[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Tewel przeżył w Rosji i wrócił do Sochaczewa. Zastał dziesięciu innych %7łydów i nawet żydowskiego wiceburmistrza Pinchasa Wajnberga. Przed wojną Wajnberg tłumaczył ludziom, że trzeba z Polski wyjechać i budować Palestynę. Uczył się nawet murarki - żeby tę Palestynę budować fachowo - i wyjechał, ale na bardzo krótko. Wolał Sochaczew. Wojnę spędził w jakiejś kryjówce, wrócił i został wiceburmistrzem. pierwszego maja wygłosił na rynku krótkie przemówienie. - PaAstwo polskie - mówił - jak okręt po wielkiej burzy dopływa do przystani, ale okręt ten bardzo ucierpiał. Maszty połamane, ster zepsuty, maszyny wymagają naprawy... Niech każdy da z siebie dla dobra państwa polskiego tyle, ile musiał dać przedtem z przymusu dla niszczenia gospodarki..." Zastrzelono go kilka dni pózniej przed domem. Nie był komunistą. Motywów zbrodni nigdy nie wyjaśniono i nie ujęto sprawcy... Po śmierci Wajnberga wszyscy sochaczewscy %7łydzi wyjechali z miasta. Został Tewel Szajnwald. Jego chrzest i ślub odbyły się jednego dnia i stały się wydarzeniem towarzyskim. Do kościoła przyszły tłumy, matką chrzestną była żona restauratora, pani Flisiak, ojcem - właściciel masarni pan Galiński. Szajnwaldowie mieli pięcioro dzieci. Trzeba je było wykształcić i wyposażyć, wiec w dzień Tadeusz Szajnwald pracował w cegielni, a wieczorami u męskiego krawca. Tadeuszem był w metryce chrztu, w dowodzie pozostał Tewelem. Pościł i w Wielki Piątek, i w Jom Kipur. W niedzielę chodził do kościoła, w sobotę, jeśli był w Warszawie, do synagogi. Na pytanie, do kogo się modli, odpowiadał: Do Boga. Jeden jest Bóg, a czy to ważne, w jaki sposób człowiek zwraca się do niego? Ostatnim %7łydem w Płocku jest Beniamin Sztucki, syn Gitli i Moszka, brat Reginy, Bernarda i Chaima, mąż Basi, ojciec syna i dwóch córek. Wszystkich wywieziono do Oświęcimia. Wrócił sam. Parę lat pracował w spółdzielni tkackiej i przeszedł na rentę. Ożenił się z niemłodą kobietą, której narzeczony zginął w powstaniu warszawskim. Umarła na serce, zaraz po tym jak wyrwali jej na ulicy torebkę z utargiem ze sklepu dziewiarskiego. Było to przed dwudziestu laty. Beniaminem Sz. zaopiekowała się siostra żony, pani Jadwiga, miła i dobra. (Każdym ostatnim %7łydem opiekuje się dziś miła, dobra, polska kobieta). Beniamin Sz. zle słyszy i niewyraznie mówi. Ma dziewięćdziesiąt lat. Przez cały dzień siedzi w fotelu. Pani Jadwiga myje go, ubiera i karmi. Pomaga jej bratanek, Andrzej, technik budowlany, który ma czas, bo przedsiębiorstwo, w którym pracował, już zbankrutowało. Andrzej, młodszy od Beniamina Sz. o sześćdziesiąt lat, rozumie go ze wszystkich najlepiej. Zawsze wie co Beniamin mówi, albo co chce powiedzieć, a Beniamin Sz. Zawsze wie o co go pyta Andrzej. Niedawno Beniaminowi Sz. pękły wrzody. Myśleli że po nim. Lekarz położył go w separatce z innymi umierającymi, tak umarli, a on wyżył. Kiedy ktoś zaczynał umierać, odwracał się i patrzył inną stronę - nie widział, nie słyszał, żył dalej. Andrzej mówi, że on SM tego odwracania od śmierci nauczył w Oświęcimiu. Na dzwięk słowa Oświęcim Beniamin Sz. nagle się ożywia. Prostuje się w fotelu i głośno, wyrazna zaczyna wyrzucać z siebie pojedyncze słowa: Oświęcim apel raz dwa raz dwa wagon apel... Cichnie. Osuwa się na poduszkę i kładzie rękę na sercu. Serduszko boli? pyta pani Jadwiga. To nic. To tylko od pogody. Pogoda zmieniła się, wszystko dlatego. Przez chwilę Beniamin Sz. powtarza coraz ciszej: obóz apel za dużo kamień kamień raz dwa... Już dobrze, już uspokój się, mówi pani Jadwiga. Zaraz obiadek sobie zjesz. Kurkę ugotowałam, wstawiłam kartofelki. Zaraz będzie wszystko dobrze. 4. W mieście pozostawał żydowski cmentarz. Kiedy ocaleni z zagłady zaczęli przyjeżdżać do Polski, do swoich polsko-żydowskich miast, najpierw szli ten cmentarz. Oglądali rozbite nagrobki i puste butelki po wódce. Stawiali ogrodzenie. Zamykali cmentarną bramę, a klucz powierzali najbliższym mieszkańcom. Zapowiadali, że jeszcze wrócą, ponieważ przed śmiercią muszą postawić pomnik. %7łydowski cmentarz w Sochaczewie przylega do ulicy Sierpniowej. Jest to mała uliczka, załamana pod kątem prostym, stoją przy niej tylko trzy domy. Kiedy rada miejska zmieniała nazwy ulic - Dzierżyńskiego na 15 Sierpnia, 1 Maja na Marszałka Piłsudskiego, a Rewolucji Pazdziernikowej na Senatorską - Sierpniową postanowiono nazwać Abrahama Bornsztajna. Zamierzano także przywrócić ulicę Bożniczą - nie ulicę właściwie, a tylko nazwę. Ulica istniała przez czterysta lat, prowadziła od rynku do bóżnicy i stały przy niej wszystkie instytucje żydowskie: synagoga, cheder, rytualna łaznia, zarząd gminy i domy modlitwy. Podczas wojny budynki spalono, a po ulicy zostało trochę drzew. Te właśnie drzewa Rada chciała nazwać, ale stanowczo sprzeciwił się jeden 2 członków Zarządu Miasta: - Słowo bóżnicza" - powiedział - kojarzy się z burzą, po co nam deprymujące nazwy... Rada uwzględniła sprzeciw i projekt upadł, co zaś się tyczy ulicy Abrahama Bornsztajna, to mieszkańcy napisali do Rady Miejskiej list: Panowie Radni! Zaufaliśmy wam, a wy postępujecie jak komuniści, oni nadawali ulicom imiona ludzi, którzy naszych rodziców mordowali w łagrach, a wy nadajecie ulicom imiona %7łydów, którzy również w przeszłości nas zle traktowali i to właśnie w Sochaczewie. My mieszkamy w katolickiej Polsce, a nie w Izraelu." I ten protest uwzględniono i Sierpniowa pozostała Sierpniową. Na żydowski cmentarz idzie się ulicami Traugutta i Famą. Mija się figurę Matki Boskiej - wyrzezbioną w piaskowcu, osiemnastowieczną, przed którą chasydzi osłaniali trumnę swojego cadyka... Mija się dom, w którym mieszkała Wanda G., a przez tydzień i bratankowie Lipki... (Dzieci ulokowano na poddaszu. Było tam wtedy małe okienko. Pózniej je zamurowano, widać w ścianie wyrazny ślad: ślepe kamienne miejsce, jak niezapisana płyta nagrobna... Był ciepły, letni zmierzch.;. Wanda G. umyła dzieci, uczesała i podprowadziła do furtki. Kiedy wyszły na ulicę, zamknęła za nimi drzwi. Chwilę stała przy furtce. Dzieci też stały, po drugiej stronie. Widocznie rozważały, w którą stronę powinny iść, Znajdzcie sobie dobrych ludzi" - powiedziała, poszły więc na cmentarz. Widziała je znad furtki -dzieci szły trochę niepewnie, dziewczynka trzymała brata za rękę, miała drugie, chude nogi z wystającymi kolanami. - Czy pani się z tego spowiadała? - spytałam Wandę G. - Nie... - Wanda G. patrzała na mnie ze zdziwieniem. - Więc to nie był grzech? - Grzech? - zdumiała się jeszcze bardziej. -Było mi przykro, ale nigdy nie myślałam o tym w kategoriach grzechu...). Mija się dalej ogródki z kwiatami i podwórka z codziennym, gospodarskim nieładem: komórkami, taczkami, pogiętym wiadrem, kurami, budą dla psa, zbutwiałymi deskami... Na rogu ulicy stoi dom pana Fabisiaka, emeryta, u którego %7łydzi zostawił klucz od bramy cmentarnej, po obu jego stronach stoją domy braci Niedzińskich. Jeden brat, ten z prawej, jezdził kiedyś po jarmarkach i sprzedawi damską odzież, którą szyła żona, pani NiedziAska. W każdy poniedziałek bywał w Kiernozi, w każdy wtorek - w Sochaczewie, w środę - w dzanowie, w
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plnatalcia94.xlx.pl
|
|
IndeksJÄÂZEF IGNACY KRASZEWSKI KUNIGAS(1)Czarujaca pani doktorForester C.S. 5 Hornblower i jego okrćÂt 'Atropos'Major_Ann_ _ZlocistowlosyHeather Killough Walden [Syndicate] Redeemer (pdf)Southwick_Teresa_ _Zona_dla_szejka_01_ _Klejnot_pustyniAnderson.Poul.I.Proteiformipamitozsjavascript dla kaśźdego full scanJoanna Wylde Price of Freedom
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plrafalradomski.pev.pl
Cytat
Długi język ma krótkie nogi. Krzysztof Mętrak Historia kroczy dziwnymi grogami. Grecy uczyli się od Trojan, uciekinierzy z Troi założyli Rzym, a Rzymianie podbili Grecję, po to jednak, by przejąć jej kulturę. Erik Durschmied A cruce salus - z krzyża (pochodzi) zbawienie. A ten zwycięzcą, kto drugim da / Najwięcej światła od siebie! Adam Asnyk, Dzisiejszym idealistom Ja błędy popełniam nieustannie, ale uważam, że to jest nieuniknione i nie ma co się wobec tego napinać i kontrolować, bo przestanę być normalnym człowiekiem i ze spontanicznej osoby zmienię się w poprawną nauczycielkę. Jeżeli mam uczyć dalej, to pod warunkiem, że będę sobą, ze swoimi wszystkimi głupotami i mądrościami, wadami i zaletami. s. 87 Zofia Kucówna - Zdarzenia potoczne |
|