pobieranie; pdf; ebook; download; do ÂściÂągnięcia
 
Cytat
Felicitas multos habet amicos - szczęście ma wielu przyjaciół.
Indeks Eddings_Dav D20021169 arteuza
 
  Witamy


[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zamiaru pakować w tarapaty Ala, który przecież dopiero co
podjął pracę w urzędzie.
- Czy mógłbyś powiedzieć mi, co to znaczy, że sprawa się
wyjaśniła? - nalega Horace.
- To znaczy, że mandaty znikły z twoich akt w Rejestrze.
- Jak to?
Johnny odchrząkuje.
- Powiedzmy, że doszło do pewnej usterki w komputerze i
dlatego twoje mandaty zostały omyłkowo wykasowane.
Horace spogląda na niego sceptycznie.
- Zapewne problem ze sprzętem?
- Hej, w sumie jestem facetem od technicznego sprzętu.
Pamiętasz?
- Tak, istotnie. - Horace kiwa głową. - Cóż, ogromnie ci
dziękuję. Chętnie jednak dowiedziałbym się, skąd się wziął
wspomniany przez ciebie problem.
- Popatrz na to tak. Powiedzmy, że opłaca się mieć
przyjaciół, i niech na tym stanie. Capisc'?
Przed nimi stoi furgonetka z kanapkami, a sprzedawca
przytupuje i chucha w dłonie, żeby się rozgrzać. Dochodzi
południe, więc niedługo wszyscy urzędnicy wylegną z biur,
żeby zjeść lunch.
- Masz chwilę na kawę? - pyta Johnny.
- Tak. Ale pozwól, że cię zaproszę. Przynajmniej tyle
mogę dla ciebie zrobić.
Obaj biorą swoje kawy i stają z boku, żeby nie
przeszkadzać urzędnikom, którzy właśnie zaczęli opuszczać
Rejestr i pobliskie urzędy państwowe, żeby ustawić się w
kolejce po kanapki. Powiem wam, że to niesamowite, jaki
interes robi ten gość, nawet zimą. Kiedyś słyszałem, że ma
dobre kanapki z kiełbasą i papryką, ale w życiu nie czekałbym
na mrozie, żeby coś u niego kupić. Inna rzecz, że to pewnie
wygodne - ludzie zgarniają kanapki praktycznie sprzed drzwi,
a potem pędzą z powrotem do środka, żeby nie dostać
odmrożeń. W każdym razie Johnny i Horace stoją przez
pewien czas, sączą kawę i gawędzą o pogodzie.
- Ostatnio rzadko cię widuję - zauważa w końcu Horace.
- No tak, byłem zajęty - odpowiada Johnny, niezbyt
przekonująco. - Wiesz, jak jest.
- Tak, chyba tak. - Horace popija kawę i spogląda na
gmach Rejestru po drugiej stronie parkingu.
- Nie wiem, jak mógłbym ci się odwdzięczyć za to, że mi
dzisiaj pomogłeś.
- Och, prosta sprawa. Pomóż Vicki zdobyć ten etat na
uczelni.
Horace się uśmiecha.
- Sprawa jej etatu nigdy nie stanowiła problemu, Johnny.
Vicki to jedna z naszych najlepszych wykładowczyń. W pełni
zasłużyła na stałe zatrudnienie na uniwersytecie i moja pomoc
nie jest jej do niczego potrzebna.
- To dobrze. - Johnny również się uśmiecha.
- Będzie zadowolona.
- Z pewnością - przyznaje Horace. Spogląda z zadumą na
Johnny'ego i waha się przez moment. - Wiesz - mówi w
końcu. - Kiedy cię poznałem, naprawdę nie sądziłem, że...
- %7łe co?
- Mniejsza z tym. - Horace kręci głową. - To nie jest
specjalnie ważne.
Johnny wzrusza ramionami i patrzy w niebo.
- Sam nie wiem, Horace, ale moim zdaniem tam w górze
jest fura śniegu, który koniecznie chce spaść, ale Bóg mu nie
pozwala. Trudno dać wiarę, że już jutro Wigilia.
- W rzeczy samej.
- Pewnie wszyscy w kampusie na święta znikają z miasta
- domyśla się Johnny.
- Owszem. Większość studentów wyjedzie jeszcze tego
popołudnia, a reszta, razem z pracownikami naukowymi,
zniknie do jutra rana. Na koniec semestru zawsze dochodzi do
zmasowanej ucieczki w ostatniej chwili.
- No, wyobrażam sobie - mówi Johnny i znowu spogląda
na ciemne chmury. - Chyba powinienem już się zwijać do
roboty. Zostawiłem w sklepie siostrę na zastępstwie, a ona nie
lubi za długo siedzieć sama. Miło było cię widzieć, Horace.
Tym razem Horace podnosi wzrok ku chmurom.
- Cieszę się, że cię spotkałem, Johnny. Czy w przyszłym
semestrze będziesz częstszym gościem w kampusie?
- Nie liczyłbym na to.
- Rozumiem. - Horace wyciąga rękę. - W takim razie
pozwól, że ponownie podziękuję ci za pomoc.
- Drobiazg. - Johnny potrząsa jego dłonią. - Wesołych
Zwiąt.
Odwraca się i rusza do samochodu.
- Powodzenia, Johnny Catini! - woła za nim Horace. -
Dobry człowiek z ciebie.
Johnny tylko macha uniesioną ręką. Wsiada do auta,
uruchamia silnik i w tym samym momencie zauważa pierwsze
płatki śniegu, które powoli opadają na ziemię. Rusza, ale
zamiast wrócić prosto do sklepu, postanawia zboczyć z trasy,
kupić kwiaty i zajrzeć do Vicki, żeby zdążyć przed jej
wyjazdem do Maine. To będzie miły, spontaniczny i
nieszkodliwy gest z okazji Zwiąt. Rzecz jasna, kiedy gna do
East Side, nie ma zielonego pojęcia, że w tej samej chwili
Vicki jedzie prosto do jego sklepu, aby podrzucić mu
świąteczny prezent i dopiero potem popędzić autostradą do
domu.
Gdybym mógł, dałbym znać jemu albo jej, co się święci,
ale cóż - zasady są po to, żeby ich przestrzegać. Tych dwoje
jest już w drodze i sami muszą zająć się swoimi sprawami,
wiecie, w czym rzecz.
ROZDZIAA trzydziesty szósty
Coś wam powiem - inspiracja to dziwna rzecz. Im bardziej
gorączkowo jej szukacie, tym mniej prawdopodobne, że ją
znajdziecie. To trochę jak z tą chińską pułapką na palce - im
mocniej ciągnięcie, tym trudniej będzie wam się uwolnić. Jeśli
jednak dacie sobie spokój i postanowicie się zrelaksować,
palce same się wyślizną. Tak jest również w życiu, kiedy
szukacie rozwiązania naprawdę poważnego problemu.
Wychodzicie ze skóry, żeby coś wymyślić, ale nic z tego, a
potem, kiedy robicie coś bez znaczenia i w ogóle się nie
zastanawiacie nad tym, co was gryzie, odpowiedz pojawia się
sama. Wtedy szczęka wam opada i mówicie do siebie:
przecież to oczywiste, dlaczego wcześniej na to nie wpadłem!
Cóż, Bóg w takich sprawach czasem dziwnie się zachowuje.
Ma własne zdanie we wszystkim i dopóki nie zechce, nie
podrzuci wam potrzebnego pomysłu. No co, może sobie na to
pozwolić, nie?
Tak czy owak, jest Wigilia i tak jak co roku Teresa
przygotowała na stole w jadalni szwedzki bufet z połowy
mieszkańców Atlantyku i innych rzeczy. Są kalmary (smażone
i nadziewane, rzecz jasna), sałatka ze ślimaków, całkiem ładne
baccala, szaszłyki z osmażanych krewetek, smażone stynki,
szyjki rakowe, nadziewane małże, ostrygi na połówkach
muszli, a całość wieńczy wielki pieczony homar. Do tego
Teresa gotuje jeszcze wielki gar linguine oraz sos z
czerwonych i białych małży.
Wkład Johnny'ego w tę kompozycję to bardzo ładny
bukiet na środku stołu. Przyniósł te kwiaty wczoraj po pracy i
naprawdę dobrze wyglądają, chociaż w zasadzie miały trafić
w zupełnie inne miejsce. Czasem jednak układa się nie tak, jak
zaplanowaliśmy, i okazuje się, że tak jest nawet lepiej,
prawda? W salonie Teresa nastawiła świąteczną muzykę,
Elvis śpiewa właśnie Blue Christmas. Johnny opiera się o ladę
w kuchni i spogląda w okno z tym smętnym wyrazem twarzy,
z którym obnosi się od rana.
Teresa wchodzi do kuchni, sprawdza, czy linguine już się
ugotowały, i gasi palnik.
- Hej, uaglio, obudz się! - mówi do syna. - - Zaraz [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • natalcia94.xlx.pl
  • comp
    Indeksjavascript dla kaĹźdego full scan08. May Karol Rapier I TomahawkDoes the United States Need to Develop a New Nuclear Earth Penetrating WeaponOzimina BERENTTrifonow Jurij DśÂUGIE POśąEGNANIE SERIA WSPӜCZESNA PROZA śÂšWIATOWA(ebook german) Das QBasic 1.1 KochbuchPlan Stwórcy Davies Paulflorus4 Robert A. Haasler śąycie seksualne ksi晜źyHarry Turtledove V
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • own-team.pev.pl
  • Cytat

    Długi język ma krótkie nogi. Krzysztof Mętrak
    Historia kroczy dziwnymi grogami. Grecy uczyli się od Trojan, uciekinierzy z Troi założyli Rzym, a Rzymianie podbili Grecję, po to jednak, by przejąć jej kulturę. Erik Durschmied
    A cruce salus - z krzyża (pochodzi) zbawienie.
    A ten zwycięzcą, kto drugim da / Najwięcej światła od siebie! Adam Asnyk, Dzisiejszym idealistom
    Ja błędy popełniam nieustannie, ale uważam, że to jest nieuniknione i nie ma co się wobec tego napinać i kontrolować, bo przestanę być normalnym człowiekiem i ze spontanicznej osoby zmienię się w poprawną nauczycielkę. Jeżeli mam uczyć dalej, to pod warunkiem, że będę sobą, ze swoimi wszystkimi głupotami i mądrościami, wadami i zaletami. s. 87 Zofia Kucówna - Zdarzenia potoczne

    Valid HTML 4.01 Transitional

    Free website template provided by freeweblooks.com