[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- To jak ja będę spała? A właściwie nie jak, ale gdzie? Oderwał się od swego zajęcia i popatrzył na nią z figlarnym błyskiem w oku. - W moim śpiworze. - A ty? - W moim śpiworze - odpowiedział zdecydowanie. Zdrętwiała z wrażenia. - Masz szczęście - dodał wesoło - że akurat zabrałem śpiwór dwuosobowy. Jakoś się pomieścimy. Przez chwilę była pewna, że żartuje, ale rychło zrozumiała, że mówił poważnie. - Jesteś szalony. Nie możemy razem nocować. - Mylisz się. Nie ma innego wyjścia - zrobiło się ciemno i prawdopodobnie nie zdołalibyśmy wrócić przed nocą. A poza tym Chelsey wymaga opieki. Znowu miał rację. Dziewczyna patrzyła, jak kończył oczyszczać teren pod obozowisko. RS 23 - Idę poszukać jakichś gałęzi na opał i przy okazji przyniosę plecak - powiedział, po czym zniknął za wyłomem skały. Kendall usiadła na ziemi i z zaciekawieniem przyglądała się pomarańczowej kuli zachodzącego słońca. Jeszcze rano była zwykłą, zadowoloną z życia kobietą, opiekującą się swoimi zwierzętami. A teraz, kilka godzin pózniej, musiała spędzić noc w buszu z człowiekiem, którego znała zaledwie kilka godzin, bo Chelsey została matką ślicznych, małych kociąt. To było wprost szalone i zarazem niewiarygodne. Jak mogła uwikłać się w tak niezręczną sytuację? Czuła się, jak gdyby kroczyła w zupełnie nieznany świat, pozbawiony wszelkich barier i zahamowań. Zadrżała. Ponownie przypomniała sobie dzień ślubu z Geraldem. Była wtedy tak naiwnie szczęśliwa. Przystojny, bogaty mężczyzna, który poślubił ją przy ołtarzu, niczym nie przypominał pózniejszego zimnego i nieludzkiego potwora, z którym przyszło jej żyć. Minęło sporo czasu, zanim nauczyła się go tolerować, a w ostateczności zaakceptować. Właśnie to doświadczenie nauczyło ją ostrożności i nieufności. Jej małżeństwo było bardzo pouczającą lekcją, dzięki której uodporniła się na wiele rzeczy. W tej samej chwili zobaczyła Chaza wychodzącego zza skały. Z przyniesionego plecaka zaraz wyjął śpiwór i rozwinął go. Kendall zrobiło się zimno i zaczęła żałować, że nie wzięła grubej kurtki. - Oby ta noc była ciepła - powiedziała z nadzieją. - Będzie - zgodził się z nią, kładąc śpiwór blisko miejsca na ognisko. - Chyba nie zmarzniemy. Zresztą nie ma mrozu. - W takim razie śpisz bez śpiwora. Roześmiał się. - Dlaczego ja? Ja przecież mam swój śpiwór. Usiadł przy niej. Przez chwilę wpatrywali się w milczeniu w dolinę porośniętą zielonymi drzewami. Było bardzo cicho i przytulnie. Dziewczyna wcale nie odczuwała strachu przed ewentualnymi niebezpieczeństwami dzikiej puszczy. - Nie będę spała z tobą w jednym śpiworze - rzekła z uporem. Wzruszył ramionami. - Rób, jak chcesz. Wstał i zaczął przygotowywać ognisko. - Słuchaj, to ja cię zatrudniłam i w związku z tym, to ja powinnam dostać śpiwór. - Nie zgadzam się. To niesprawiedliwe. Zapalił zapałkę i po chwili ogień buchnął wesołym, przyjaznym płomieniem. RS 24 Kendall od razu zrobiło się cieplej. Teraz nie było istotne, że nastała noc. Siedzieli w kręgu ciepłego światła, w samym środku gęstej dżungli. Byli sami, z dala od ludzi i cywilizacji. Czuła się zmęczona i obolała po nieszczęsnym upadku. Mimo życzliwej atmosfery zapragnęła być teraz w domu, we własnym łóżku, z Chelsey i bez Chaza Daltona. Jeszcze kilka godzin i jej marzenie będzie mogło się ziścić. - Chcesz coś zjeść? - zapytała nagle, zeskakując ze skały. - Zaraz coś zrobię, zgoda? Spojrzał na nią ze zdziwieniem. - Wez plecak, tam powinno coś być - poradził. - Właściwie, najlepsze rzeczy leżą wraz z twoim plecakiem gdzieś u podnóża skał, ale może znajdziesz coś odpowiedniego. Kendall wysypała wszystko z plecaka. Było tam tylko kilka mrożonek i parę puszek. Spojrzała na nie, lekceważąco mrużąc oczy. - Co rozumiesz przez te lepsze rzeczy"? - Wspaniałą duszoną baraninę. Kendall ukryła rozbawienie. - No, a co tutaj mamy? Brała po kolei każdą puszkę i głośno czytała. - Omlet domowy po hiszpańsku i mrożone, cytrynowe bezy. - Wzruszyła ramionami. - Kto to kupił? - Ja. Jajka zostaw na śniadanie. Zobacz, co jeszcze tam jest. - Dwie paczki wołowiny i paczka mieszanki zbożowej" - westchnęła. - Dobra, zaraz to jakoś przyrządzę. Chyba nie umrzemy z głodu w ciągu tej nocy. Usiedli obok siebie na rozłożonym przy ogniu śpiworze i zaczęli jeść. Migocące światło ogniska nadawało grocie tajemniczy i pełen grozy charakter. - Podoba ci się? - zapytał nagle Chaz. - Co? - Nie zrozumiała. W ręku trzymała na wpół zjedzony kawałek mięsa. - Nie to. - Mężczyzna odłożył na bok torebkę po wołowinie. - Miałem na
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plnatalcia94.xlx.pl
|
|
IndeksIan Rankin [Jack Harvey 03] Blood Hunt (v1.0)Cather Willa UtraconaDell Ethel Mary Powrotna falapoematy norwBaniecka Ewa Joska pamietnik maturzystkiChapman Stepan Trójka391. Pershing Diane Podróśź przeznaczeniaE.Orzeszkowa MartaD20021169HT085. Thompson Vicki Lewis Impuls
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmediatorka.pev.pl
Cytat
Długi język ma krótkie nogi. Krzysztof Mętrak Historia kroczy dziwnymi grogami. Grecy uczyli się od Trojan, uciekinierzy z Troi założyli Rzym, a Rzymianie podbili Grecję, po to jednak, by przejąć jej kulturę. Erik Durschmied A cruce salus - z krzyża (pochodzi) zbawienie. A ten zwycięzcą, kto drugim da / Najwięcej światła od siebie! Adam Asnyk, Dzisiejszym idealistom Ja błędy popełniam nieustannie, ale uważam, że to jest nieuniknione i nie ma co się wobec tego napinać i kontrolować, bo przestanę być normalnym człowiekiem i ze spontanicznej osoby zmienię się w poprawną nauczycielkę. Jeżeli mam uczyć dalej, to pod warunkiem, że będę sobą, ze swoimi wszystkimi głupotami i mądrościami, wadami i zaletami. s. 87 Zofia Kucówna - Zdarzenia potoczne |
|