pobieranie; pdf; ebook; download; do ÂściÂągnięcia
 
Cytat
Felicitas multos habet amicos - szczęście ma wielu przyjaciół.
Indeks Eddings_Dav D20021169 arteuza
 
  Witamy


[ Pobierz całość w formacie PDF ]

że tak umniejsza i banalizuje bliskość, jakiej doświadczyli.
- Dla mnie to było coś więcej niż seks - rzekł Brock, powoli wymawiając
słowa. - Kochaliśmy się. Całą noc.
Elana poczuła nagłą suchość w gardle. Nie, on nie mówi poważnie. Na
pewno nie to ma na myśli. Teraz Brock patrzył na nią z gniewem.
- Słyszałaś, co powiedziałem? My się kochaliśmy. Uprawialiśmy miłość.
Kocham cię. Razem z twoimi bliznami. Kocham.
Kocha ją? Nie, nie wierzy mu. On nie może mówić poważnie.
- Nie wiesz, co mówisz.
- Wiem. Kocham cię - powtórzył i podszedł odrobinę bliżej. Elana cofnęła
się instynktownie. - Proszę, zostań. Porozmawiaj ze mną.
Jak on może ją kochać? Mówi tak, bo niczego nie rozumie. Nie zna tej
ciemności, w jakiej była tak długo pogrążona.
- Już rozmawialiśmy - zaprotestowała. Nagle ogarnęło ją zmęczenie. -
Rozmowa niczego nie zmieni. Mówisz mi to wszystko, bo masz wyrzuty sumie-
nia. Bo uważasz, że jesteś odpowiedzialny za moje blizny. Nie jesteś. Jak mam
cię przekonać?
- Na przykład zostając. Mogłabyś pozwolić się objąć.
Z tymi słowami wyciągnął do niej ramiona.
Elana zrobiła unik i potrząsnęła głową. Gdyby jej dotknął, poddałaby się.
- Posłuchaj. Nie bierz tego do ciebie. Po prostu potrzebuję pobyć w
samotności. Potrzebuję czasu.
R
L
T
- Jak mam nie brać tego do siebie? Mówię ci, że cię kocham, a ty mi odpo-
wiadasz, żebym nie brał tego do siebie? - Po raz pierwszy w jego głosie
zabrzmiała nuta irytacji. - Jeśli odejdziesz, wezmę to bardzo do siebie!
Wbrew woli dotknęła go do żywego. Przypomniało jej się pytanie Chloe, czy
się nie martwi, że to ona zrani Brocka. A jednak to ona ma na ciele blizny. Ma
za sobą koszmarną przeszłość. Nie, to wszystko jest kompletnie bez sensu.
Musi pobyć trochę sama. Musi to wszystko przemyśleć. Musi zrozumieć, o
co w tym wszystkim chodzi.
W tej samej chwili odezwał się dzwonek telefonu. Elana spojrzała na
komórkę przypiętą do paska dżinsów Brocka.
- Nie odbierzesz?
Brock zdecydowanie potrząsnął głową.
- Jak ktoś ma interes, zadzwoni drugi raz.
- A jeśli to Lacey? Pomyśli, że jesteś na nią wściekły.
Brock odwrócił wzrok i zaklął pod nosem.
- Pózniej z nią porozmawiam. Najlepiej będzie, jeśli odwiozę cię teraz do
domu.
No tak, prawie zapomniała, że jest bez samochodu. Mogłaby powiedzieć, że
wezwie taksówkę, lecz nie chciała sprawiać Brockowi więcej przykrości.
- Dobrze - zgodziła się.
Kiedy zniknął w pokoju dziennym, szybko poszukała swojej bielizny i
ubrała się jak należy.
R
L
T
Od razu poczuła się pewniej. Przeszła do pokoju dziennego, usiadła na
brzegu kanapy i spokojnie czekała.
Po chwili z kuchni wyszedł Brock z komórką w ręce. Jego skrzywiona mina
zdradzała, że coś się wydarzyło.
- O co chodzi? - spytała zaniepokojona. - Lacey? Coś się jej stało?
- Nie, ale dzwoniła lekarka ze szpitala. Chce wypisać Tuckera do domu.
- Aha - mruknęła Elana. - To chyba dobra wiadomość, nie?
Brock pokręcił głową.
- Dla Tuckera tak, ale ja będę potrzebował twojej pomocy, Elano. Jak dam
sobie radę z dzieckiem bez Lacey? Zupełnie nie mam doświadczenia. Zawsze
unikałem kontaktów z dziećmi. Wiem, że proszę o wiele, ale czy pomożesz mi?
W głębi duszy wiedział, że mógłby wynająć opiekunkę, ale zależało mu,
żeby to Elana była z nim.
Pomóc mu? Brock prosi o zbyt wiele. Więc dlaczego mu nie odmówi?
Dobrze, pomoże mu tylko urządzić się z dzieckiem i potem już na pewno pojed-
zie do siebie.
W samochodzie Brock podał jej swój telefon.
- Spróbuj jeszcze raz zadzwonić do Lacey, dobrze? - poprosił.
Elana otworzyła klapkę, wybrała numer Lacey, ale natychmiast włączyła się
poczta głosowa.
- Nie odbiera - poinformowała Brocka. Chciała mu dodać otuchy, zapew-
nić, że Lacey wróci, odda samochód, zajmie się synkiem, lecz wiedziała, że w
R
L
T
tej chwili słowa są bezużyteczne. Przedłużająca się nieobecność Lacey
przemawiała przeciwko niej.
Elana miała tylko nadzieję, że nic złego się jej nie przytrafiło.
W szpitalu, nie odzywając się do siebie ani słowem, wsiedli do windy i po-
jechali na górę. W pokoju Tu-ckera zastali pielęgniarkę.
- Dobrze, że już jesteście! - Powitała ich z wyrazną ulgą i podała dziecko
Brockowi. - Zależało mi na wypisaniu tego kawalera, zanim przywiozą mi
następnego podopiecznego.
Brock trzymał bratanka na rękach, a w jego oczach czaiła się panika.
- Skończył dostawać kroplówki, prawda? - spytał, nie widząc stojaka.
- Tak, dziś rano przeszliśmy na leki doustne. Wygląda na to, że Tucker
dobrze je toleruje. Antybiotyk należy podawać jeszcze przez tydzień. Nie po-
winno być z tym żadnego problemu. Tucker to aniołek.
- Przestał płakać, a to już dużo - mruknął Brock pod nosem.
Elana wzięła torbę z pieluszkami, którą zostawiła Lacey, i założyła sobie
pasek na ramię. Oczu nie mogła oderwać od Brocka z dzieckiem na rękach.
Wyglądał na zauroczonego chłopczykiem. Kiedy delikatnie pogładził go palcem
po policzku, serce jej się ścisnęło.
Brock z Tuckerem wyglądali jak ojciec z synkiem. Przez jedno mgnienie
zobaczyła wizję przyszłości i słaba nadzieja obudziła się w jej sercu.
Nadzieja, że oto mogłaby mieć rodzinę, o jakiej zawsze marzyła.
Ostrożnie, żeby go nie obudzić, Brock posadził Tuckera w foteliku samo-
chodowym i okrył kocykiem, tak jak to robiła Lacey. Kątem oka zerknął na
Elanę. Wiedział, że prosząc ją, aby została i mu towarzyszyła, przeciągnął
strunę.
R
L
T
Był to jednak jedyny sposób, aby ją zatrzymać. Została ze względu na La-
cey. I może ze względu na Tu-ckera. Ale nie ze względu na niego. I zdecydowa-
nie nie ze względu na siebie.
- Tu jest recepta. - Pielęgniarka wręczyła mu karteczkę. - Można ją
zrealizować w każdej aptece. A dokumentację choroby i wypis ze szpitala ma
pan tutaj.
Widać było, że kobieta spieszy się do innych zajęć. Brock nie mógł mieć do
niej pretensji, wspomniała coś o kolejnym pacjencie czekającym na łóżeczko.
- Dziękuję. Damy sobie radę. - Elana rzuciła szybkie spojrzenie w jego
stronę, lecz się nie odezwała. Brock wziął fotelik i gestem wskazał drzwi. - Go-
towa? - spytał. - Po drodze do domu wstąpimy do apteki -dodał.
Czy tylko mu się zdawało, czy Elana drgnęła na dzwięk słowa dom? Musi
wziąć się w garść pomyślał, bo zrobi z siebie jeszcze większego idiotę, niż już
zrobił.
Wyznał Elanie miłość.
Nie uwierzyła mu. Nie wiedział, jak ją przekonać, że mówił szczerze.
W samochodzie Elana milczała. Odezwała się tylko raz, kiedy Brock
zatrzymał się przed apteką. Zaproponowała, że zostanie w samochodzie z Tuck-
erem, żeby mógł kupić lekarstwa.
Z chwilą, gdy zamknęły się za nimi drzwi domu, Tucker obudził się i zaniósł
płaczem.
- Ojej, co ci się nie podoba? - W glosie Brocka wyraznie słychać było pa-
nikę. -Przecież już jesteś prawie zdrowy.
Elana przyglądała się tej scenie, stojąc tuż przy drzwiach. Brock zrozumiał,
że nie może już nic zrobić, by ją zatrzymać. Nie może wykorzystywać jej wrod-
zonej dobroci. Pragnął tylko zyskać jeszcze jedną szansę, żeby z nią
porozmawiać. Sprawić, by zrozumiała to, co on sam ledwie rozumiał. %7łe bardzo
R
L
T
ją kocha. I że mogą stworzyć udany związek. Ale jeśli Tucker nie przestanie
płakać, nie będą mieli chwili dla siebie. A Tucker to jego problem, nie jej.
- Elano, nie musisz zostawać, damy sobie radę -odezwał się. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • natalcia94.xlx.pl
  • comp
    IndeksBakalarska Manturzewska Laura, Madej Mariola Maja Jak nie zwariowac do ranaLaura MacDonald Musisz komuś zaufaćCandace Camp Geheimnis um MitternachtDeaver Jeffery Lekcja jej śÂ›mierciClark wtajemniczenie do hermetyzmuBeaton M.C. Hamish Macbeth 02 Hamish Macbeth i śÂ›mierć‡ śÂ‚ajdakaBohumil Hrabal Obslugiwalem angielskiego krola52TYLyda Morehouse Archangel 03 Messiah NodeJames Michener The Br
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mediatorka.pev.pl
  • Cytat

    Długi język ma krótkie nogi. Krzysztof Mętrak
    Historia kroczy dziwnymi grogami. Grecy uczyli się od Trojan, uciekinierzy z Troi założyli Rzym, a Rzymianie podbili Grecję, po to jednak, by przejąć jej kulturę. Erik Durschmied
    A cruce salus - z krzyża (pochodzi) zbawienie.
    A ten zwycięzcą, kto drugim da / Najwięcej światła od siebie! Adam Asnyk, Dzisiejszym idealistom
    Ja błędy popełniam nieustannie, ale uważam, że to jest nieuniknione i nie ma co się wobec tego napinać i kontrolować, bo przestanę być normalnym człowiekiem i ze spontanicznej osoby zmienię się w poprawną nauczycielkę. Jeżeli mam uczyć dalej, to pod warunkiem, że będę sobą, ze swoimi wszystkimi głupotami i mądrościami, wadami i zaletami. s. 87 Zofia Kucówna - Zdarzenia potoczne

    Valid HTML 4.01 Transitional

    Free website template provided by freeweblooks.com