[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wrócił z Chicago, bardzo jej pomógł. Załatwił codzienne wizyty pielęgniarki, troszczył się o dom, a nawet zabierał ją razem z Henrym na przejażdżki. A jak już było z nią całkiem zle, to znosił ją na rękach na dół, żeby mogła popatrzeć z bliska na swój krzew. - A Henry? %7łyje jeszcze? Azy zakręciły się w oczach gospodyni. - To było naprawdę straszne. Wszyscy tak martwiliśmy się o pannę Idę, że lada chwila może wyzionąć ducha, a tymczasem biedny Henry pewnego dnia po prostu się przewrócił i umarł na zawał. Chyba z osiem miesięcy przed jej śmiercią. - A Jack? - zapytała Rosalyn znienacka. Sophie przyjrzała się jej podejrzliwie. - Nie rozumiem? - Dlaczego nie wrócił do Chicago? - O ile wiem, stracił pracę, bo w urzędzie, gdzie był zatrudniony, nie chcieli na niego czekać, mimo że jest naprawdę świetny. Nie ma takiej rzeczy, której nie potrafiłby zrobić. Rosalyn o mało nie zazgrzytała zębami. Uwielbienie, jakim Sophie darzyła Jacka, graniczyło wręcz z bałwochwalstwem. - Nie mógł sobie znalezć innej pracy? - Jego ojciec też miał wylew, więc ktoś musiał pomagać na farmie. Poza tym - wyraznie ważyła słowa - Jack był świeżo po rozwodzie. Nigdy o tym nie mówił, ale widać było, że jest mocno przybity. W każdym razie, jak starszy pan Jensen zachorował, Jack wrócił do domu, żeby zająć się gospodarstwem. Jego starszy brat był jeszcze w wojsku i stacjonował gdzieś w Niemczech, a młodszy właśnie zaczął chodzić do college'u. Więc Jack nie miał właściwie wyboru i musiał wziąć sprawy w swoje ręce. A to akurat bardzo lubi robić, westchnęła Rosalyn w duchu i przygryzła wargi. Doskonałość Jacka Jensena zaczynała działać jej na nerwy. Może dlatego, że zanim pozwoliła, by pochłonął ją wir pracy, przez długie lata marzyła właśnie o kimś takim jak on? - Jak teraz czuje się starszy pan Jensen? - zapytała. - Już całkiem dobrze - odparła Sophie z uśmiechem. - Tylko trochę jeszcze powłóczy nogą. - To dlaczego Jack nie wraca do Chicago? - Nie mam pojęcia. O to już sama musisz go zapytać. Wyraz twarzy gospodyni wskazywał, że powoli zaczyna tracić cierpliwość. Jack przez dłuższą chwilę nie wyłączał silnika. Była prawie siódma, co znaczyło, że Sophie już ze dwie godziny temu skończyła pracę. Nie rozumiał, dlaczego w domu nie pali się żadne światło. Czyżby Rosalyn poczuła się gorzej i poszła spać z kurami? Wysiadł z samochodu i wbiegł po schodkach na werandę. Gdy nacisnął klamkę, okazało się, że drzwi wcale nie są zamknięte. Pomyślał wtedy, że Plainsville jest co prawda bezpiecznym miasteczkiem, ale samotna kobieta poruszająca się o kulach mogła wykazać więcej rozsądku. - Rosalyn?! - zawołał. Postanowił sprawdzić, czy przynajmniej kuchenne drzwi zostały zamknięte na klucz. Przeszedł na palcach przez hol i zapalił światło w kuchni. Oczywiście, drzwi do ogrodu też zostawiła otwarte. Co za bezmyślność! Ze zdziwieniem zauważył nie sprzątnięte filiżanki i talerz pełen ciastek na stole. Trudno to nazwać kolacją, pomyślał i zajrzał do piekarnika. Jedzenie zostawione przez Sophie pozostało nietknięte. Czyżby Rosalyn aż tak zle się poczuła, że straciła apetyt? Chyba jednak powinien do niej zajrzeć? Stał już u stóp schodów, kiedy z góry dobiegł go przytłumiony dzwięk. Natychmiast zapalił światło na schodach i pognał na górę, pokonując po dwa stopnie naraz. Drzwi do pokoju Rosalyn były uchylone, a w środku panowała kompletna ciemność. Nie odpowiedziała, gdy wyszeptał jej imię, więc niewiele myśląc, nacisnął pstryczek przy wejściu. Aóżko było puste. Serce waliło mu jak oszalałe. Wybiegł na korytarz i popędził na drugie piętro, gdzie poza strychem znajdowały się jedynie dwa niewielkie pokoiki zajmowane niegdyś przez służbę. Na końcu korytarza dostrzegł niewyrazne światełko. - Rosalyn! - zawołał, a jego głos odbił się echem od grubych ścian. Zwiatło, które dostrzegł z daleka, wydostawało się spod zamkniętych drzwi prowadzących na strych. Dłoń Jacka właśnie wymacała starą, żelazną klamkę, kiedy z wewnątrz dobiegł go kobiecy głos. - Co się stało? Przez dłuższą chwilę nic nie widział, oślepiony jasnym światłem żarówki bujającej się - pod wpływem nagłego przeciągu - na łańcuchu umocowanym u sufitu. Rosalyn leżała na podłodze wsparta plecami o wielki, obity skórą kufer, wśród porozrzucanych bezładnie książek, luznych kartek i albumów pokrywających grubą warstwą całą podłogę. Dopiero gdy się zbliżył, zauważył końce jej kul sterczące spod drugiego, równie olbrzymiego kufra. Na jej twarzy malował się wyraz trwogi.
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plnatalcia94.xlx.pl
|
|
IndeksHannay Barbara KrzyĹź poĹudnia 01 Angielska róşaAppiano Alessandra PrzyjacióśÂki@it10.Tavare_Gwendoline_Zielonooka_czarodziejkaśÂwićÂty Augustyn WyznaniaChristine Michaels [Menage Everlasting] Kat RCDHSRoberts Nora 02 Dziewczyna z okśÂadki37 Coombs Nina We wśÂadzy uczućÂBaker A. Algebra and Number TheoryBrian Keene The Conqueror Worms
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmediatorka.pev.pl
Cytat
Długi język ma krótkie nogi. Krzysztof Mętrak Historia kroczy dziwnymi grogami. Grecy uczyli się od Trojan, uciekinierzy z Troi założyli Rzym, a Rzymianie podbili Grecję, po to jednak, by przejąć jej kulturę. Erik Durschmied A cruce salus - z krzyża (pochodzi) zbawienie. A ten zwycięzcą, kto drugim da / Najwięcej światła od siebie! Adam Asnyk, Dzisiejszym idealistom Ja błędy popełniam nieustannie, ale uważam, że to jest nieuniknione i nie ma co się wobec tego napinać i kontrolować, bo przestanę być normalnym człowiekiem i ze spontanicznej osoby zmienię się w poprawną nauczycielkę. Jeżeli mam uczyć dalej, to pod warunkiem, że będę sobą, ze swoimi wszystkimi głupotami i mądrościami, wadami i zaletami. s. 87 Zofia Kucówna - Zdarzenia potoczne |
|