pobieranie; pdf; ebook; download; do ÂściÂągnięcia
 
Cytat
Felicitas multos habet amicos - szczęście ma wielu przyjaciół.
Indeks Eddings_Dav D20021169 arteuza
 
  Witamy


[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Doznała zawrotu głowy, czuła, że jej się ziemia spod nóg usuwa, wytężyła wszystkie siły,
ażeby przyśpieszyć kroku, gdy się nagle potknęła, jęknęła  Ach! ... i upadła.
Powszechnie wiadomo, że zakochani umieją korzystać z każdego przypadku.
Lekkuchno i w okamgnieniu Zabrzeski postawił Morusieńkę na nogach, błagał ją
jednocześnie, zaklinał, ażeby się go nie obawiała, i przy tej sposobności złożył niezmiernie
gorący pocałunek na pięknej rączce bez rękawiczki. Wyrwała mu się jak ptaszek strwożony,
biegła co tchu, a przed nią wyskakiwał, radośnie poszczekując, As, który skorzystał z chwili i
razem z łańcuszkiem wymknął się swojemu panu.
Odebrawszy tyle niespodziewanych a silnych wrażeń przystanął teraz pan Albin jak
człowiek, który nieuchronnie potrzebuje chwilki czasu, aby sobie powierzchownie zdać
sprawę z tego, co tak nagle zaszło. Nie miał na to czasu, gdyż właśnie spostrzegł
przechodzącą mimo Lutę. Chwycił się za kapelusz, zdjął go do ukłonu, ale ona miała
fizjonomią sztywną, pogardliwą i przeszła, jak gdyby go wcale nie widziała, podążając za
Morusieńką i Asem.
Ta niespodzianka najzupełniej stropiła Zabrzeskiego; nie jadł wcale śniadania, lecz poszedł
prosto do domu na Erywańską. Usiadł i przebiegał myślą dzieje swojego uczucia. Wszystko
poszło z Asa; marny pies może jednak w życiu człowieka odegrać znaczną rolę.
Rzecz dziwna, zakochani ludzie mają najwyższą skłonność do rozmyślań, a wcale nie są
zdolni myśleć, oglądać myślą swojej własnej duszy. Dusza ta jest wprawdzie jak by cyrkiem
czy teatrem, gdzie sobie najrozmaitsze uczucia urządzają przedstawienia, ale zupełnie brakuje
widzów.  No i cóż dalej? Na czym się to wszystko skończy?
Tymczasem na Sewerynowie było istne piekło. Dopiero teraz się wydało, że Luta to
nieustannie podżegała starego, ażeby się uzbroił w ojcowską powagę i dał dobrą naukę
 smarkaczowi . Proces o pokąsanie przez Asa Pyty dolał tylko oliwy do duszy emeryta,
zaniepokojonego o najmłodszą z córek. Luta bowiem wyraznie powiedziała ojcu, że
Morusieńka jest bardzo zalotna, może łatwo zostać kokietką, pójść po drodze zgubnej dla
siebie i rzucić  cień na całą rodzinę . Czy to była zwyczajna złośliwość starej panny, gotowej
każdemu dokuczyć, czy fortel, ażeby w taki sposób Zabrzeskiemu przeciąć drogę zabiegów
względem  smarkacza , a napędzić go ku sobie, czy nareszcie istotna troskliwość o
nienaganne postępowanie i dobre imię najmłodszej siostry? Pytań tych nikt zapewne nie zdoła
rozstrzygnąć stanowczo. Wszystkiego bowiem w pobudkach działania  anioła stróża rodziny
mogło być po odrobinie.
26
Po doznanej przygodzie ulicznej z panem Albinem Morusieńka przed drzwiami
mieszkania odzyskała przytomność, nie wpuściła za sobą wyżła, tylko weszła sama, usiadła
spokojnie i, czego dotąd nigdy nie robiła, zaczęła czytać książkę:  %7ływoty znakomitych
Polek .
Wkrótce wpadła za nią Luta jak bomba, zatrzymała się chwilkę i powiedziała z gorzkim
uśmiechem:
- Pięknie, bardzo pięknie!...
Skinęła na Gutę i Niutę i wszystkie trzy poszły do ojca.
- Ojcze, jest zle, bardzo zle! - zawołała Luta wchodząc do pokoju.
Emeryt z przerażeniem spojrzał na najstarszą córkę i trwożliwym głosem spytał:
- Co się stało?
A ona zaraz zaczęła w najstraszniejszych barwach przedstawiać, że Morusieńka miała
umówioną na ulicy schadzkę z Zabrzeskim, że się wraz z nim schroniła na odludną ulicę,
gdzie słuchała jego miłosnych wyznań, że nareszcie upadła, a on ją podniósł i całował. Guta i
Niuta dodawały niemało okropności temu opowiadaniu swoimi wykrzykami, ruchami rąk i
twarzy.
- Niech ojciec radzi! Niech ojciec radzi! - wykrzykiwały na gwałt trzy stare panny.
Zdawało się, że starca opuściła dzisiaj owa energia i stanowczość, którą okazywał wczoraj
jeszcze, uzbrojony w pistolet. Pobladł nadzwyczajnie, miał łzy w oczach, usta mu drgały,
nogi się chwiały pod nim i wyrzekł tylko:
- Tak, tak, trzeba złemu zaradzić! Nieszczęście!
Swojewski miał w Warszawie przyjaciela z lat dawnych, kolegę biurowego, dziś jak i on
emeryta, Ryszarda Bodzęckiego, którego koledzy przezwali byli niegdyś Ryszardem Lwie
Serce. Nie lwie, ale prawe ludzkie serce posiadał ten człowiek, jeden z takich, co się to o nich
mówi:  Można na nim polegać jak na Zawiszy! Bodzęcki, przeszło siedemdziesięcioletni
starzec, ostatki życia swojego poświęcał obecnie rozmyślaniom nad tym, jak ulepszyć ustawy
w różnych towarzystwach dobroczynnych, ażeby wsparcia otrzymywali tylko rzeczywiście
ubodzy ludzie, a spomiędzy wszystkich stowarzyszeń w Warszawie najwyżej stawiał
Archikonfraternią Literacką, której był członkiem. Chudy, kościsty, zawsze wyprostowany,
miał wzrok surowy, wyraz pociągłej zmarszczonej twarzy niezwykle ostry. Mimo starości nie
był gadułą, lecz mówił zawsze krótko, zwięzle, wyraznie.
Do niego to przybył Swojewski z ojcowskim bólem w sercu i bez żadnych ogródek wyznał
otwarcie, co zaszło, a na zakończenie dodał ze wzruszeniem:
- Dajże mi radę, Ryszardzie, co mam przedsięwziąć!
Ryszard Lwie Serce uważnie wysłuchał całej przemowy kolegi, żądał wyjaśnienia co do
niektórych szczegółów, po czym rzekł:
- Zawsze się działy takie rzeczy i zapewne dziać się będą; na to nie ma lekarstwa, żaden
ojciec, żadna matka nie upilnuje! Swoją drogą, ty nie możesz tego brać lekko i owego
zalotnika musimy do odpowiedzialności pociągnąć... Kto pannie naznacza schadzkę,
oświadcza jej się i całuje ją przy wyznaniu miłosnym, ten się nieodwołalnie musi z nią
ożenić!... No, a gdyby odmówił, powinieneś się z nim koniecznie strzelać jako obrońca
honoru swojej córki.
Emeryt spuścił głowę usłyszawszy wyrok sprawiedliwego kolegi i odrzekł:
- Słusznie mówisz, nie ma żadnego innego wyjścia! Niech się żeni albo będzie miał ze
mną do czynienia!... Cóż robić? Dla dobra rodziny trzeba się nawet dać zastrzelić, jeśli
potrzeba.
Pan Ryszard okazał się bardzo uczynny i przyjął na siebie obowiązki pierwszych zagajeń
w tej drażliwej sprawie o honor Morusieńki.
Zabrzeski ciągle był czegoś niespokojny, oczekujący, i choć już było po szóstej, nie jadł
jeszcze śniadania. Nareszcie otrząsnął się z bezmyślnej zadumy i pomyślał, że bez względu na
27
wszystko człowiek koniecznie jeść musi. Przyzwał Franciszka i zapytał go, czy nie wie, co się
dzieje z Asem. Służący odpowiedział:
- Trudno taką bestią pilnować na każdym kroku!
Franciszek skłamał, chciał bowiem ukarać wyżła za jakąś nową psotę i zamknął go w
ciasnej komórce oczekując wyjścia z domu pana Albina.
Wtem ktoś zadzwonił; służący pośpieszył do drzwi i widząc jakiegoś gościa, który gotów
pana dłużej jeszcze w domu zatrzymać, a tu aż ręka świerzbi, żeby psu  skórę wytatarować ,
odrzekł:
- Nie ma pana w domu - i drzwi przybyłemu zamknął przed nosem.
Bodzęcki - on to był bowiem - dopiero nazajutrz rano porozumiał się z panem Albinem.
Rozmowa trwała bardzo krótko, a o jej treści najlepiej świadczyło to, że się Zabrzeski
ożenił z Morusieńką. Otóż i w taki sposób można się też ożenić. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • natalcia94.xlx.pl
  • comp
    IndeksDygasinski Adolf Pan Jędrzej PiszczalskiZeromski Stefan Uciekla mi przepioreczka.(m76)Costin Wagner Jan MilczenieEric Flint Grantville Gazette Volume 1Cook Robin DewiacjaVerne Juliusz Król przestrzeniCrónicas y anĂĄlisis Campeonato Mundial de Ajedrez Sochi 2014Ostatni dokument Hessa Eden MatthewKwiatek Wojciech Piotr Ewa wzywa 07... 139 Za śźadne pienić…dzeMC Sinners 3 Knights' Sinner Bella Jewel
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • own-team.pev.pl
  • Cytat

    Długi język ma krótkie nogi. Krzysztof Mętrak
    Historia kroczy dziwnymi grogami. Grecy uczyli się od Trojan, uciekinierzy z Troi założyli Rzym, a Rzymianie podbili Grecję, po to jednak, by przejąć jej kulturę. Erik Durschmied
    A cruce salus - z krzyża (pochodzi) zbawienie.
    A ten zwycięzcą, kto drugim da / Najwięcej światła od siebie! Adam Asnyk, Dzisiejszym idealistom
    Ja błędy popełniam nieustannie, ale uważam, że to jest nieuniknione i nie ma co się wobec tego napinać i kontrolować, bo przestanę być normalnym człowiekiem i ze spontanicznej osoby zmienię się w poprawną nauczycielkę. Jeżeli mam uczyć dalej, to pod warunkiem, że będę sobą, ze swoimi wszystkimi głupotami i mądrościami, wadami i zaletami. s. 87 Zofia Kucówna - Zdarzenia potoczne

    Valid HTML 4.01 Transitional

    Free website template provided by freeweblooks.com