[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- A przy okazji, bez wątpienia, atelier? Vicky nie przeoczyła podtekstu zawartego w pytaniu. Zastanawiała się, co mógłby powiedzieć, gdyby wiedział, że w jej ręku znajdują się klucze do atelier. Zbyła milczeniem jego arogancję. Cisza zaczęła sprawiać przykrość, a napięcie wzrastało z każdą chwilą. James odezwał się pierwszy: - Może powiesz mi, co tu się dzieje? - I znowu ten chłód. - Nie ma nikogo, żeby odebrać telefon, nie ma Giovanniego, żeby po mnie wyjść, nie ma Marii, cały dom pogrążony w ciemnościach... - A kot nie nakarmiony! - krzyknęła Vicky, pochylając się, by podnieść Abigail, której żałosnego miauczenia nie sposób było nie usłyszeć. James wszedł za nią po schodach, a potem przez sklepione przejście do kuchni. - No więc, gdzie oni są? - zapytał, siekając mięso dla kotki. - Ich siostrzenica, Giulia ... Coś się tam stało. Powiedziałam im RS 36 obojgu, żeby pojechali do niej i zostali, jak długo będzie trzeba. - Vicky przerwała z zakłopotaniem. - Nie było sposobu, żeby się z tobą skontaktować. Myślałam, że nie będzie cię przez dzień lub dwa, a oni byli tak zatroskani... - Miałaś rację. Sam zrobiłbym to samo. Vicky uśmiechnęła się krzywo. - Cóż, dobrze wiedzieć, że czasem udaje mi się postąpić właściwie - powiedziała. James pokonał dzielącą ich przestrzeń i, chwytając ją za ramiona, rzekł: - %7łałuję, że nie mogę ci tego wszystkiego wyjaśnić. Nie masz najmniejszego pojęcia, w co możesz się wpakować. - To już mówiłeś wcześniej - oświadczyła. - Ale zdaje mi się, że żywisz dziwną niechęć do zdradzania szczegółów. Wyzwoliwszy się z jego objęć, ruszyła do pokoju, zatrzymała się na skraju schodów, by zawołać przez ramię: - A czymkolwiek jest ta wielka tajemnica, nie jestem naiwną nastolatką wymagającą ochrony. - Wręcz przeciwnie - powiedział, podchodząc bliżej i przytrzymując dłonią jej podbródek, by nie mogła uniknąć jego badawczego wzroku. - Twoja naiwność rzuca się w oczy. Vicky poczuła, że oblewa się rumieńcem na myśl o tym, że chodzi mu pewnie o jego własny podbój, który nie doszedł do skutku tylko dzięki pojawieniu się Marii. Mimo że starała się unikać jakiegokolwiek zaangażowania uczuciowego, może wydawało mu się, że prowadzi kokieteryjną grę i czeka tylko, by paść w ramiona pierwszemu lepszemu mężczyznie. - Nie życzę sobie, żeby Stephen Carter wtrącał się w moje życie" - ciągnął James. - Zwłaszcza teraz, kiedy zaczyna się coś dziać. Przez moment wyglądał, jak gdyby miał zamiar to wyjaśnić ale powiedział tylko: - Jeśli nie posłuchasz mojej rady, to natychmiast zarezerwuję ci bilet na podróż powrotną. - Twojej rady? Nazwałabym to inaczej - odparła ostro Vicky. - Przyjechałam tu aby objąć posadę osobistej asystentki - wzruszyła RS 37 ramionami. - Może pochlebiam sobie mówiąc, że potrafię wykonywać swoją pracę, że już wykazałam pewną pomoc... - Pracuje nam się bardzo dobrze - przyznał sztywno. - Asystentka osobista - podkreśliła. - A nie pokojówka. Czas poza pracą należy tylko do mnie i mogę nim rozporządzać według swego uznania. - Czy to oznacza, że zamierzasz zobaczyć się znowu z Carterem? - Powiedziałabym, że jest to bardziej niż prawdopodobne. - Więc pakuj manatki. - W jego oczach widać było wściekłość. - Opuścisz ten dom rano. Nie mam zamiaru znosić wciąż tej żałosnej gry. Vicky nie spodziewała się tak gwałtownej reakcji. - Czy ty naprawdę sądzisz, że masz prawo do wybierania mi znajomych i do dyktowania, co mi wolno, a czego nie? - W tym przypadku tak, do cholery! - krzyknął. - Wobec tego z radością wyjadę. Wbiegła na górę i zatrzasnęła drzwi swego pokoju. Wrzuciwszy do portmonetki klucze Stephena, zatrzymała się na chwilę, zanim zaczęła opróżniać szuflady i szafę, ciskając ubrania na łóżko i odrzucając na bok te, które założy na drogę. Następnie rozebrała się i włożyła płaszcz kąpielowy. Wyładowała w ten sposób swoją wściekłość i, teraz, powoli uspokajała się. Stała smutna u wezgłowia łóżka, przeżywając swoją porażkę. Wszystko zakończyło się fiaskiem; jutro wyjeżdża. Uniosła dłonie ku twarzy mokrej od łez. Nigdy nie była skora do płaczu, ale teraz nie mogła się powstrzymać. Wstrząsana szlochem, osiągnęła wreszcie stan błogiego otępienia, pogrążyła się w zapomnieniu. Leżała długo, a gwałtowne, głębokie spazmy przerywały jej oddech; napięcie stopniowo opadało. Usłyszała kroki na schodach. - Vicky! - James zapukał do drzwi. - Odejdz! - Powiedziała stłumionym głosem. Ale James nie posłuchał. Otworzył drzwi i przez dłuższą chwilę stał w progu. Wszedł i zamknąwszy drzwi nogą, powoli przeszedł przez pokój, po czym zatrzymał się, patrząc na Vicky. - A więc w gruncie rzeczy nie jesteś taką lodowatą damulką - powiedział, wyciągając chusteczkę, by zetrzeć łzy z jej policzków. RS 38 - Jeśli to moja wina, to przepraszam. - Nie pochlebiaj sobie - odrzekła. Jej oddech wciąż się urywał, a odzyskany chwilowo spokój ponownie ją opuścił. James przygarnął ją do siebie, pozwalając jak dziecku wypłakać się z twarzą wtuloną w jego ramię. Gładził jej włosy w milczeniu, dając czas na odzyskanie równowagi. - Przepraszam - powiedziała w końcu, nie patrząc na niego. - Tak mi wstyd! Co za przedstawienie! - Nie przepraszaj - rzekł łagodnie. - I tak zbyt długo to w sobie dusiłaś. Wyplątała się z jego ramion i poszła do łazienki, by umyć twarz zimną wodą. Nie była w stanie powstrzymać spazmów, które wstrząsały całym jej ciałem. Kiedy wróciła do pokoju, James wciąż siedział na łóżku. Wyciągnął rękę, by chwycić jej dłoń i przyciągnąć do siebie. - Wiesz, nie musisz wyjeżdżać - powiedział. - Pod warunkiem, że obiecam nie widywać się ze Stephenem, prawda? - Nie ma innego wyjścia. - Jak mogę to obiecać? Poza tym lubię jego towarzystwo, on był taki miły. - Carter... miły? - James roześmiał się. - Tak, miły - Vicky nie dawała za wygraną. - Nie musiał po mnie wychodzić. Mógł pozwolić, żeby to Giovanni odebrał mnie ze stacji. - Wiem, to moja wina - odpowiedział. - Nie mogłem się przełamać. Musisz zrozumieć, że nie było mi łatwo przez ostatnie trzy lata. - Ale odcięcie się od świata i wszystkich znajomych niczego nie rozwiązało, prawda? Przypuszczam, że tobie żaden człowiek i żadne okoliczności nie mogą dyktować warunków. Obwiniasz mnie dokładnie za to, co sam robisz. Wzruszył ramionami. - Z tobą to inna sprawa. Przynajmniej prasa nie depcze ci po piętach. Nie musiałaś unikać tych wszystkich plotek w brukowych gazetach, tych fałszywych sensacyjek, insynuacji. Całe moje życie było własnością publiczną. - Przemysł filmowy - czy nie tak nazywa się ta zabawa? RS
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plnatalcia94.xlx.pl
|
|
IndeksLato w Wenecji Wallington VivienneCole Hilary Oszo_omienieGrenville Hilary Slodka WenecjaAnthony Piers Cykl KrćÂ
g walki (01) Sos SznurDave Mead Stix (retail) (pdf)Foster Alan Dean NadchodzćÂ
ca burzaBohdan Petecki Strefy ZeroweNajpićÂkniejsze opowieśÂci 12 A gwiazdy od wieków nucćÂ
tć pieśÂśÂ Margit SandemoEwa wzywa 07 126 Dziurawiec Andrzej Inny czasCastaneda Carlos Nauki don Juana
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plown-team.pev.pl
Cytat
Długi język ma krótkie nogi. Krzysztof Mętrak Historia kroczy dziwnymi grogami. Grecy uczyli się od Trojan, uciekinierzy z Troi założyli Rzym, a Rzymianie podbili Grecję, po to jednak, by przejąć jej kulturę. Erik Durschmied A cruce salus - z krzyża (pochodzi) zbawienie. A ten zwycięzcą, kto drugim da / Najwięcej światła od siebie! Adam Asnyk, Dzisiejszym idealistom Ja błędy popełniam nieustannie, ale uważam, że to jest nieuniknione i nie ma co się wobec tego napinać i kontrolować, bo przestanę być normalnym człowiekiem i ze spontanicznej osoby zmienię się w poprawną nauczycielkę. Jeżeli mam uczyć dalej, to pod warunkiem, że będę sobą, ze swoimi wszystkimi głupotami i mądrościami, wadami i zaletami. s. 87 Zofia Kucówna - Zdarzenia potoczne |
|