[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Maxima, leżącego na drugim końcu wielkiego łoża. Chciała się do niego przytulić, znów poczuć wokół siebie jego opiekuńcze ramiona. Wiedziała, że to niemożliwe, że nie wolno się wystawiać na tak wielkie niebezpieczeństwo. Serce jej się ścisnęło, gdy przejeżdżali obok zrujnowanej willi. Nagle drzwi willi się otworzyły i potykając się, wyszedł na dwór stary czło- wiek w grubym, zniszczonym szlafroku. Wymachiwał rękami i wołał coś za samo- chodem. - Stój! - zawołała Lucy, chwytając kierowcę za ramię. Obróciła się, by przez tylną szybę zobaczyć zrozpaczonego starca. - Proszę się zatrzymać! Kierowca zerknął w lusterko, ale Maximo tylko pokręcił głową. R L - Mi scusi, principessa - powiedział kierowca, ani na chwilę nie zwalniając. Starzec stał na środku drogi i spoglądał za oddalającym się autem. A potem ukrył twarz w dłoniach. - Naprawdę nie widziałeś, jak ten człowiek cię wołał? - spytała Lucy wściekła i zrozpaczona zarazem. - Nie wołał mnie, tylko ciebie. - Mnie? - Lucy odruchowo odwróciła głowę, choć wioska i stary człowiek już dawno zniknęli w śnieżnej dali. - Dlaczego? - Ten człowiek, cara, to twój ukochany dziadek. - Mój dziadek? - jęknęła. - I ty go zostawiłeś na ulicy? Zatrzymaj się - po- wiedziała do kierowcy, a gdy nie zareagował, zwróciła się do Maxima: - Każ mu stanąć. Musimy natychmiast wracać. Nie widzisz, że on potrzebuje pomocy? - Prędzej utnę sobie ręce, niż kiwnę palcem dla dobra tego starucha - warknął książę. - Jak możesz być taki okrutny? - szepnęła Lucy, wystraszona nieludzkim wy- razem twarzy swego męża. - Ten człowiek jest stary, chory i pewnie wkrótce umrze. - Nie mogę odżałować, że jeszcze tego nie zrobił - odparł Maximo lodowatym tonem. - Czy ty nie masz żadnych ludzkich uczuć? - Nie mam. Giuseppe Ferrazzi zabrał mi je co do jednego. - Co on ci zrobił? - Zniszczył moją rodzinę. On... Nieważne. Najważniejsze, żeby przez wszyst- kie godziny życia, jakie jeszcze mu pozostały, czuł wagę tego, co zrobił. Zabrałem mu ukochaną firmę, zabrałem rodzinę. Wszystko. Cóż on mógł zrobić strasznego? - myślała Lucy. W jaki sposób ten schoro- wany starzec mógł zniszczyć całą rodzinę d'Aquilla? R L - Nie oczekuj ode mnie, że pozwolę mu tak po prostu umrzeć - oznajmiła. - To mój dziadek. - Oczekuję od ciebie dotrzymania warunków naszej umowy - warknął Maximo. - Obiecałaś, że nie będziesz się kontaktować z Ferrazzim, a jeśli nie do- trzymasz słowa, nasze małżeństwo zakończy się natychmiast. A to by oznaczało utratę bezpieczeństwa. Lucy nie chciała narażać swego dziecka dla obcego starca, ale nie mogłaby też mieszkać w tej samej miejscowości co jej biedny schorowany dziadek, nie mogła go zostawić samego. - Mój dziadek... - wyszeptała. - Niedługo dojedziemy do Rzymu - odezwał się Maximo. - Powinnaś teraz myśleć o Wentworcie. Czy wiesz, dlaczego cię zostawił? - Napisał, że zakochał się w innej - powiedziała Lucy, wciąż mając w pamięci samotnego starca na środku drogi. - W pewnym sensie tak właśnie było. Ale można by też powiedzieć, że otrzymał lepszą propozycję. Była kochanka zdecydowała, że ma do niej wrócić. Violetta Andiemo, kochanka i zarazem szefowa Alexa. - Ta projektantka mody? - Owszem. Alex potrzebuje luksusu. Toteż gdy zapytała, czy w czasie ich rocznej rozłąki miał jakieś inne kobiety, najzwyczajniej skłamał. Powiedział, że był sam, że do niej tęsknił i tylko o niej myślał przez ten rok. - Powiedział, że był sam? - Lucy nie mogła w to uwierzyć. To, że jej się wyparł, już dawno przebolała, ale że wyparł się Chloe...? - Violetta Andiemo ma czterdzieści pięć lat, artystyczną duszę i wszystkie wypływające z tych dwóch faktów kompleksy i niepokoje. Gdyby się dowiedziała, że Wentworth przez rok mieszkał z młodą dziewczyną i że ma z nią roczne dziec- ko, to nie tylko by go wyrzuciła za drzwi, ale jeszcze dopilnowała, żeby do końca życia nie dostał żadnej pracy. - Maximo wzruszył ramionami. - Jeszcze się nie po- R L brali, ale on już chyba wie, że jak się człowiek żeni dla pieniędzy, to musi ciężko zapracować na każdy grosz. - Jakbym nie wiedziała... - mruknęła Lucy. Auto się zatrzymało. Stanęli na niewielkim prywatnym lądowisku, na którym czekał na nich helikopter. - Tym polecimy do Rzymu? - zdziwiła się Lucy. - Nie możemy pojechać sa- mochodem? - Nie bój się - uspokoił ją Maximo. - Na pewno ci się spodoba. Nie spodobało się. Wprawdzie wnętrze helikoptera miało wygodne fotele z białej skóry, telewizor i świetnie zaopatrzony barek, ale Lucy poczuła ulgę, gdy maszyna nareszcie wylądowała w Rzymie. Jeszcze w aucie nogi jej się trzęsły od wibracji helikoptera i dopiero po dziesięciu minutach przestało jej dzwonić w uszach. - Mam coś dla ciebie - odezwał się Maximo, gdy jechali przez zalane desz- czem wieczne miasto Wyjął z kieszeni małe pudełeczko, podał Lucy. Otworzyła i omal nie oślepła. W środku znajdował się naszyjnik z setek jasnych jak słońce brylantów. - One chyba nie są prawdziwe - powiedziała, spoglądając na Maxima. - Po- wiedz, że nie są. Proszę. - Naszyjnik należał kiedyś do księżnej Hanoweru - Maximo się uśmiechnął. - A teraz jest twój. Jest wart więcej, niż ja zarobiłam przez całe swoje życie. Czyżby Maximo próbował mnie przekupić? Zamknęła pudełko, położyła je na siedzeniu - Jeśli sądzisz, że ten naszyjnik mnie przekona, że powinnam pozbawić Alexa praw rodzicielskich, to bardzo się pomyliłeś.
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plnatalcia94.xlx.pl
|
|
Indeks0719. Winters Rebecca Zakochane bliĹşniaczki ZostaĹ ĹźonÄ
ksiÄciaSaga o Ludziach Lodu 45 KsiÄ
ĹźÄ czarnych salSaga o Ludziach Lodu 36 Magiczny ksiÄĹźycAntologia SF Wielka ksiÄga science fiction 14 Robert A. Haasler Ĺťycie seksualne ksiÄĹźyHelena AmiradĹźibi SĹodkie Ĺźycie ksiÄĹźniczkiBandler R. Ginger J. Z Ĺźab w ksiÄĹźniczkiKrechowiecki Adam Prawdy i bajkiLyn Hamilton [Archeological Mystery 01] The Xibalba Murders (v1.0) [lit](7) Nienacki Zbigniew Niesamowity dwor
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plannkula.pev.pl
Cytat
Długi język ma krótkie nogi. Krzysztof Mętrak Historia kroczy dziwnymi grogami. Grecy uczyli się od Trojan, uciekinierzy z Troi założyli Rzym, a Rzymianie podbili Grecję, po to jednak, by przejąć jej kulturę. Erik Durschmied A cruce salus - z krzyża (pochodzi) zbawienie. A ten zwycięzcą, kto drugim da / Najwięcej światła od siebie! Adam Asnyk, Dzisiejszym idealistom Ja błędy popełniam nieustannie, ale uważam, że to jest nieuniknione i nie ma co się wobec tego napinać i kontrolować, bo przestanę być normalnym człowiekiem i ze spontanicznej osoby zmienię się w poprawną nauczycielkę. Jeżeli mam uczyć dalej, to pod warunkiem, że będę sobą, ze swoimi wszystkimi głupotami i mądrościami, wadami i zaletami. s. 87 Zofia Kucówna - Zdarzenia potoczne |
|