pobieranie; pdf; ebook; download; do ÂściÂągnięcia
 
Cytat
Felicitas multos habet amicos - szczęście ma wielu przyjaciół.
Indeks Eddings_Dav D20021169 arteuza
 
  Witamy


[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Z tego automatu na rogu Liliowej.
 Jaki numer ma ten aparat?
 Chwileczkę, zapisałem sobie: 28-97-86.
 Dobra. Zasuwaj na razie na swój ukochany świerk i obserwuj, ale równo za czterdzieści
pięć minut czekaj przy aparacie. Zadzwonię do ciebie z Głównej...
Rzuciłem słuchawkę.
 Zośka, zbieraj się! Jedziemy do Wrzeszcza!
Przez całą drogę modliłem się do wszystkich bogów telefonii, by do automatu w pobliżu
antykwariatu Joanny też można było zadzwonić, no i żeby był czynny.
I modły moje zostały wysłuchane! Automat działał. Wykręciłem numer Jacka. Odebrał
natychmiast:
 Dzwoń pod numer 44-75-64! A teraz na świerk!  rozkazałem.
Ukryliśmy wehikuł za narożnym domem i opadliśmy z westchnieniem ulgi na ławkę przy
budce telefonicznej. Otarłem czoło z potu. Pomimo zbliżającego się wieczoru upał zdawał się
narastać. Resztki wiatru nie przynosiły ochłody, a tylko potęgowały duchotę. Wysłałem
właśnie Zosię po lody, gdy zadzwonił telefon w budce. Podbiegłem i chwyciłem słuchawkę:
 Jacek?
 Ano! Zajechały dwie hondy, znajome granatowe BMW i nissan terenowy.
 Kochany, na drzewo i wypatruj jaguara metalic. Postaraj się dojrzeć, kto nim przyjechał
i od razu pędz dzwonić!
Mroczniało. W bezwietrznym powietrzu nadpełzały od pomocy chmury i ciemnym
granatem zasnuły słońce.
Zośka wróciła i raczyliśmy się wpół roztopionymi lodami, oklejającymi nam palce.
Wtedy na wyjezdzie z willi Joanny ukazała się srebrzysta maska jaguara. Jednocześnie z
antykwariatu wyszła pani Hanna i starannie zamknęła za sobą drzwi. Wsiadła do wozu, który
ruszył w górę Głównej.
 Jedzcie na Liliową! Jedzcie, kochane!  prosiłem w duchu.
Ale długo jeszcze trzeba było czekać, denerwować się, gdy jakiś młodzian akurat
korzystał z naszego automatu, aby wreszcie usłyszeć dzwięk jego dzwonka.
 Wujku!  krzyknęło w słuchawce, aż zaświdrowało mi w uchu.
 Jest jaguar! Nie mogłem zobaczyć, kto przyjechał, ale to są co najmniej trzy osoby!
 Skąd wiesz?
 Bo trzy razy trzasnęły drzwiczki.
 No, Jacek, masz głowę! Ale teraz wracaj na drzewo i jakby coś, to dzwoń. Przy
telefonie będzie Zośka, bo ja mam małą sprawę do załatwienia!
 A ty się nie wykrzywiaj!  zwróciłem się do siostrzenicy.
 Teraz to naprawdę ważny dyżur!
Pobiegłem w stronę antykwariatu. Oczywiście nie miałem czego szukać od frontu; pani
Mroczkowska nie była na tyle uprzejma, by zostawić klucze w zamku. Ale tam, gdzie od
wąskiego przejścia między willami odgradzał posesję wysoki mur...
Tak, wysoki! Nie było jak się nań wspiąć. Ale od czego są pojemniki na śmieci?!
Przytoczyłem jeden pod mur, wspiąłem się nań i uchwyciłem krawędzi muru.
 Aj!  poczułem, jak ostre szkło wbija mi się w dłonie. Więc tak zabezpieczano się przed
nieproszonymi gośćmi! Dużo, zbyt dużo czasu zajęło mi wyszukiwanie kawałka deski. Za to
pózniej poszło już sprawnie. Chwila i zeskakiwałem na dziedzińczyk przed garażem. Tylne
drzwi willi były zamknięte na solidny zamek, ale drzwi od piwnicy, jak to najczęściej bywa,
ustąpiły pod mocnym uderzeniem mego barku. Pobiegłem na górę. Z małego hallu
prowadziło kilkoro różnych drzwi. Jedne wyróżniały się bardzo mocną budową i patentowym
zamkiem, w którym, na moje szczęście, tkwił klucz.
Otworzyłem drzwi i wszedłem w ciemność, ledwo rozjaśnioną wąską smugą padającego
przez nie światła. Obmacałem ręką ścianę przy drzwiach  pusto. No tak, przecież włącznik
światła był na zewnątrz pomieszczenia! Nacisnąłem go i znieruchomiałem w progu... Przed
moimi oczyma otworzyła się miniatura raju miłośnika sztuki. Raju szalonego. Bezcenne
meble, nie znające innego ograniczenia dla swej piękności niż wielkość salki, w której
beztrosko porozstawiał je czyjś kaprys, dzwigały... nie, unosiły ku wyżynom wspaniałości
naczynia w złocie i srebrze, przeniknięte iskrami drogich kamieni.
Gorące, przesycone wonią kadzidła powietrze wespół z uderzającym zewsząd pięknem
tamowało oddech. Wzrok gubił się w mrocznej głębi obrazów, które już stąd, z daleka,
znamionowały talent największych mistrzów. Zrobiłem krok naprzód i stopy łagodnie
pochwyciła miękkość perskiego dywanu.
Przed sobą miałem po lewej złocone łoże z baldachimem, o zmiętej atłasowej pościeli. Po
prawej stał rzezbiony w hebanie stół; obierał się on wpółprzewrócony wyścielony tłoczoną
skórą fotel. Blat stołu pokrywały stosy kart papieru, pośród których lśniły złote puchary, a z
nich wystawały pęki kredek. Kilka kart zaścielało dywan. Podszedłem i podniosłem jedną z
nich.
Nieudolny rysunek przedstawiał wypełniające sobą aż ćwierć karty dziecko, biegnące
wśród małych ludzi ku równie dużej jak ono postaci kobiecej, nad którą świeciło
żółtoczerwone słońce.
Takiego rysunku się spodziewałem...
Ale czas naglił! Wybiegłem z willi, po drzwiach garażu wspiąłem się na jego dach,
stamtąd na mur i skoczyłem na trawę uliczki.
Rozejrzałem się. Wokół panowała cisza. Odetchnąłem z ulgą: nikt mnie nie widział!
Popędziłem do Zosi i do telefonu.
Miałem jeszcze czas odpocząć po biegu i kilka razy odpowiedzieć na pytania siostrzenicy
krótkim:  Pózniej się dowiesz! , nim zadzwonił telefon:
 Wujku!  głos Jacka drżał z podniecenia.  Tym jaguarem przyjechał wysoki
kulturycha, tak normalnie ubrany, w koszulkę z krótkim rękawem, ale w kapeluszu na oczy...
Bawił się na trawniku z dobermanami, a one, bydlaki, do niego jak owieczki! Pózniej
zawołała gościa jakaś pani, ale nie wiem kto!
Pomyślałem, że ja wiem.
 I wtedy trzech facetów, jeden to był Beniek, wytaszczyło z willi jakiś podłużny worek 
chyba składaną czy nadmuchiwaną łódz. Bo dodali do tego silnik, taki przyczepiony do łodzi.
No i to wszystko zapakowali do nissana, i pojechali. A za nimi po cichutku jaguar...
 Dobra! Czekaj przy budce, zaraz po ciebie zajeżdżamy!
 A potem dokąd, wujku?
 Nie gadaj, tylko czekaj!
Uff! Na dworze był upał i wnętrze wehikułu nagrzało się do niemożliwości. Nie
pomagało otwarcie okienek, przez które wpadały do środka wozu strugi rozgrzanego
powietrza.
Przepchaliśmy się jakoś przez zatłoczone przedwieczornym ruchem ulice, porwaliśmy
Jacka spod budki telefonicznej, gdzie aż przestępował z nogi na nogę ze zdenerwowania, i
znów  poprzez uliczne korki  nadużywając klaksonu i zrywności ukrytego w wehikule
silnika ferrari, ruszyliśmy w kierunku Gdyni.
 Czyli do portu jachtowego, jak się domyślam  stwierdził Jacek.  Tamci też coś z
morzem kombinują, bo po co by im była łódka i silnik do niej?
Przytaknąłem skinieniem głowy.
Na parkingu przed portem jachtowym łatwo znalezliśmy miejsce, zbliżający się bowiem
sztorm  po lądowemu burza  wypłoszył zwiedzających i gości zacumowanych przy
nadbrzeżach jachtów.
Należało się śpieszyć, bo mieliśmy już dużą stratę czasu do Kolekcjonera i jego ludzi! Z
drugiej strony zastanawiało mnie, po co im motorówka w basenie portowym? Będą raczej
czatować na Harrisów gdzieś na wodach Zatoki Gdańskiej, a może nawet dalej. Jeśli pojechali
na Hel, to stamtąd mają zamiar wystartować.
Ale czy  Golden Hind dziś wypłynie? Spojrzałem na niebo. Wypiętrzający się od
północy cumulonimbus wraz z tą upalną ciszą dokoła zwiastował potężną chwiejbę. A czy w
dodatku warto halsować całą noc pod sztormowy Nord? Chyba, że komuś bardzo się
śpieszy... Chyba! Na wszelki wypadek i ja, raczej odruchowo, przyspieszyłem kroku...
Na próżno!
Miejsce  Złotej Aani zajmował jakiś polski  Nesh !
Jednak więc Harrisom się śpieszyło!
Szybko ciemniejące niebo przecięła bezgłośna błyskawica. Urwany szkwalik zmarszczył [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • natalcia94.xlx.pl
  • comp
    IndeksPS33. .Pan.Samochodzik.i.Lup.Barona.Ungerna. .Olszakowski.Tomasz.(osloskop.net)(28) Olszakowski Tomasz Pan Samochodzik i ... Sekret alchamika SędziwojaMiernicki Sebastian Pan Samochodzik i ... Buzdygan hetmana Mazepy70 Mróz Jacek Pan Samochodzik i Rękopis z Poznania(71) Pan Samochodzik i Włamywacze Arkadiusz NiemirskiPan Samochodzik i Niesamowity Dwór(7) Nienacki Zbigniew Niesamowity dwor16 Nienacki Zbigniew Pan Samochodzik i Testament Rycerza JedrzejaNienacki_Zbigniew_ _Pan_Samochodzik_i_NiewGray Claudia Wieczna noc 02 Mowa gwiazd
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • own-team.pev.pl
  • Cytat

    Długi język ma krótkie nogi. Krzysztof Mętrak
    Historia kroczy dziwnymi grogami. Grecy uczyli się od Trojan, uciekinierzy z Troi założyli Rzym, a Rzymianie podbili Grecję, po to jednak, by przejąć jej kulturę. Erik Durschmied
    A cruce salus - z krzyża (pochodzi) zbawienie.
    A ten zwycięzcą, kto drugim da / Najwięcej światła od siebie! Adam Asnyk, Dzisiejszym idealistom
    Ja błędy popełniam nieustannie, ale uważam, że to jest nieuniknione i nie ma co się wobec tego napinać i kontrolować, bo przestanę być normalnym człowiekiem i ze spontanicznej osoby zmienię się w poprawną nauczycielkę. Jeżeli mam uczyć dalej, to pod warunkiem, że będę sobą, ze swoimi wszystkimi głupotami i mądrościami, wadami i zaletami. s. 87 Zofia Kucówna - Zdarzenia potoczne

    Valid HTML 4.01 Transitional

    Free website template provided by freeweblooks.com