sam do parku, gdzie znajdował się letni domek Goethego. Odwiedziłem pracownię poety mały, niezwykle skromny pokoik. Proste mebelki, coś w rodzaju kantorka, w którym, stojąc lub półsiedząc na wysokim zydlu, pisał Goethe wspaniałe strofy swoich wierszy. Blaszany piecyk na trzech wysokich nogach dostarczał ciepła w chłodniejsze dni. 238 A potem usiadłem na ławeczce w parku i pomyślałem, że być może pod tymi sa- mymi drzewami szła kiedyś urocza Jenny von Papenheim, aby zanieść staremu poecie wyszywane przez siebie pantofle. Na myśl przychodziły mi jej szlachetne dziewczęce rysy i piękny zarys ramion, które widziałem na jej portrecie, bogatą suknię z wielkimi bufami, spiętą na piersiach ozdobną broszą. Oczy pełne dziwnego smutku i rozmarzenia,
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plnatalcia94.xlx.pl
|
|
IndeksPS33. .Pan.Samochodzik.i.Lup.Barona.Ungerna. .Olszakowski.Tomasz.(osloskop.net)(28) Olszakowski Tomasz Pan Samochodzik i ... Sekret alchamika SÄdziwojaMiernicki Sebastian Pan Samochodzik i ... Buzdygan hetmana Mazepy70 MrĂłz Jacek Pan Samochodzik i RÄkopis z Poznania(71) Pan Samochodzik i WĹamywacze Arkadiusz NiemirskiPan Samochodzik i Niesamowity DwĂłr15 Pan Samochodzik i Nieuchwytny Kolekcjoner Zbigniew âŚ(7) Nienacki Zbigniew Niesamowity dwor16 Nienacki Zbigniew Pan Samochodzik i Testament Rycerza JedrzejaMontgomery Lucy Maud BiaśÂa magia
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plrafalradomski.pev.pl
Cytat
Długi język ma krótkie nogi. Krzysztof Mętrak Historia kroczy dziwnymi grogami. Grecy uczyli się od Trojan, uciekinierzy z Troi założyli Rzym, a Rzymianie podbili Grecję, po to jednak, by przejąć jej kulturę. Erik Durschmied A cruce salus - z krzyża (pochodzi) zbawienie. A ten zwycięzcą, kto drugim da / Najwięcej światła od siebie! Adam Asnyk, Dzisiejszym idealistom Ja błędy popełniam nieustannie, ale uważam, że to jest nieuniknione i nie ma co się wobec tego napinać i kontrolować, bo przestanę być normalnym człowiekiem i ze spontanicznej osoby zmienię się w poprawną nauczycielkę. Jeżeli mam uczyć dalej, to pod warunkiem, że będę sobą, ze swoimi wszystkimi głupotami i mądrościami, wadami i zaletami. s. 87 Zofia Kucówna - Zdarzenia potoczne |
|