[ Pobierz całość w formacie PDF ]
trzy kilometry w głąb pobliskiego masywu leśnego... Ale, co najgorsze, jeszcze nas skrępowano, tak że z trudem się nawzajem rozwiązaliśmy. Głos pana Antoniego znowu zachrypł ni to z żalu, ni to z wściekłości: - Dlatego dopiero teraz mogłem do pana zadzwonić! Bo, widzi pan, ci złoczyńcy nawet nam nie odebrali naszych telefonów komórkowych! Patrz pan, jacy dżentelmeni, nie?! - Policja jest na tropie, prawda? - spytałem. - Oczywiście! Niczego nie ruszaliśmy. Ale, panie Tomaszu, myślę, że dobrze by było, gdyby pan tu przyjechał... Bo, widzi pan, tutaj, patrząc na mapę, od Kobylnicy w kierunku północno - wschodnim ciągną się lasy i lasy, aż do Puszczy Noteckiej. A mnie się wydaje, że złodzieje czmychnęli do niej... -Albo do Poznania - przerwałem. - Może ma pan rację. Przyjedzie pan? - Oczywiście! - popatrzyłem na zegarek. - Będę w Kobylnicy około dziewiątej, dobrze? - Będę czekał pod barem w Kobylnicy! Już dawno tak szybko nie uwinąłem się z goleniem i myciem, jak tego ranka, kiedy wszystkich powiadomiłem o tym, co się przydarzyło wojewódzkiemu konserwatorowi zabytków w Kobylnicy. Po szybkim śniadaniu, na które złożyły się wczorajsze smażone płocie, ruszyliśmy razem w kierunku Poznania: ja z chłopcami wehikułem, a Paweł z Zośką na harleyu. A że posiadam uprawnienia społecznego inspektora Służby Drogowej, włączyłem tylko migacz na dachu wehikułu i bez większych przeszkód po drodze wnet dotarliśmy do Kobylnicy. Tu, koło baru U Wuja", na ławeczce, siedział zmęczony i rozczochrany pan Antoni, który tak był przejęty swą przygodą i napadem, że nawet się nie zdziwił naszym szybkim przybyciem. - Ooo, jesteście! - wykrzyknął tylko uradowany, ale zobaczywszy chłopców zdziwił się: - A oni? Cóż tu robią, do licha?! - To moi podopieczni, panie Antoni. Harcerze, którzy znają się na podchodach i tropieniu lepiej niż policjanci! Usłyszawszy moją uwagę, chłopcy pokraśnieli z zadowolenia, więc pan Antoni tylko machnął ręką i wtarabanił się do wehikułu. - Jedzmy! Pokażę panu, gdzie nas zostawiono. Nim ruszyłem, podałem panu Antoniemu butelkę z wodą mineralną, którą przyjął z uwielbieniem w oczach i od razu przyssał się do litrowej butelki tak, że niewiele wody w niej zostało. - Och, tego mi brakowało, panie Tomaszu! %7łe też policjanci nie myślą o poszkodowanych, tak jak pan! Tylko bezczelnie insynuują, że to ja byłem w zmowie ze złodziejaszkami - powiedział pan Antoni ze smutkiem. - A był pan w zmowie? - zakpiłem. Pana Antoniego aż zatkało z wrażenia, że mógłbym go o to posądzać, ale popatrzył na mnie i odpowiedział: - Rozumiem, że pyta pan żartobliwie, ale mogę panu dać słowo honoru, że NIE! To nie" zabrzmiało w ustach pana Antoniego jak okrzyk rozpaczy. - Przepraszam. Ale wie pan, jak to jest w dzisiejszych merkantylnych czasach, gdzie 72 pieniądz staje się bogiem, prawda? - I pan mi to mówi? - zdziwił się pan Antoni. - Zresztą, przyznaję, że moim hobby są właśnie judaica. Ale to nie znaczy, że je zbieram dla siebie lub nimi handluję! - Nie ma sprawy. Prowadz pan. Chłopcy z tyłu wozu tylko przysłuchiwali się naszym pogaduszkom, ale widać było, że nie spoczną na laurach, jeżeli czegoś nie wymyślą, aby stać się naszymi partnerami w poszukiwaniu ukradzionych po raz drugi judaików z Mogilna. Siostrzenica z Pawłem pojechali za nami i chociaż droga była polna, wyboista, wnet zagłębiliśmy się w lesie, mimo tablicy ostrzegawczej, że wjazd do lasu samochodem jest zabroniony. Na małej polanie stał służbowy wóz konserwatora, obok zaś samochody osobowe policji, a wokół kręcili się policjanci. Jednym słowem, było zbyt dużo osób i samochodów, aby cokolwiek móc dostrzec z pozostawionych śladów. Chłopcy wnet wyskoczyli z wehikułu i zapytawszy, czy mogą poszperać wokół, rozbiegli się po lesie, tylko któryś z policjantów burknął, skąd tu tylu brzdąców! I kto mi pozwolił jezdzić takim gruchotem po polskich drogach. Coś się we mnie zagotowało, ale grzecznie odpowiedziałem, że ten gruchot" ma pozwolenie z Urzędu Stołecznego na poruszanie się nie tylko po polskich drogach, a ci chłopcy to moi pomocnicy w tropieniu zaginionych zabytków! - Do czego to doszło? - odburknął funkcjonariusz i odszedł do swego wozu, gdzie właśnie terkotało radio. Wzruszyłem ramionami i podszedłem do współpracowników pana Antoniego. Od pana Józka, kierowcy, dowiedziałem się mniej więcej tego samego, co wcześniej powiedział pan Antoni, z tym że pan Józef dodał: - Nim mnie uśpił ten fałszywy glina, zdawało mi się, że napis POLICJA na radiowozie, który nas minął i kazał nam się zatrzymać, ten napis, proszę pana, był jakby przyklejony do drzwi samochodu. - Jak to przyklejony? - zdziwiłem się. - Właśnie tak! Napis POLICJA był jakby przyklejony do drzwi volvo. - Volvo? To ten samochód był marki volvo? - moje zdziwienie jeszcze bardziej wzrosło, bo nagle przez myśl mignęło mi: Batura jezdzi takim samochodem!" - Może granatowy, co? - dopytywałem się niecierpliwie. - A jakże, granatowy! - odparł pan Józef. - Co, zna pan ten wóz? Wszędzie widać wiele
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plnatalcia94.xlx.pl
|
|
IndeksPS33. .Pan.Samochodzik.i.Lup.Barona.Ungerna. .Olszakowski.Tomasz.(osloskop.net)16 Nienacki Zbigniew Pan Samochodzik i Testament Rycerza Jedrzeja(28) Olszakowski Tomasz Pan Samochodzik i ... Sekret alchamika SÄdziwoja15 Nienacki Zbigniew Pan Samochodzik i Nieuchwytny kolekcjonerMiernicki Sebastian Pan Samochodzik i ... Buzdygan hetmana Mazepy15 Pan Samochodzik i Nieuchwytny Kolekcjoner Zbigniew âŚNienacki_Zbigniew_ _Pan_Samochodzik_i_Niew(71) Pan Samochodzik i WĹamywacze Arkadiusz NiemirskiPan Samochodzik i Niesamowity DwĂłrBasztowa Ksenia Wampir z przypadku
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plorientmania.htw.pl
Cytat
Długi język ma krótkie nogi. Krzysztof Mętrak Historia kroczy dziwnymi grogami. Grecy uczyli się od Trojan, uciekinierzy z Troi założyli Rzym, a Rzymianie podbili Grecję, po to jednak, by przejąć jej kulturę. Erik Durschmied A cruce salus - z krzyża (pochodzi) zbawienie. A ten zwycięzcą, kto drugim da / Najwięcej światła od siebie! Adam Asnyk, Dzisiejszym idealistom Ja błędy popełniam nieustannie, ale uważam, że to jest nieuniknione i nie ma co się wobec tego napinać i kontrolować, bo przestanę być normalnym człowiekiem i ze spontanicznej osoby zmienię się w poprawną nauczycielkę. Jeżeli mam uczyć dalej, to pod warunkiem, że będę sobą, ze swoimi wszystkimi głupotami i mądrościami, wadami i zaletami. s. 87 Zofia Kucówna - Zdarzenia potoczne |
|