pobieranie; pdf; ebook; download; do ÂściÂągnięcia
 
Cytat
Felicitas multos habet amicos - szczęście ma wielu przyjaciół.
Indeks Eddings_Dav D20021169 arteuza
 
  Witamy


[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- W ciąży?
Odwróciła się jak oparzona. Oto sprawdzał się jej
najgorszy sen. Na progu stał Williams. Dlaczego akurat on? I
dlaczego w najbardziej niesprzyjającym momencie? Zdawała
sobie sprawę, jak fatalnie to wszystko wygląda. Hunter
Morgan, ich wróg numer jeden, pochylający się nad nią z
troską. W jednej sekundzie przebiegło jej przez głowę
mnóstwo możliwych wyjaśnień, lecz dobrze wiedziała, że
żadne z nich nie zadowoli szefa.
- Kto jest w ciąży? - powtórzył Williams.
Hunter stanął za Ashley, położył dłoń na jej ramionach.
Najchętniej zamordowałaby go natychmiast, ale nie miała
innego wyjścia, jak wyznać prawdę. Przynajmniej częściowo.
- Próbowałam z panem porozmawiać, ale ciągle się nie
składało. Jestem w ciąży. - Wpatrywała się w twarz szefa. -
Będę mieć bliznięta. Lekarz uważa, że powinnam ograniczyć
pracę i przejść na pół etatu. Złożyłam już wniosek w kadrach.
- A jaka jest w tym twoja rola? - Williams popatrzył ostro
na Huntera.
Hunter wytrzymał jego wzrok.
- To moje dzieci. Widzisz w tym jakiś problem?
- I to cholerny! - wybuchnął Williams, piorunując Ashley
spojrzeniem. - Ostrzegałem panią. To ewidentne naruszenie
reguł obowiązujących w firmie. Nie mam innego wyjścia, jak
zwolnić panią w trybie natychmiastowym. Należne
wynagrodzenie prześlemy na konto.
- Williams, przemyśl to sobie. Możesz mieć niezłe
kłopoty - ostrzegł Hunter.
- Przestań mnie pouczać! Wynoś się, nim wezwę
strażnika, który cię wyprowadzi!
- Traktujesz ją niesprawiedliwie. Ashley sumiennie
wypełniała swoje obowiązki, zawsze kiedy była taka potrzeba,
zostawała po godzinach.
Williams skrzywił się złośliwie.
- Wyobraz sobie, że to będzie ten jeden raz, kiedy nie
wygrasz. No i jak, miło?
Hunter zacisnął pięści.
- Czyli nie chodzi o Ashley, tylko o mnie, tak?
W tym momencie Ashley uznała, że pora wtrącić się do
rozmowy, bo sytuacja wymyka się spod kontroli.
- Panie Williams, zależy mi na tej pracy.
- Trzeba było pomyśleć przed pójściem z nim do łóżka.
- Ale ja wcale...
- Ashley - Hunter ujął ją za ramię - daj sobie spokój.
Strząsnęła z ramienia jego dłoń. Teraz decyduje się jej
przyszłość. Czy on tego nie widzi?
- Muszę mieć tę pracę. To jedyne, co mam.
- Masz jeszcze mnie.
Gdyby okoliczności były inne, podziwiałaby jego odwagę
i szlachetność, lecz teraz ziemia usuwa się jej spod nóg. I
wszystko przez niego! Gdyby tu nie przychodził, gdyby
poczekał na korytarzu!
- To nie jest jakaś rozgrywka między wami. Chodzi o
moje życie. O moją przyszłość.
- To nasza wspólna sprawa. Gdzie twój żakiet? - zapytał
kategorycznym tonem. Jeszcze bardziej ją to zirytowało.
- Tam wisi. - Złapała torebkę. Była wściekła. Po prostu
wściekła. Na nich obu.
Mijając Williamsa, popatrzyła mu w oczy.
- Wiem, że nie przepada pan za Hunterem, ale bardzo się
pan myli w ocenie tego, co między nami zaszło.
- Proszę oddać klucz - wyciągnął rękę.
Wyjęła z kieszeni klucze, ściągnęła z kółka ten do biura, a
potem bez słowa wyszła za Hunterem. W korytarzu kłębili się
ludzie, czuła na sobie ich spojrzenia. Idący u jej boku Hunter
prowokował ciekawe szepty. Poczuła, że oblewa się
rumieńcem. Gdy Hunter chciał ująć ją pod ramię, szarpnęła
się. Najchętniej zaczęłaby krzyczeć, lecz wystarczyło jedno
spojrzenie na zerkających na nią ludzi, by się opanowała. Z
uniesioną głową skierowała się do wyjścia. Wreszcie Hunter
otworzył drzwi na ulicę. Szybko szła chodnikiem, nie bardzo
wiedząc, dokąd właściwie zmierza. Marzyła tylko, by jak
najszybciej znalezć się jak najdalej. Sytuacja ją przerosła. Nie
dość, że dręczy ją strach o to, co przyniesie przyszłość, to
jeszcze została na bruku. I choć nie jest to wyłącznie wina
Huntera, musi się na kimś wyładować. A on jest pod ręką.
- Pojedzmy moim autem. Jutro ktoś odstawi twoje.
Odwróciła się. Nie będzie dłużej milczeć.
- Zapamiętaj sobie, nie jestem bezradną kobietką. Mam
swój rozum i umiem się nim posługiwać.
- Nigdy nie myślałem...
- Owszem, myślałeś. Od pierwszej chwili, kiedy wszedłeś
do sali konferencyjnej, by mi oznajmić nowinę.
- Jeśli tak to odebrałaś, to przepraszam. Chciałem się
tylko upewnić, że jesteś w dobrej formie.
- To ci się chwali, ale ja naprawdę jestem dorosła. -
Wyjęła z torebki kluczyki. - Zostaw mnie. Muszę przez chwilę
być sama.
- Ashley, jesteś bardzo blada. Wyglądasz, jakbyś zaraz
miała zemdleć. Pozwól się odwiezć do domu, proszę.
- Wcale nie...
- Pomyśl o naszych dzieciach, o ich bezpieczeństwie. I o
swoim też.
Tu ją ma. To jeszcze bardziej ją rozwścieczyło. Bez słowa
ruszyła za nim do samochodu. Czuła się fatalnie. Dlaczego tak
się jej nie układa? I czemu idzie za nim potulnie jak
owieczka? Dobrze, pojedzie z nim, bo sama chyba nie dałaby
rady. Ale na tym koniec. Od razu pójdzie do siebie i w
spokoju podejmie jakąś decyzję. Bez oglądania się na jego
zachcianki.
Droga powrotna upłynęła w milczeniu. Napięcie między
nimi gęstniało. Podczas kolacji wielokrotnie czuła na sobie
jego wzrok, mimo to nadal milczała. Za bardzo była
pochłonięta roztrząsaniem tego, co się wydarzyło, by wdawać
się w kolejne jałowe dyskusje. Złość wyładowała na
zmywanych naczyniach. Dopiero wtedy odzyskała w pełni
kontrolę nad sobą. Pora przejść do rzeczy.
- Nie mogę tu dłużej mieszkać, jeśli nadal będziesz
niszczyć mi życie - oświadczyła.
- Przecież ja nic takiego nie robię.
Czy on naprawdę nie zdaje sobie sprawy z konsekwencji
swojego postępowania?
- W jakim świetle mnie postawiłeś?
Podszedł bliżej, oparł się o blat. Widziała, że z trudem
panuje nad nerwami.
- Chodzi ci o scenę z Williamsem? A niby jak
powinienem się zachować?
- - Niepotrzebnie tam przychodziłeś - prychnęła.
- Ashley, przykro mi, że tak wyszło, ale Williams i tak by
się wszystkiego dowiedział.
Dotknął jej ramienia, lecz strzepnęła jego dłoń.
- Owszem, ale w swoim czasie. A ja miałabym pracę.
- Czyli masz do mnie pretensję? Wzięła głęboki oddech,
wytarła ręce,
- Przyznaję, stanąłeś w mojej obronie. Ale po co się
wtrącałeś? Chętnie bym cię za to udusiła. Tym bardziej nie
chcę tutaj zostać.
- Dlaczego?
- Bo to żadne rozwiązanie.
- Co ty opowiadasz? Do tej pory wszystko było jak
trzeba. Teraz jesteś na mnie wściekła, ale jak ochłoniesz...
- Jestem wściekła? - On naprawdę jeszcze nie wie, do
czego jest zdolna. - Gdy powiedziałeś Williamsowi, że to
twoje dzieci, byłam zła, ale teraz czuję, że ogarnie mnie furia!
- Przecież to moje dzieci i nic tego nie zmieni. A w ogóle
to dlaczego zmywasz naczynia? - Odebrał jej Zcierkę i położył
na blacie.
- Ty mnie wcale nie słuchasz. Zostałam bez pracy i bez
mieszkania. Mówię do ciebie, ale to tak, jakbym mówiła do
ściany. Doprowadzasz mnie do szału!
Spojrzał na jej usta.
- Też się tak czuję, I chyba dłużej już nie wytrzymam.
Przyciągnął ją ku sobie. Zwiat nagle zawirował. Dotyk jego
ust upajał. W pierwszej chwili chciała go odepchnąć, lecz gdy
ją pocałował, nie mogła już normalnie myśleć. Przywarta do
niego, poddając się pieszczocie, zapominając o niedawnej
złości, o gotującym się w niej gniewie. I liczyło się tylko to
jedno pragnienie, by był jeszcze bliżej, by przytulił ją jeszcze
mocniej, żarliwiej...
Hunter oderwał od niej usta, wymamrotał coś do siebie. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • natalcia94.xlx.pl
  • comp
    IndeksCourths Mahler Jadwiga Szczęście czeka na drugim brzeguChild Maureen KrĂłlowie Kalifornii 03 Opowieść o szczęściuMcArthur Fiona Harlequin Medical 486 Szczęśliwe zakończenieDeNosky Kathie Niespodziewane szczęścieBiogramy śźośÂ‚nierzy batalionu im. śÂukasiśÂ„skiegoHaydnbyJ.C.HaddenQuinn Julia Zakochany hrabiaDhammapada śÂšcieśźka Prawdy Buddy Gautama SCather Willa Utracona0488. Andrews Amy Dobra partia
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • own-team.pev.pl
  • Cytat

    Długi język ma krótkie nogi. Krzysztof Mętrak
    Historia kroczy dziwnymi grogami. Grecy uczyli się od Trojan, uciekinierzy z Troi założyli Rzym, a Rzymianie podbili Grecję, po to jednak, by przejąć jej kulturę. Erik Durschmied
    A cruce salus - z krzyża (pochodzi) zbawienie.
    A ten zwycięzcą, kto drugim da / Najwięcej światła od siebie! Adam Asnyk, Dzisiejszym idealistom
    Ja błędy popełniam nieustannie, ale uważam, że to jest nieuniknione i nie ma co się wobec tego napinać i kontrolować, bo przestanę być normalnym człowiekiem i ze spontanicznej osoby zmienię się w poprawną nauczycielkę. Jeżeli mam uczyć dalej, to pod warunkiem, że będę sobą, ze swoimi wszystkimi głupotami i mądrościami, wadami i zaletami. s. 87 Zofia Kucówna - Zdarzenia potoczne

    Valid HTML 4.01 Transitional

    Free website template provided by freeweblooks.com