[ Pobierz całość w formacie PDF ]
odgadywało się eleganckie różki, utykając na lewe kopyto dzwigał ciężki magnetofon. Zgięta jędza z kosturem niosła pod pachą na pół wypatroszonego koguta w kolorowym plastikowym woreczku. Marcepanowe rostralne kolumny podpierały białoróżową marmoladę nieba, parowiec z cukru ciął landrynkową gładz Newy pozostawiając za rufą spieniony strumień szampana. Nad dachami wieczorna bryza gnała na stracenie puszyste jagnięta, zaś wypucowany do połysku gmach Admiralicji skrzył się w promieniach zachodzącego słońca. A tam gdzie odurzające zapachy wlewały się do rzeki z szyjki placu Senackiego, majaczyła ogromna etykieta wódki z Miedzianym Jezdzcem na stojącym dęba koniu. Wszystko przygotowywało się do uczty weselnej. Klarnet szedł po dywanie topolowego puchu, a na jedwabnych poduszkach klombów rozchylały dlań swe listki fiołki, ufne jak oczy ukochanej. Przeczuwam Cię. Lata płyną Wciąż w tej samej postaci przeczuwam Cię. Gruntowne zapoznanie się z twórczością Błoka wyszło na dobre memu bohaterowi. ...Ten kto nie wystawał na miejscu spotkania dłużej, niż powinien, nie wie, co to takiego męki miłości. Okłamała... Nie ma gorszego słowa na świecie. Smutno jest deszczowym rankiem w Leningradzie, och, jak smutno! Wszystko wydaje się obrzydliwe: i wyszczerzone zęby konia, i szydercze krzyki mew, i zgarbione sylwetki przechodniów, i plujący czarnym dymem holownik wlokący za sobą brudną barkę, i pokryta krostą deszczu rzeka, i podobne do świeżych mogił klomby z niedbale posadzonymi kwiatami, i głupie pnie drzew, na których siedzą goli mężczyzni z idiotycznymi wiosłami. Przykro jest z pustką w duszy wracać samotnie do mieszkania, gdzie czeka kolacja na dwie osoby i więdną już nikomu niepotrzebne róże - ach, jak przykro! Handlarzu! W twoich rękach sekret zapomnienia, nalej mi z tej beczki duży kufel wina! Ach, jeszcze nie sprzedajecie? Proszę mi wybaczyć, wiecznie mylę epoki. ...Ile razy można naciskać klawisz wywołania? No, dzięki bogu! Na ekranie pojawiła się młodzieńcza twarz okolona włosami. - No? - zapytał popatrzywszy nieprzyjaznie na Klarneta. Najwidoczniej był to Fiedia. - Gdzie Masza ? - Pan powinien lepiej wiedzieć. - Ona nie przybyła. - Niemożliwe - zachmurzył się chłopak. - Sam układałem program. Maksymalny rozrzut w czasie nie powinien przekraczać pięciu minut. - Mimo to nie ma jej. Czekałem dziesięć godzin. Fiedia podrapał się po potylicy. - Zaraz sprawdzę. Jaki wczoraj u was był dzień? - Sobota dwudziestego dziewiątego czerwca, niech pan patrzy! - Klarnet podniósł ku ekranowi kalendarz, na którym czerwonym ołówkiem zaznaczona była upragniona data. - A rok? - Tysiąc dziewięćset sześćdziesiąty dziewiąty. Fiedia wetknął nos w jakieś notatki. Kiedy w końcu podniósł głowę, jego twarz była wykrzywiona. - Idiota! - powiedział cicho i złowieszczo. - Przegapił swoje szczęście, zakuty łeb! Sobota dwudziestego dziewiątego czerwca! Szukaj jej teraz we wczorajszym dniu. Rozumiesz? Każdego dnia we wczorajszym. Obraz zniknął. Klarnet z roztargnieniem zerknął na tekturowy prostokąt, który wciąż jeszcze obracał w rękach, i zdrętwiał. To był zeszłoroczny kalendarz! Odtąd co wieczór można zobaczyć w Leningradzie brodatego, niedbale ubranego człowieka, który wpatruje się z uwagą w twarze napotkanych kobiet. Idzie zawsze tą samą drogą, obok Giełdy na Wasiliewskiej Wyspie, przez Pałacowy Most, wzdłuż fasady Admiralicji, i wychodzi pod pomnik. Tam stoi przez jakiś czas, a potem wraca tą samą trasą. Rankami, kiedy się budzi, wydaje mu się, że wczoraj tu była. Nie, nie wydaje się mu. Pamięta jej pocałunki, poza tym są dziesiątki rzeczy świadczące o tym, że to nie sen. I tak jest każdego ranka. Płacze, a łzy kapią do szklanki z herbatą, którą wypija śpiesząc się do pracy. Niekiedy widuje się go w towarzystwie zachmurzonego człowieka w podeszłym wieku. - Rozumiesz, Budiłow - mówi - człowiek nie może żyć wczorajszym dniem. Nie można być sytym po obiedzie, który zjadło się dzień wcześniej. Jaki pożytek z tego, że całowała cię wczoraj? Człowiek potrzebuje wszystkiego dziś. Zrozumiałeś? - Dobra, chodzmy do domu, marzycielu. Uważaj, nie potknij się! Budiłow bierze go pod rękę i prowadzi, podczas gdy mężczyzna plączącym się językiem mamrocze wiersze: Noc, rów, apteka, światło błyska, Wyblakły bezsensowny świat, I choćbyś dożył do stu lat Jak było, pozostanie wszystko. I wtedy Budiłowowi nie wiadomo czemu też chce się płakać.
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plnatalcia94.xlx.pl
 |
|
IndeksAntologia SF Wielka ksiÄga science fiction 1antologia StaĹo siÄ jutro 08Antologia SF StaĹo siÄ jutro 7 Janusz A. ZajdelCook_Robin_ _Dopuszczalne_ryzykoLyda Morehouse Archangel 03 Messiah NodeDeaver Jeffery Manuskrypt Chopina391. Pershing Diane Podróśź przeznaczeniaWolfe, Gene SN2, La Garra del ConciliadorModean Moon AleksandraDziecko Z Rodziny migracyjnej w systemie ośÂwiaty. Poradnik dla szkóśÂ
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmediatorka.pev.pl
Cytat
Długi język ma krótkie nogi. Krzysztof Mętrak Historia kroczy dziwnymi grogami. Grecy uczyli się od Trojan, uciekinierzy z Troi założyli Rzym, a Rzymianie podbili Grecję, po to jednak, by przejąć jej kulturę. Erik Durschmied A cruce salus - z krzyża (pochodzi) zbawienie. A ten zwycięzcą, kto drugim da / Najwięcej światła od siebie! Adam Asnyk, Dzisiejszym idealistom Ja błędy popełniam nieustannie, ale uważam, że to jest nieuniknione i nie ma co się wobec tego napinać i kontrolować, bo przestanę być normalnym człowiekiem i ze spontanicznej osoby zmienię się w poprawną nauczycielkę. Jeżeli mam uczyć dalej, to pod warunkiem, że będę sobą, ze swoimi wszystkimi głupotami i mądrościami, wadami i zaletami. s. 87 Zofia Kucówna - Zdarzenia potoczne |
|