[ Pobierz całość w formacie PDF ]
przez wiele dni. Ostatnią wreszcie z poważniejszych chorób, które w planowanej wojnie bakteriologicznej miały odegrać ważną rolę, był pomór bydła (inaczej księgosusz). Jest to ciężka choroba krów wywołana przez wirusy, rozmnażające się we krwi i narządach wewnętrznych zwierzęcia. Wirusy mogą tak rozmnożyć się we krwi, że zagęszczenie ich dojdzie do stanu, w którym nawet jeśli krew rozcieńczyć w stosunku 1:25 000, to roztwór będzie jeszcze zawierał dość wirusów do spowodowania choroby. Zakażone zwierzęta chorują długo, a śmiertelność dochodzi do 75%. Wirusy tej choroby nie atakują człowieka. Bakteriolodzy i weterynarze jednostki nr 100 nie poprzestawali na tych kilku chorobach. Badali również możliwości zastosowania innych zakaznych chorób zwierzęcych, usiłowali wyhodować szczególnie złośliwe, nie spotykane dotąd bakterie, riketsje i wirusy. Podobnie jak w jednostce nr 731, pracę zorganizowano na wielką skalę, a więc w odpowiednich pomieszczeniach, przy zastosowaniu taśm bieżących, nowoczesnych chłodni, automatycznych cieplarek itp. Była to zatem również prawdziwa fabryka śmierci, z tą jednak różnicą, że nastawiona głównie na niszczenie zwierząt. Badano tam także zarazki roślin bakterie i wirusy powodujące choroby ziemniaków, żyta, pszenicy, ryżu, kapusty, pomidorów, szukano najlepszych sposobów hodowli zarazków, a także zakażenia nimi pól uprawnych. Nie wystarczyło oczywiście prowadzić badania w samych laboratoriach, trzeba było przeprowadzać doświadczenia. Latem 1942r. Na tereny graniczące ze Związkiem Radzieckim wyruszyła ekspedycja pod kierunkiem pracownika naukowego, doktora Ida Kiochi, wioząca na samochodach ciężarowych nie tylko sprzęt kwaterunkowy dla ludzi, lecz również kompletne laboratorium do badań w terenie. Szło o to, aby dokładnie zbadać, jak w określonych warunkach klimatycznych można sztucznie wywoływać choroby i epidemie wśród zwierząt domowych. Przystąpiono więc do zbadania drogi, jaką odbywają zarazki różnych chorób zwierzęcych, zanim dostaną się do organizmu zwierzęcia, oraz do sposobów zarażania zwierząt. - Musimy zbadać, w jakim stopniu uda się użyć wody do przenoszenia nosacizny i wąglika mówił dr Ida do swego najbliższego współpracownika, dr Ikodu. Gdyby bakterie czy ich zarodniki można było po prostu wrzucić do rzeki, tak aby w promieniu 100 kilometrów wywołały chorobę zwierząt, nie mielibyśmy problemu. Ale niestety, sprawa, jak pan wie, jest znacznie trudniejsza. A może umieścić większą ilość bakterii czy zarodników w jakimś zbiorniku, który by po pewnym czasie przebywania w wodzie pękł? Trzeba pomyśleć o jakimś urządzeniu, które po pewnym czasie, na przykład pięciu dni, mogłoby spowodować lekki wybuch i rozbić szkło. Wtedy zarazki w dużej ilości wytworzyłyby ognisko epidemii. - Oczywiści rzeka jest wygodną drogą do przeniesienia takich ładunków na teren wroga kontynuował dr Ida. Naszym celem będzie, i to zapewne w niedługim czasie, zakażenie terenów rosyjskich. Jak tego dokonać, jakie sposoby i środki zastosować oto właśnie problem, który musimy rozstrzygnąć. W każdym razie wydaje mi się, że powinniśmy skupić uwagę na dwóch chorobach: wągliku i nosaciznie. Jeżeli chodzi o metody przenoszenia zarazków na teren wroga, myślę, iż najlepsze wyniki da dywersja, a poza tym zakażenie z samolotów. Jak pan widzi, pracy przed nami dużo. Praca ekspedycji przyniosła obfity plon naukowy, chociaż efekty zakażenia okazały się nie najlepsze. Japończycy przekonali się, że spowodowanie epidemii wśród zwierząt to sprawa znacznie trudniejsza niż rozszerzenie zarazy wśród ludzi. Kilkakrotnie naukowcy grupy dr Ikodu wlewali do rzeki i jeziora po kilka litrów bulionu, w którym roiło się od bakterii wąglika lub nosacizny, licząc na to, że zarazki powędrują z prądem wody na północ i tam spowodują epidemie na terenie Związku Radzieckiego. W szczególności terenem tej akcji było duże jezioro Chanka, którego minimalna część znajdowała się po stronie mandżurskiej, znacznie zaś większa po stronie radzieckiej. Zakażono również rzekę Ussur, łączącą jezioro Chanka z rzeką Amurem, która od miejsca przyjęcia wód Ussuru płynie już całkowicie na terytorium Związku Radzieckiego. Wszystkie te próby jednak zawodziły. Nie zmniejszyło to wszakże tempa prac w jednostce nr 100. Japończycy rozumiejąc, że zakażenie terenów nieprzyjacielskich ostrymi chorobami zwierzęcymi na drodze dywersji lądowej może przynieść wrogowi tylko stosunkowo niewielkie szkody zaczęli rozważać projekty użycia samolotów do masowego rozsiewania zarazków daleko na tyłach wojsk nieprzyjacielskich. W tym czasie inny oddział jednostki nr 100 prowadził doświadczenia nad zakażaniem ludzi chorobami zwierzęcymi. Zmiertelny zastrzyk Władimir Iwanow był kolejarzem na stacji Worszyłow w pobliżu Władywostoka. Pracował na kolei już 30 lat, miał dorosłe dzieci, a nawet jednego wnuka. Czekała go spokojna starość, którą zamierzał spędzić w małym drewnianym domku na przedmieściu, w otoczeniu rodziny. Tego lata postanowił wykorzystać urlop inaczej niż dotychczas, nie z żoną, nie w domu, lecz za granicą. Jego starsza córka, Nadia, od dziesięciu lata mieszkała z mężem w Charbinie, na terenie Mandżurii, znajdującej się obecnie pod okupacją japońską, i od dłuższego już czasu nie dawał znaku życia. Iwanow nie widział jej jeszcze, odkąd wyjechała, postanowił więc zaryzykować podróż, aby zobaczyć ją znowu, zwłaszcza że obawiał się, czy nie zdarzyło się coś złego. Wprawdzie dochodziły do niego wieści, że w Mandżurii panuje terror, że ludzie giną bez wieści, ale Iwanow nie przypuszczał, żeby jemu, obywatelowi radzieckiemu, mogło coś grozić. Niestety, przeliczył się. Gdy po kilku godzinach jazdy pociągiem znalazł się w Charbinie i zgodnie z przepisami zameldował swoje przybycie na posterunku kolejowym żandarmerii, komendant posterunku zatrzymał jego paszport. - Wasz paszport jest fałszywy oświadczył i wobec tego jesteście zatrzymani. Następnie Iwanow słyszał, jak Japończyk telefonuje do innej placówki żandarmerii i mówi o zatrzymaniu podejrzanego Rosjanina, który przybył z Woroszyłowa, prawdopodobnie szpiega. Tak nastąpiła w życiu Iwanowa gwałtowna zmiana i koniec, którego stary kolejarz nie przewidywał w najbardziej pesymistycznych rozważaniach. Nie pomogły żadne tłumaczenia, żadne próby odwoływania się do wyższych władz japońskich czy prośby o skontaktowanie z konsulem radzieckim. Japończycy uparci twierdzili, że Iwanow jest groznym szpiegiem. Po kilku dniach bezowocnych przesłuchań zastosowano wobec niego tortury dla wymuszenia zeznań. Iwanow wyszedł z nich pół żywy z osłabienia, bólu i ciężkich dolegliwości żołądkowych, spowodowanych pompowaniem w niego ogromnej ilości wody. Urzędnik śledczy zdenerwował się wreszcie i przekazał więznia z powrotem żandarmerii, wypisując na marginesie listu słowa Tokui atsukai , które w konsekwencji oznaczały śmierć. W nocy przywieziono Iwanowa do jednostki nr 100, gdzie w więziennej celi zastał on trzech innych towarzyszy niedoli: jednego Rosjanina i dwóch Chińczyków. Każdy z nich miał na nogach ciężkie kajdany. Nie umieli oni nic konkretnego powiedzieć, sami dostali się tutaj parę czy kilka dni przedtem. Byli poza
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plnatalcia94.xlx.pl
|
|
IndeksGR845. McCauley Barbara Tajemnicza kelnerkaMasoneria zydowskie zagrozenie dla swiataJames Axler Deathlands 020 Cold AsylumHarry Harrison Cykl Planeta śÂmierci 12. Dla Ciebie, Mamo 2 Debbie Macomber MieszkanieTrzy wesela II 02 Carrington Tori Greckie weseleCortez Donn CSI Miami Zmarnowane śÂwićÂta 01 ZśÂe przeczuciaB.A. Tortuga Steam And Sunshine (pdf)Brenda Williamson & Rayne Forrest Sexual Deceptions (pdf)Grenville Hilary Slodka Wenecja
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plown-team.pev.pl
Cytat
Długi język ma krótkie nogi. Krzysztof Mętrak Historia kroczy dziwnymi grogami. Grecy uczyli się od Trojan, uciekinierzy z Troi założyli Rzym, a Rzymianie podbili Grecję, po to jednak, by przejąć jej kulturę. Erik Durschmied A cruce salus - z krzyża (pochodzi) zbawienie. A ten zwycięzcą, kto drugim da / Najwięcej światła od siebie! Adam Asnyk, Dzisiejszym idealistom Ja błędy popełniam nieustannie, ale uważam, że to jest nieuniknione i nie ma co się wobec tego napinać i kontrolować, bo przestanę być normalnym człowiekiem i ze spontanicznej osoby zmienię się w poprawną nauczycielkę. Jeżeli mam uczyć dalej, to pod warunkiem, że będę sobą, ze swoimi wszystkimi głupotami i mądrościami, wadami i zaletami. s. 87 Zofia Kucówna - Zdarzenia potoczne |
|