[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- 54 - S R Już miała odwrócić się od okna, kiedy Jon podniósł nagle z ziemi jakiś przedmiot i rzucił go w morze. Przyglądała się, jak kamyk odbił się kilka razy od powierzchni wody. Stała bez ruchu, patrząc, jak Jon rzuca drugi kamyk, a po nim jeszcze jeden... Nie drgnęła nawet, gdy nieoczekiwanie odwrócił głowę i zobaczył ją w oknie. Pomachał ręką i ruszył wielkimi susami w kierunku domu. Dopiero gdy wszedł do środka i zniknął z jej pola widzenia, odzyskała władzę w nogach. Słysząc, jak wchodzi do pokoju, odwróciła się do niego, nagle zakłopotana. Już miał się odezwać, lecz gdy uważnie przyjrzał się jej twarzy, słowa zamarły mu na ustach. Przez dłuższą chwilę po prostu stali, nie odrywając od siebie wzroku. - Coś się stało? - zapytał łagodnie. - Nie. - Zaczęła poprawiać poduszki na kanapie, mimo że były ułożone. - Po prostu muszę już jechać, bo się spóznię. - No to jedzmy - powiedział spokojnym tonem. Kolejny dzień upłynął według tego samego schematu. Jon poznawał metody pracy w przychodni i towarzyszył Kate podczas wizyt domowych. Jego obecność nie powodowała już spięć, a pod koniec dnia Kate musiała przyznać, że polubiła towarzystwo gościa. Wieczorem ugotowała kolację nie tylko w rewanżu, ale i ze szczerej chęci. Upiekła baraninę z warzywami i otworzyła butelkę wina. - Przepyszne - oznajmił Jon, mrużąc oczy. - Cieszę się, że ci smakuje. - Była naprawdę zadowolona z jego pochwały. Wciąż czuła pewien niepokój, ale w końcu mężczyzni nie gościli w jej domu zbyt często. Trzecią noc przespała spokojnie. Następnego dnia, czyli w sobotę, nie musieli się spieszyć do pracy i ranek przebiegał powoli. Jedli grzanki, pili kawę i czytali gazety, kiedy zadzwonił telefon. - Kate, tu Helen. Chciałam ci powiedzieć, że malowanie skończone i Jon może się wprowadzić. - 55 - S R - Zwietnie, powiem mu. - Odkładając słuchawkę, napotkała wzrok Jona. - Helen mówi, że mieszkanie już gotowe. - Rozumiem. - Nie była w stanie określić uczucia, które odmalowało się na jego twarzy. - W takim razie nie muszę ci się już narzucać. - Podwiezć cię do Gatcombe? - Dzięki, ale pewnie masz co robić. Wezmę taksówkę. Pokręciła głową. - I tak muszę jechać po zakupy. Mogę cię podrzucić po drodze do supermarketu. - No dobrze. Wezmę rzeczy. Posprzątała ze stołu i poszła do sypialni po żakiet, torbę i klucze. Po powrocie zastała go przy oknie widokowym, obok swoich toreb, w ciężkich butach i ciemnozielonym kapeluszu. Przystanęła w progu, przyjrzała mu się i nagle ogarnęło ją nieznane dotąd uczucie. Nie potrafiła sprecyzować, jakie; prawdopodobnie stanowiło kombinację czułości i współczucia, i przez chwilę niemal żałowała, że gość już wyjeżdża. To były tylko trzy dni? Miała wrażenie, że mieszkał tu od zawsze. - Fascynujące, prawda? Morze zawsze jest inne. - Mogłabym patrzeć na nie w nieskończoność - odparła zgodnie z prawdą. - Ma tyle różnych nastrojów. - Jak kobieta. - Odwrócił się. - Raz dzikie i wzburzone, innym razem delikatne i ciche. Miała powody podejrzewać, że się z niej naśmiewa, w końcu już pierwszego dnia speszył ją jakimś żartem. Ale tym razem ani w jego oczach, ani w tonie głosu nie było śladu kpiny. Kiedy dumała nad ewentualną odpowiedzią, ujął jej rękę. - Dziękuję, że pozwoliłaś mi przenocować. Naprawdę to doceniam. - Pochylił się i podniósł jej dłoń do ust. - Było mi bardzo miło... - wykrztusiła ochrypłym głosem i utkwiła wzrok w jego włosach o barwie miodu. - 56 - S R Po chwili czar prysnął. Ona cofnęła rękę, on wyprostował się i wziął swoje rzeczy, po czym wyszli z mieszkania. Na wybrzeżu snuła się jeszcze poranna mgiełka, ale w głębi wyspy widoczność się poprawiła. Tylko w dolinie, wzdłuż rzeki Medina, wisiały jeszcze girlandy białego puchu. Jechali z dala od miejskiego zgiełku, tuż pod murami zamku Carisbrooke skąpanego w promieniach marcowego słońca, a dalej zwykłymi polnymi drogami. Na żywopłotach zielone pączki nabrzmiewały w słońcu, gotowe się rozchylić, na brzegu rzeki cieszyły oko kępki pierwiosnków i jaskółczego ziela, a na polach pasły się spokojnie krowy i owce. - Zapomniałem, jak piękna potrafi być Anglia wiosną - powiedział Jon, wyglądając przez okno. - Może chciałeś zapomnieć - wyrwało jej się. Obserwowała go kątem oka; siedział w milczeniu, aż wreszcie wydał cichy dzwięk, który można by uznać za westchnienie, i odparł spokojnie: - Pewnie masz rację. Przed Coach House czekała na nich Helen, lecz Harry'ego nie dostrzegli. - Jeszcze śpi - wyjaśniła gospodyni. - Mieliśmy okropną noc. Nie poznawał mnie. - Mam go zbadać? - Kate poklepała Chestera, który przydreptał na oględziny porannych gości. - Niech się spokojnie wyśpi. - Helen była blada, miała podkrążone oczy. Gdy jednak dostrzegła bagaż Jona, nie potrafiła ukryć zdumienia. - Czy to wszystko? - Nie lubię dzwigać - odparł z szerokim uśmiechem. - No, to ja lecę. - Kate w gruncie rzeczy nie chciała ich opuszczać. Z niewyjaśnionych przyczyn wolałaby zostać, ale nie znalazła pretekstu. - Poczekaj chwilkę. - Na szczęście Helen uznała za stosowne ją zatrzymać. - Zaprowadzę tylko Jona do mieszkania i napijemy się kawy. - 57 - S R - Naprawdę powinnam jechać - zaczęła Kate, lecz potem dodała bezradnie: - Ale przecież zakupy nie uciekną. Usiadła na drewnianej ławce przed wejściem i przyglądała się, jak Helen prowadzi gościa do starego, porosłego bluszczem budynku stajni, nad którą znajdowało się mieszkanie. Gdy wspięli się po schodkach i zniknęli w drzwiach, Kate nagle ogarnęło zupełnie nieoczekiwane uczucie, podejrzanie zbliżone do zazdrości. Nie do wiary, zwłaszcza że przez te trzy dni dosyć niechętnie gościła Jona u siebie i nie mogła się doczekać, kiedy wreszcie się go pozbędzie. - Jak to dobrze, że się zgodziłaś - powiedziała w chwilę pózniej, przyglądając się, jak przyjaciółka robi kawę. Jon w tym czasie rozpakowywał swój skąpy bagaż. - Nie ma sprawy. Jest miły, polubiłam go. Kate nachmurzyła się. Z jakiejś przyczyny na samą myśl o sympatii Helen do Jona poczuła się nieswojo. Przez ostatnie parę dni to ona roztaczała nad nim opiekę, z której, co prawda, zbytnio się nie cieszyła. - Jak już mówiłam - ciągnęła Helen, zupełnie nie podejrzewając, co
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plnatalcia94.xlx.pl
|
|
IndeksGordon Korman Bruno & Boots 07 Something Fishy at Macdonald HallBakalarska Manturzewska Laura, Madej Mariola Maja Jak nie zwariowac do ranaRoss Macdonald Troista drogaIding Laura PojednanieJozef Flawiusz Autobiografia(1)Lords of Kassis 2 Stars Storm S.E. SmithNiebezpieczna miśÂośÂćÂ332 Indian Food RecipesBenzoni Juliette Katarzyna tom 6C.S. Lewis 4.OpowieśÂci z Narnii Srebrne krzesśÂo
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plannkula.pev.pl
Cytat
Długi język ma krótkie nogi. Krzysztof Mętrak Historia kroczy dziwnymi grogami. Grecy uczyli się od Trojan, uciekinierzy z Troi założyli Rzym, a Rzymianie podbili Grecję, po to jednak, by przejąć jej kulturę. Erik Durschmied A cruce salus - z krzyża (pochodzi) zbawienie. A ten zwycięzcą, kto drugim da / Najwięcej światła od siebie! Adam Asnyk, Dzisiejszym idealistom Ja błędy popełniam nieustannie, ale uważam, że to jest nieuniknione i nie ma co się wobec tego napinać i kontrolować, bo przestanę być normalnym człowiekiem i ze spontanicznej osoby zmienię się w poprawną nauczycielkę. Jeżeli mam uczyć dalej, to pod warunkiem, że będę sobą, ze swoimi wszystkimi głupotami i mądrościami, wadami i zaletami. s. 87 Zofia Kucówna - Zdarzenia potoczne |
|