[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Tu jest podsłuch? Ty mnie podsłuchiwałeś? Mickey wzruszył ramionami i posmarował ma- słem następną grzankę. - Rutynowe środki ostrożności - rzucił beztrosko. - Nie bierz tego do siebie. Nawiasem mówiąc, jesteś cudowna, kiedy śpiewasz w wannie. - Zagwizdał parę taktów z King of the Road. Nie mógł mnie bardziej upokorzyć. - Nie wierzę. - Bóg jeden wie, kto słuchał nas właśnie w tej chwili. Miałam wrażenie, że coś mi pełznie po plecach i ramionach. Mrowienie strachu. - Słuchaj, naprawdę cię przepraszam - powiedział Mickey z wyraznym zniecierpliwieniem. - Trochę się dałaś nabrać, ale wyliżesz rany i będziesz mówiła, że jestem gówno na patyku. I będziesz miała prawo. Tylko uporaj się z tym jak najszybciej, bo teraz mamy na głowie ważniejszą sprawę. - Nie. Czekaj. - Słyszałam własny głos rozlegający się poza moją głową, jakby należał do kogoś innego. - Musisz mi coś wyjaśnić i to zaraz, natychmiast. Skinął głową, czekając na dalszy ciąg. - Mickey, kim ty jesteś? Jaka jest prawda? Co z... nami? A ta ostatnia noc? Czy coś z tego wszystkiego miało dla ciebie jakieś znaczenie, czy było tylko częścią planu? - Brzydziłam się tym błagalnym tonem, tymi banałami. Nie mogłam znieść myśli, że wspólnicy Mickeya tego słuchają. - Nie wydurniaj się, Patricio - rzucił. - Nie, zaczekaj... wysłuchaj mnie. Zaczęłam wstawać od stołu. - Pytasz, jaka jest prawda. No to ci odpowiem. Ten plan to prawda - mówił powoli, widziałam, że starannie dobiera słowa. - Odwet, zadośćuczynienie za wyrządzone krzywdy, dla mnie tylko to jest naprawdę rzeczywiste. Bardzo cię polubiłem, mimo że tego wcale nie planowałem. Tak więc to jest prawda. Zwietnie się razem dotarliśmy. Wcale mi to nie było potrzebne, mimo że byłem dość samotny, a potem zjawiłaś się... - Ale jak? Skąd ja się właściwie wzięłam? - Nigdy wcześniej go o to nie wypytywałam, chociaż powiedział mi na samym początku, że wybrano mnie jako kandydatkę do nawiązania kontaktu, bo z moją wiedzą o sztuce i proirlandzkimi sympatiami znakomicie spełniałam wszystkie kryteria. Dlacze- go nie wypytałam go dokładniej, zanim się w to wpakowałam, całkiem na ślepo? Chyba zwariowałam. Pomyliłam przeznaczenie z przemocą i nienawiścią. - Wytypowano twoje nazwisko. R L T - I już? Wytypowano moje nazwisko? Gdzie? W jakimś bunkrze IRA, gdzieś w Derry? Co wła- ściwie przez to rozumiesz? - Patricio, kiedy ty się nauczysz podstawowych zasad? Nie musisz tego wiedzieć, więc ci nie powiem. Niech ci wystarczy, że ktoś, kto bywał regularnie u Foleya, zaproponował Patricię Dolan jako doskonałą kandydatkę do tego zadania. Zresztą rzeczywiście świetnie się spisywałaś, aż do teraz. - U Foleya? U tego Foleya? Z South End? U Pete'a Foleya? Mickey popatrzył na mnie z pobłażliwym uśmieszkiem. Wyciągnął rękę i poklepał mnie po grzbiecie mojej zabandażowanej dłoni. - Widzisz, do czego to prowadzi, jak się wie za dużo? Tylko do kłopotów, bo zastanawiasz się nad rzeczami, o których nie powinnaś myśleć. Wyrwałam rękę, a wtedy rzucił się przez stół, chwycił mnie za nadgarstek i walnął moją dłonią o blat. Piekący ból był znacznie mniej dotkliwy niż gorycz wiedzy, że Mickey chciał mi go zadać. Walczyłam z łzami, nienawidząc ich, nienawidząc Mickeya. - Słuchaj no! - syknął przez zaciśnięte zęby. - Pomysł, żeby cię włączyć, wyszedł od takiego starszego faceta, który robił dla nas różne rzeczy, to tu, to tam. Ten facet nazywa się Jimmy Leary. Zadowolona? Wiesz teraz trochę więcej. I coś to zmienia? - Jimmy Leary? Dawny przyjaciel Pete'a z jednostki? Ten Jimmy Leary, który uczył mnie pro- wadzić? O Boże! - Możemy na tym zakończyć? Mamy pilniejsze sprawy, Patricio. - Nie, do cholery, nie możemy zakończyć. Teraz ty posłuchaj. Chcę wiedzieć, co się stało z Mary. I jeśli ta staruszka została zamordowana z mojego powodu, to idę na policję - rzuciłam, starając się za wszelką cenę znalezć jakieś miejsce, gdzie mogłabym bezpiecznie wylądować, skacząc z tak przerażającej wysokości. - Zabijesz mnie, jeżeli powiem, że idę na policję? Nie, nie na policję, tylko do gardai, prawda? Tak ich tu nazywacie? W każdej chwili mogę się przejść do budki telefonicznej obok Nolanów. Coś ty zrobił? Kazałeś temu facetowi przebranemu za montera od telefonów, żeby skręcił jej kark? A ty tymczasem odwracałeś moją uwagę... To tego was uczą w IRA? - Czułam silne pulsowanie w dłoni. - Patricio. - Głos Mickeya zabrzmiał oschle. - Spójrz na mnie. Spojrzałam. W oczach miał chłód, którego nigdy dotąd, aż do tej chwili, nie widziałam. Przera- ził mnie. - Teraz ty posłuchaj. Słuchaj uważnie, co ci powiem. Pete Dolan. - Wymawiał słowa starannie, jakby czytał podpis pod fotografią. Głos miał stalowy, słowa były oszczędne i zimne, obrobione na tokarce okrucieństwa. - Pete Dolan, szczery irlandzki patriota, od lat sympatyk IRA. Emerytowany detektyw z Bostonu w stanie Massachusetts, Stany Zjednoczone Ameryki, facet, który tu i tam przyło- żył rękę i język go nie świerzbił, żeby zadać chociaż jedno pytanie, bo jest patriotą i to mu wystarcza. R L T Nietrudno zgadnąć, że przez lata służby w policji, lata chronienia obywateli Bostonu przed przemocą i zbrodnią, twój stary dorobił się wielu wrogów. A teraz wyobraz sobie ten tłumek drobnych zabójców i złodziejaszków, którzy dostali wyroki dzięki staraniom Pete'a Dolana. Musi ich być na kopy. Ci ludzie mają długą pamięć i puste kieszenie, Patricio. Takim jak oni niewiele trzeba, by ich podjudzić. Więc już ani słowa na ten temat, dobrze?
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plnatalcia94.xlx.pl
|
|
IndeksDeaver Jeffery Lekcja jej ĹmierciKipling, Rudyard Viaje al JaponSkrwawione ziemie. Europa między Hitlerem a StalinemMała syrenka Hans Christian Andersen(7) Nienacki Zbigniew Niesamowity dworJarosśÂaw Kuriata Upadek zśÂotej róśźyFoley Ewa Zakochaj sić w śźyciuHarris Charlaine Harper 2 Grób z niespodziankćÂ
NorwLiu Marjorie M. Maxime Kiss Tom 2 WośÂanie z Mroku
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plown-team.pev.pl
Cytat
Długi język ma krótkie nogi. Krzysztof Mętrak Historia kroczy dziwnymi grogami. Grecy uczyli się od Trojan, uciekinierzy z Troi założyli Rzym, a Rzymianie podbili Grecję, po to jednak, by przejąć jej kulturę. Erik Durschmied A cruce salus - z krzyża (pochodzi) zbawienie. A ten zwycięzcą, kto drugim da / Najwięcej światła od siebie! Adam Asnyk, Dzisiejszym idealistom Ja błędy popełniam nieustannie, ale uważam, że to jest nieuniknione i nie ma co się wobec tego napinać i kontrolować, bo przestanę być normalnym człowiekiem i ze spontanicznej osoby zmienię się w poprawną nauczycielkę. Jeżeli mam uczyć dalej, to pod warunkiem, że będę sobą, ze swoimi wszystkimi głupotami i mądrościami, wadami i zaletami. s. 87 Zofia Kucówna - Zdarzenia potoczne |
|