[ Pobierz całość w formacie PDF ]
znajdował się stolik z tacą, na której zgromadzono różne nierdzewne pojemniki i plastikowe rurki. Przy przeciwległej ścianie stał wózek anestezjologiczny z butlami tlenowymi. Po sali krzątały się dwie pielęgniarki. Jedna myła Cheryl, a druga otwierała różne opakowania i wykładała ich zawartość na tacę. Nagle drzwi do sali zabiegowej się otworzyły i wszedł lekarz - w fartuchu i rękawiczkach. Podszedł do tacy i ułożył sobie instrumenty. Cheryl, leżąca dotąd spokojnie, uniosła się na łokciu. - Pani Tedesco - upomniała ją jedna z pielęgniarek - proszę się położyć. - To nie jest doktor Foley - powiedziała Cheryl. - Gdzie jest doktor Foley? Przez chwilę wszyscy w pokoju zamarli w bezruchu. Lekarz wymienił spojrzenia z pielęgniarkami. - Nie zgadzam się na zabieg, jeżeli nie zjawi się tu doktor Foley - oznajmiła Cheryl łamiącym się głosem. - Nazywam się Stephenson - przedstawił się lekarz. - Doktor Foley niestety nie może przyjść. Upoważniono mnie, bym go zastąpił. Cały zabieg jest dziecinnie prosty. - Nic mnie to nie obchodzi - upierała się Cheryl. - Nie poddam się aborcji, jeśli nie on będzie jej dokonywał. - Doktor Stephenson jest jednym z naszych najlepszych chirurgów - uspokajała ją pielęgniarka. - Proszę się położyć i pozwolić nam kontynuować zabieg. - Oparła rękę na ramieniu Cheryl, próbując nakłonić pacjentkę, by się położyła. - Chwileczkę - odezwała się Jennifer, zdziwiona własną odwagą. - To chyba jasne, że Cheryl chce, żeby zajął się nią doktor Foley. Wydaje mi się, że nie powinniście jej zmuszać, by zgodziła się na kogoś innego. Oczy wszystkich skierowały się na nią, jakby dopiero teraz dostrzeżono jej obecność. Doktor Stephenson podszedł do niej i zaczął popychać ją w kierunku wyjścia. - Chwileczkę - powtórzyła Jennifer. - Nigdzie się stąd nie ruszę. Cheryl powiedziała wyraznie, że nie zgadza się na aborcję, dopóki nie zjawi się tu doktor Foley. - Zdajemy sobie z tego sprawę - odparł Stephenson. - I jeżeli pani Tedesco podtrzyma swe żądanie, to, naturalnie, uszanujemy jej wolę. W naszej klinice pacjent jest zawsze najważniejszy. Proszę poczekać w pokoju pani Tedesco; zaraz ją tam przewieziemy. Jennifer zerknęła na przyjaciółkę, która siedziała teraz na brzegu stołu operacyjnego. - Nie martw się - powiedziała Cheryl. - Nie pozwolę im się dotknąć, dopóki nie przyjdzie doktor Foley. Zdezorientowana Jennifer dała się wyprowadzić z sali zabiegowej. Wózek, na którym przywieziono Cheryl, znów wtoczono do środka i Jennifer poczuła się nieco spokojniejsza. Zdjęła czepek i fartuch, i rzuciła je do pojemnika w korytarzu. Niemal natychmiast zjawiła się Marlene Polaski. - Właśnie dowiedziałam się, co się stało - zwróciła się do Jennifer. - Jest mi strasznie przykro. W tak wielkiej instytucji, choćby nie wiem jak się starano, czasami coś się nie udaje. Od wczoraj panuje tu galimatias. Myślałam, że pani wie o biednym doktorze Foleyu. - O czym niby miałabym wiedzieć? - zdziwiła się Jennifer. - Doktor Foley popełnił przedwczoraj samobójstwo - wyjaśniła Marlene. - Zastrzelił żonę, a potem siebie. Pisano o tym we wszystkich gazetach. Myślałam, że pani wie. Jennifer wyszła na korytarz. Obok niej przewieziono Cheryl. Jennifer westchnęła z ulgą. Mimo wszystko była zadowolona, że jest pacjentką doktora Vandermera. Wysiadając z autobusu w Montclair, w stanie New Jersey, Adam podziękował kierowcy, który spojrzał na niego podejrzliwie. Chłopak był nienaturalnie ożywiony. Przyczyną tego była obawa przed zbliżającą się rozmową w sprawie pracy i poczucie winy z powodu zachowania poprzedniego wieczoru. Próbował jakoś przeprosić Jennifer, ale zdołał jedynie wykrztusić, że jest mu przykro z powodu wyłamanych drzwi. Nadal jednak nie zgadzał się, żeby przez cały okres ciąży sprzedawała buty. Samochód Arolenu stał dokładnie w umówionym miejscu: przed Montclair National Bank. Adam przeszedł na drugą stronę ruchliwej ulicy i zapukał w szybę od strony kierowcy. Mężczyzna był zajęty czytaniem "Daily News". Odłożywszy gazetę, sięgnął do tyłu i otworzył drzwi. Z miasta do nowo wybudowanej siedziby Arolenu nie było daleko. Adam siedział, wcisnąwszy dłonie między kolana i ciekawie się wszystkiemu przyglądał. Zatrzymali się przed bramą. Podszedł do nich uzbrojony strażnik z krótkofalówką i przez okno przyjrzał się Adamowi. - Schonberg - wyjaśnił kierowca i strażnik, najwyrazniej usatysfakcjonowany, nacisnął przycisk otwierający pomalowaną w czarno-białe pasy bramę. Adama zaszokował przepych, który widział z samochodu. W środku otoczonego drzewami, starannie wypielęgnowanego terenu znajdowała się sadzawka z kryształowo czystą wodą. Główny gmach był potężnym, złocistym wieżowcem o szklanej, odbijającej światło elewacji. Po obu jego stronach znajdowały się mniejsze pawilony połączone z głównym budynkiem przeszklonymi pasażami. Kierowca objechał sadzawkę, w której odbijał się cały kompleks budynków, i zatrzymał się przed głównym wejściem. Adam podziękował mu i ruszył w stronę drzwi. Zbliżając się do wieżowca, przejrzał się w jego lustrzanej tafli. Miał
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plnatalcia94.xlx.pl
|
|
IndeksMercedes Lackey Bardic Voices 02 Robin & the KestrelMurky Waters Robin AlexanderGlen Cook Dread Empire 05 All Darkness MetCook_Robin_ _Dopuszczalne_ryzykoDonita K Paul [DragonKeeper Chronicles 02] DragonQuest (pdf)Brian Daley Coramonde 02 The Starfollowers of Coramonde v4.1 (htm)James Axler Deathlands 020 Cold AsylumCzarujaca pani doktorZmagając się ze Âświatem. Znaczenie zasobów osobistychFodor Where Cognitive Science Went Wrong other variant
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plorientmania.htw.pl
Cytat
Długi język ma krótkie nogi. Krzysztof Mętrak Historia kroczy dziwnymi grogami. Grecy uczyli się od Trojan, uciekinierzy z Troi założyli Rzym, a Rzymianie podbili Grecję, po to jednak, by przejąć jej kulturę. Erik Durschmied A cruce salus - z krzyża (pochodzi) zbawienie. A ten zwycięzcą, kto drugim da / Najwięcej światła od siebie! Adam Asnyk, Dzisiejszym idealistom Ja błędy popełniam nieustannie, ale uważam, że to jest nieuniknione i nie ma co się wobec tego napinać i kontrolować, bo przestanę być normalnym człowiekiem i ze spontanicznej osoby zmienię się w poprawną nauczycielkę. Jeżeli mam uczyć dalej, to pod warunkiem, że będę sobą, ze swoimi wszystkimi głupotami i mądrościami, wadami i zaletami. s. 87 Zofia Kucówna - Zdarzenia potoczne |
|