[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Griszy na taką odległość, że już się musiał przywitać i powiedzieć parę słów. Czeka pan na Lalę? To jej wielki dzień. Moje gratulacje... Grisza nie miał ochoty rozmawiać z nim o Lali. Zapytał: No, a sztuka wielki sukces? Publiczność szaleje? Co też pan! szeptem odparł Mariewin. Przeciętne gówienko. Wszystkiego najlepszego... Uciekł w podskokach. Griszy raptem przyszło do głowy: można by napisać świetną sztukę o Iwanie Gawriłowiczu. Wszystko tam jest dramat, śmierć, malownicze łachmany, kobiece poświęcenie i tragiczne życie literata-żebraka, gotowego sprzedać rękopis za kieliszek wódki! A co z morderstwem? Ale on przecież nie chciał zabić Iwanowa, odmawiał, błagał, mówił, że jest stary, ślepy, tamci jednak powiedzieli: Zaniesiemy pana. I chyba go upili. Na tym właśnie polega groza. Dostojewski stworzył Biesy, genialną karykaturę, a gdyby napisać po prostu tak jak było... Tylko że po co? Dla kogo? W drzwiach ukazał się Makiejew. Wytworny płaszcz z szalowym kołnierzem, ręce w kieszeniach, owinięty aż po czubek nosa białym szalem, z tyłu ktoś niósł jego walizeczkę. Wielbicielki Makiejewa stojące na czatach pod portalem zapiszczały chórem: Ma-kie-jew! Ma-kie-jewf Potem wytoczyła się duża grupa, w samym środku szła Lala. Na zgiętej lewej ręce niosła niczym dziecko ogromny bukiet. %7łegnali się hałaśliwie, pokrzykiwali, wymachiwali kapeluszami, jakaś kobieta całowała się z Lalą, towarzystwo szybko topniało. Grisza cofnął się nieco i znalazł się pod deszczem. Lala wciąż rozmawiała z jakimś mężczyzną. Poznał Smolanowa. Zastygł w miejscu, postanawiając, że nie zrobi ani kroku w stronę Lali, niech ona pierwsza do niego podejdzie. Lala i Smolanow rozmawiając zbliżali się powoli. Lala zobaczyła go, ale była tak pochłonięta rozmową, że nie uśmiechnęła się, nie zrobiła żadnego gestu świadczącego o tym, że go w ogóle zauważyła. Zdaje się, że deszczu też nie zauważyli ani ona, ani Smolanow. Do diabła! Po co go tu ciągnie? przeraził się Grisza. Lala i Smolanow zbliżyli się i stanęli o dwa kroki od niego. Lala nie patrząc na Griszę wręczyła mu bukiet. Co to? zapytał Grisza biorąc bukiet. Prezent dla mnie? Grisza, potrzymaj. Lala dopiero teraz spojrzała na niego. Spojrzenie miała trochę nieprzytomne, oczy jej błyszczały. Oj, Griszeńka, nie gniewaj się na mnie, kochanie! Panowie się nie znają? Mikołaj Demjanowicz Smolanow. Grigorij Fiodorowicz Riebrow. Wiesz, Grisza, Mikołaj Demjanowicz proponuje, żebyśmy poszli gdzieś oblać premierę. Smolanow uchylił kapelusza, uścisk jego dłoni był niespodziewanie mocny. Gratuluję panu, że tak powiem, sukcesu... wymamrotał Grisza słysząc w swoim głosie jakąś paskudną nutkę, ale już w tej samej chwili znalazł dla siebie usprawiedliwienie: Czy to jego wina, że nie ma talentu? Ale bądz co bądz miał dziś premierę. Smolanow nie dosłyszał pewnie słów Griszy nie podziękował mu, nie skłonił się nawet leciutko w odpowiedzi na gratulacje, tylko plótł jakieś androny: Dziwna rzecz, Grigoriju Fiodorowiczu: nie grałem, nie latałem po scenie, siedziałem sobie w loży i patrzyłem, ale wie pan, tak mnie łamie w krzyżach, jakbym dzwigał wory kartofli. A to ci dopiero robota! Ja bym autorom dawał bezpłatnie mleko za pracę szkodliwą dla zdrowia. Podeszli dwaj mężczyzni, Smolanow dokonał prezentacji: jeden z nich był z zarządu teatrów, drugi jakiś ziomek Smolanowa, z Saratowa, teraz pracował w Moskwie. Ziomek pożegnał się, a ten pierwszy zaprosił wszystkich do Po- biedy . Kiedy ładowali się do samochodu, nie wiadomo skąd wypadli raptem krewni Lali, z pięć czy sześć osób pod wodzą cioci Lipy, idiotki o donośnym głosie; cała gromada runęła na Lalę z pocałunkami, bukietami, okrzykami, błyskał flesz, ktoś fotografował ten rozgardiasz; wreszcie Lala odparła szturm, ukryła się w głębi samochodu, za nią wlazł Grisza, którego, dzięki Bogu, nikt nie zauważył, jako ostatni wcisnął się Smolanow i zatrzasnął drzwiczki. W samochodzie nie można się było poruszyć w powodzi bukietów. Lala nie wiedzieć czemu śmiała się jak szalona. Dokąd pojechać? Postanowili: do nowego hotelu Radzieckiego na Szosie Leningradzkiej. Podobno była tam restauracja z Cyganami. Przed rewolucją domek, w którym mieszkali Tielepnie- wowie, był letniskiem jakiegoś urzędnika fabrycznego czy kancelisty, któremu nie starczyło animuszu, żeby zafundować sobie prawdziwą podmoskiewską daczę, z rzeką i lasem, w Aosinym Ostrowie czy w Kuskowie, i którego obowiązki zmuszały do codziennych wyjazdów do Moskwy, wskutek czego niewielka odległość od miasta odgrywała rolę pierwszorzędną. Rewolucja powytrząsała z domków letniskowych wszystkich właścicieli, wielkich i drobnych, i za-
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plnatalcia94.xlx.pl
|
|
IndeksClair Daphne Ĺwiatowe Ĺťycie Extra 295 Ĺlub w Nowej ZelandiiL. J. Smith Ĺwiat Nocy 02 . . . , AnioĹ CiemnoĹci, . . [caĹa]Diana Wynne Jones Ĺwiaty Chrestomanciego I Zaczarowane Ĺťycie (7)ZafĂłn Carlos Ruiz ĹwiatĹa wrzeĹniaCaĹa prawda o Ĺwiadkach JehowyPodrecznik obslugi klientaDiana Palmer Long Tall Texans 28 LawlessDynastia z Bostonu 04 Bevarly Elizabeth Skryty wielbicielCraven Sara Kobieta sukcesuZadania z analizy matematycznej. CzęÂść 3. Całkowanie
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plown-team.pev.pl
Cytat
Długi język ma krótkie nogi. Krzysztof Mętrak Historia kroczy dziwnymi grogami. Grecy uczyli się od Trojan, uciekinierzy z Troi założyli Rzym, a Rzymianie podbili Grecję, po to jednak, by przejąć jej kulturę. Erik Durschmied A cruce salus - z krzyża (pochodzi) zbawienie. A ten zwycięzcą, kto drugim da / Najwięcej światła od siebie! Adam Asnyk, Dzisiejszym idealistom Ja błędy popełniam nieustannie, ale uważam, że to jest nieuniknione i nie ma co się wobec tego napinać i kontrolować, bo przestanę być normalnym człowiekiem i ze spontanicznej osoby zmienię się w poprawną nauczycielkę. Jeżeli mam uczyć dalej, to pod warunkiem, że będę sobą, ze swoimi wszystkimi głupotami i mądrościami, wadami i zaletami. s. 87 Zofia Kucówna - Zdarzenia potoczne |
|