pobieranie; pdf; ebook; download; do ÂściÂągnięcia
 
Cytat
Felicitas multos habet amicos - szczęście ma wielu przyjaciół.
Indeks Eddings_Dav D20021169 arteuza
 
  Witamy


[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wczorajszego wieczora.
Szczególnie te drzwi w.końcu korytarza nie
dawały m; spokoju. Jak zdołałem się
zorientować uprzednio, oprócz mnie i sąsiada
spod czternastki nikt więcej nie mieszkał na
tym piętrze. Próbowałem uprzytomnić sobie,
co znajduje się bezpośrednio pod tym,'.'.,; ;" '....
pomieszczeniem, na parterze. Czyżby było tam
jakieś dodatkowć zejście na parter? To by
tłumaczyło wczorajsze pojawienie się::. Zahtia
w gabinecie... Znaczyłoby to jednak, że Zahtl
działa w jakiejś zmowie z Quinem... Z drugiej
strony jednak ton, jakim wmawiał mi na
schodach, że jest naprawdę Zahtiem, zdaje
się,:
świadczyć, iż wie on to samo, co ja, i wie, że ja
wiem... -Zaczęło mi się wszystko plątać, gdy
nagła myśl olśniła mnie błyskawicą:
 Czyżby ten... Zahtl był tu w roli podobnej do
mojej? Siedzi kogoś z polecenia dowództwa?
Czyżby... mnie?" Wysłano mnie tu z  misją"
odnalezienia adresata tajemniczych sygnałów.
Ale równie dobrze może być odwrotnie. Może
to ja jestem tym adresatem ? Wysłano mnie tu,
na odludzie, by mnie tym łatwiej obserwować.
Dla uśpienia mojej czujności wymyślono całą
tę  tajną misję"... Albo może... jestem po
prostu chory psychicznie ?
Pełen tego rodzaju przypuszczeń sięgnąłem po
charakterystykę Zahtia. Z kilkunastu zdań,
zanotowanych na klatce mikrofilmu, wyłaniał
s.'ę obraz tego Zahtia, którego znałem: wrócił z
wyprawą Branta, pracował w Służbie
Lunarnej... Tylko ta twarz! To zupełnie inr.y
człowiek...
Postanowiłen- sprawę zdecydowanie wyjaśnić.
Jedyna możliwość sprowadzała się do
rozmowy z pułkownikiem. Mieliśmy ustalony
system porozumiewania się, a nawet
możliwość osobistego kontaktu bez
niepotrzebnego zwracania czyjejkolwiek
uwagi. ;
Zszedłem do Quina i siląc się na przesadną
grzeczność, prosiłem.. go o przekazanie do
Europy telegramu z życzeniami urodzinowymi
dla pewnej pani. ; , Quin
uśmiechnął się obleśnie i pogroził mi palcem,
^'ij/ii.  Oj, panie Kreis!  powiedział
jowialnie.  Moja metóda^bc kuracji polega
na zupełnym odizolowa"'1 pacjenta od tego :
o:;^, okropnego młyna dzisiejszej cywilizacji.
Pan nie może się jakoicAd tego oderwać...
Powinien pan zapomnieć, że mam tu
radiostacja! No, dobrze, niech będzie jeszcze
tym razem... .. ,?f;r;;
Wziął kartkę z depeszą i po chwili zniknął w
drzwiach /" :' sąsiadującego z gabinetem
pomieszczenia radiostacji. Wyszedłem przejść
się po ogrodzie. Dochodziło południe, słońce
grzało silnie. Na ławce, w cieniu krzewów,
drzemał ktoś z odchyloną do tylu., , głową. Gdy
go mijałem, poruszył się i spojrzał w moją
stronę. To, był Zahtl... Odprowadził mnie
wzrokiem do zakrętu alejki. ,,." Obchodząc
budynek dokoła, natknąłem się na obu
pielęgniarzy. :
Wracali z głębi ogrodu, niosąc na ramionach
uwalane świeża ziemią łopaty.
 Czy to panowie utrzymują ogród w takim
stanie? 
zagadnąłem.
Wyższy  miał na imię, zdaje się, Filip 
zatrzymał się
i rozglądając się po klombach, powiedział:
 O, proszę pana. Gdyby nie my, puszcza
wchłonęłaby to w ciągu
jednego lata. Poza tym...  dodał po oliwili 
trzeba coś robić.
Inaczej człowiek na śmierć by się zanudził.
Drugi pielęgi/arz zatrzymał się o kilka kroków
dalej, ale nie
odzywał się, tylko końcem buta grzebał
niecierpliwie w żwirze
alejki.
 Panowie dawno tu pracują?
 Prawie od roku  powiedział Filip. 
Naszych poprzedników doktor zwolnił. Mieli
rodziny i za często wyjeżdżali. A tu trzeba być
stale, szczególnie gdy jest więcej kuracjuszy.
 A panowie nie macie rodzin?
 Nie. Ja jestem samotnym kawalerem, a Rudi
wdowcem. Pokiwałem głową i, nie mając już o
co pytać, poszedłem dalej wzdłuż żywopłotu
okalającego dom.
 Proszę się zbytnio nie oddalać!  zawołał za
mną Filip. 
W lesie trafiają się węże.
Odwróciłem się i pokiwałem głową. Nie
zamierzałem się oddalać
z tej prostej przyczyny, że spodziewałem się
rychłej reakcji
pułkownika na moją depeszę.
Za domem, pośrodku dużego, kolistego
kwietnika, sterczał sporych
rozmiarów smukły pomnik czy obelisk.
Wysoka na kilka metrów
strzelista konstrukcja, wykonana z kamienia
czy może
z patynowanego w specjalny jakiś sposób
metalu, kojarzyła się
nieodparcie z lotem w Kosmos, stanowiła
jakby syntezę czystego
ruchu, zaklętego w bryłę materii.
 To musi być pomnik ku czci kosmonautów!"
 zdecydowałem po
kilkuminutowych jego oględzinach ze
wszystkich stron. Nie
podchodziłem bliżej, by nie podeptać
kunsztownych rabat
i gazonów wokół pomnik." T jąć dalej
obszedłem całą część ogrodu
położoną na tyłach domu. Kluczyłem po
ścieżkach, pomiędzy
eukaliptusami, na których gałęziach widziało
się rzeczywiście
zabawne pijane niedzwiadki koala, o których
mówił wczoraj
doktor. Wracając w kierunku domu miałem
jednak dziwne
wrażenie, że nie odnalazłem w ogrodzie
czegoś, co powinno tam
być. Dręczyła mnie ta myśl aż do chwili, gdy
zobaczyłem
wychodzącego z budynku Filipa.
Teraz już wiedziałem, czego brakowało mi tam,
w ogrodzie: na
żadnej z rabat nie spostrzegłem śladów świeżej
pracy łopatą...
Filip zbliżył się do mnie, gdy wchodziłem na
schody.
 Będzie inspekcja z Kosmedu  powiedział
zniżając konfidencjonalnie głos.  Doktor
prosi, by się nie oddalać z budynku.
A więc sygnał mój wywarł zamierzony skutek!
Z zaaranżowaną na poczekaniu inspekcją
pojawi się pułkownik i będzie okazja
zamienienia 2 nim kilku zdań. Nie wiedziałem
jeszcze, jak się to odbędzie i... co mu właściwie
powiem. 2e ten Zahtl to nie żaden Zahtl ? I cóż
z tego, co ja o nim wiem ? Tyle że przeszedł w
tajemniczy jakiś sposób z piętra na parter.
Przypomniałem sobie znów o tajemniczych
drzwiach w końcu korytarza. Gdyby choć
wiedzieć, co się za nimi kryje... Wyjrzałem z
pokoju i upewniwszy się, że w korytarzu nie
ma nikogo, powoli, niby spacerując tam i sam,
zbliżyłem się do owych drzwi. Obejrzałem się
raz jeszcze za siebie i szybko nacisnąłem
klamkę. Nieoczekiwanie drzwi ustąpiły.
Pomieszczenie wyglądało na graciarnię pełną
skrzyń i szaf. Oprócz dużego okna nie było stąd
żadnego wyjścia ani też spodziewanego zejścia
na parter. Poczułem się zawiedziony: jeśli
pokój nie jest zamknięty, nie zawiera z
pewnością niczego nadzwyczajnego. Bo też i
moje podejrzenia co do jego zawartości
zrodziły się na bardzo kruchych podstawach; [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • natalcia94.xlx.pl
  • comp
    IndeksHeather MacAllister Jak się pozbyć AbbyJeffers Susan Nie bĂłj się baćFoley Ewa Zakochaj się w ĹźyciuDomagalik Janusz Banda Rudego 3 Gdzie jest sztandarAntologia SF Wielka księga science fiction 1Zajdel _Janusz_A_ _ Limes _InferiorAntologia SF Stało się jutro 19 Bułyczow Kirylantologia Stało się jutro 08Bernard F. Dick Forever Mame, The Life of Rosalind Russell (2006)Brandt Fiona Moc przeznaczenia
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • orientmania.htw.pl
  • Cytat

    Długi język ma krótkie nogi. Krzysztof Mętrak
    Historia kroczy dziwnymi grogami. Grecy uczyli się od Trojan, uciekinierzy z Troi założyli Rzym, a Rzymianie podbili Grecję, po to jednak, by przejąć jej kulturę. Erik Durschmied
    A cruce salus - z krzyża (pochodzi) zbawienie.
    A ten zwycięzcą, kto drugim da / Najwięcej światła od siebie! Adam Asnyk, Dzisiejszym idealistom
    Ja błędy popełniam nieustannie, ale uważam, że to jest nieuniknione i nie ma co się wobec tego napinać i kontrolować, bo przestanę być normalnym człowiekiem i ze spontanicznej osoby zmienię się w poprawną nauczycielkę. Jeżeli mam uczyć dalej, to pod warunkiem, że będę sobą, ze swoimi wszystkimi głupotami i mądrościami, wadami i zaletami. s. 87 Zofia Kucówna - Zdarzenia potoczne

    Valid HTML 4.01 Transitional

    Free website template provided by freeweblooks.com