pobieranie; pdf; ebook; download; do ÂściÂągnięcia
 
Cytat
Felicitas multos habet amicos - szczęście ma wielu przyjaciół.
Indeks Eddings_Dav D20021169 arteuza
 
  Witamy


[ Pobierz całość w formacie PDF ]

odwalił mi niezły numer.
 Samochodziku, co zrobiłeś swojej pańci? Przyznaj się.
Wreszcie zobaczył uśmiech Zuzanny, choć jeszcze starała się go ukrywać. Rozluzniła się
trochę. I o to mu chodziło. Nie trzeba było też długo jej namawiać, aby opowiedziała mu o tym
numerze.
Ibiza była wyposażona w instalację gazową, z powodów oczywiście czysto ekonomicznych, bo
silnik ciągnął jak smok, nawet czternaście litrów zwykłego etylowego napoju. W baku jednak,
na wszelki wypadek, trzeba było wozić trochę benzyny, ponieważ o tym, że gaz się skończył,
wiadomo było dopiero wtedy, gdy się właśnie skończył. Zuzanna najczęściej miała tyle
benzyny, aby tylko zgasić drażniące oczy i portfel czerwone światełko rezerwy.
Pewnego zimowego wieczoru, na jednym z warszawskich mostów, Zuza jechała sobie
dziewięćdziesiątką środkowym pasem. W pewnym momencie musiała się przełączyć na
paliwo z oryginalnego baku, dlatego że to w bagażniku pod kołem zapasowym właśnie się
skończyło. Samochód lekko szarpnął, co akurat było jego fizjologicznym odruchem, ujechał
kilkaset metrów i ni stąd, ni zowąd, zaraz po zapaleniu się czerwonego żebraka na desce
rozdzielczej, odmówił posłuszeństwa. Zuza roztropnie włączyła światła awaryjne
i wyczekiwała zbawienia. Bała się wysiąść, aby przypadkiem nie stracić drzwi, które
niechybnie mogłyby zostać porwane przez rwący potok opływających ją ze wszystkich stron
samochodów. Niestety, nikomu z tych umiejących jedynie trąbić baranów, nie chciało się
zatrzymać i chociaż pomóc zepchnąć ibizkę ze środkowego pasa, aby nie była przeszkodą
i pośmiewiskiem dla innych. No cóż! Cieplej i weselej było drzeć klakson i rżeć na widok
kretynki, która pewnie prawo jazdy dostała za długie nogi i dekolt do pasa.
Na szczęście w dobie telefonów komórkowych łatwiej jest sobie radzić ze złośliwością rzeczy
martwych. Rodzice akurat gościli w Arabelinie, więc zadzwoniła do ojca, który obiecał
przyjechać najszybciej, jak się da, czyli co koń wyskoczy, innymi słowy  za godzinę.
Zbawienie jednak było od niego szybsze. Podjechało sobie cichutko pod postacią zielonego
seicento, stanęło obok na prawym pasie, żeby jeszcze bardziej wnerwić trąbiących baranów
i zamigotało awaryjnymi. Wystawiona przez otwartą szybę od strony kierowcy litościwa ręka
energicznie umieściła na dachu połyskującego koguta. Po chwili wyłonił się sam kierowca.
Wyciągnął z bagażnika odblaskową zieloną kamizelkę z miłosiernie brzmiącym napisem
 RATOWNIK , podszedł do Zuzanny i zapytał, w czym może pomóc.
Dzięki, Ci, panie Boże, bo nie wiem, co bym bez ciebie zrobiła  podniosła oczy ku niebu.
Pan ratownik błyskawicznie zdiagnozował, że przyczyną jest brak paliwa, chociaż Zuzanna
była dokładnie przeciwnego zdania, i zaproponował holowanie do najbliższej stacji
benzynowej, to znaczy około pięciuset metrów dalej. Pan ratownik nie znalazł w swoim
samochodzie linki holowniczej.
 Widać musiałem ją komuś pożyczyć  powiedział zawiedziony.  A może pani ma?
 Wydaje mi się, że powinna być  odpowiedziała po chwilowym zastanowieniu. 
W bagażniku.
Mężczyznie nie udało się jednak dostać standardową drogą do kufra ibizy, bo tamten się
zawziął i zamarzł. Był to jednak ratownik pomysłowy, więc wlazł tam przez tylne siedzenie.
Zuzanna aż parsknęła, kiedy zobaczyła niebieskie skarpetki upstrzone tuzinem pływających
kaczorów. Poza tym miała wrażenie, że jej kochane autko pożera gościa niczym wyposzczony
wieloryb, z zadowoleniem trząchając fiszbinami rolet na podmarzniętej tylnej szybie. Nic
jednak nie dała ta gimnastyka. Facet nie znalazł linki.
 Pani wsiada za kierownicę  nakazał.  Jest lekko z górki, do stacji niedaleko, więc się pani
tam poturla.
Zuzanna zrobiła, jak polecił, a gdy ibiza nie chciała się sama toczyć, co chwilę z niej
wyskakiwała, chwytała za kierownicę i próbowała sama pchać. Musiało to wyglądać
komicznie: dziesięciocentymetrowe szpilki, długi płaszcz z czerwonym lisem na kołnierzu
i mróz minus piętnaście. Dobrze, że sama się nie widziała. Pan ratownik przez pewien czas
asystował, jadąc za nią żółwim tempem, potem, nie mogąc chyba zdzierżyć tej prędkości,
postanowił w końcu, zderzak w zderzak, zapchać ibizę na stację. Cała akcja trwała ponad
godzinę.
Zapchnięta pod najbliższy dystrybutor, zatankowała za jedyne dwadzieścia złotych, jakie miała
wtedy przy sobie. Samochód jednak nie zareagował na kopniak zapłonu. Okazało się, że
z wycieńczenia  zapalone światła, mrugające awaryjne i włączona dmuchawa  padł
akumulator. No, to co? Na popych! Z pomocą przyszedł jeszcze chłopak z obsługi stacji. Kiedy
odsunęli ibizę od dystrybutora, w miejscu, na którym przed chwilą stała, pokazała się sporej
wielkości plama benzyny. Za całe dwie dychy.
Taki tam maleńki drobiażdżek  poszedł przewód paliwowy. Dobrze, że zaraz ojciec przyjechał
z linką holowniczą.
 I tyś to, ibizko droga, uczyniła?  Maks pokręcił głową z dezaprobatą.  No to rzeczywiście
powinnaś się wstydzić. Najważniejsze jednak, że twojej pani poprawił się humor.  Ponownie
pogładził deskę rozdzielczą.  Tylko zaklinam cię na trząchające fiszbiny! Nie rób tak więcej.
Wreszcie znalezli się pod domem Zuzanny. Otworzyła pilotem bramę i Maks wstawił
samochód do garażu.
 Ciekawe tylko, jaki humor będzie miał pan kierowca, kiedy przyjdzie mu autobusem wracać
do Warszawy?  Zuza wykrzywiła usta w nienaturalnym uśmiechu. Zaprosiłabym cię na kawę,
ale nadal boli mnie głowa.  Pomasowała dłońmi skronie.
 Połóż się i odpocznij.  Maks oddał jej kluczyki od samochodu.  I tak miałem sprawę do
Filipa.
 Dzięki za podwiezienie.  Zuza wyciągnęła do niego rękę.
Maks podszedł bliżej i spojrzał jej w oczy. Zastanawiał się, czy znów go sprowokują.
Podświadomie czekał na to. Ale zobaczył tylko zmęczenie. Ucałował jej wyciągniętą dłoń i na
chwilę przycisnął do swojej piersi. Nie zareagowała. Spróbował pocałować ją w usta, ale Zuza
odwróciła głowę. Zdążył tylko musnąć jej policzek.
 Odpoczywaj  powiedział na pożegnanie.
Zuza zamknęła za sobą drzwi i przekręciła klucz w zamku. Nie miała zamiaru nikogo już
wpuszczać do domu i z nikim też nie chciała rozmawiać. Nie dziś. Zrzuciła pantofle i niedbale
kopnęła je w kąt korytarza. Nogi same zaprowadziły ją do barku. Uznała, że w tym stanie nie
warto marnować tabletek przeciwbólowych, bo i tak by nie pomogły. Nalała do szklanki trochę
wódki, rozcieńczyła ją lekko tonikiem i chlapnęła sobie zdrowo. Emocje! Za dużo emocji!
Jej umysł był mocno przeciążony i wymagał natychmiastowej regeneracji. Wyciągnęła się więc
na kanapie i zamknęła oczy. Sen! Niech przyjdzie sen! Niech zresetuje wszystkie problemy,
zdefragmentuje dysk i oczyści głowę z niepotrzebnych myśli. Tylko czy będzie wiedział, które
pliki to śmieci? Nadarzewski? Młody Wołoszyc? Czy Symertowicz?
Aleksandra traktowała jak dobrego kolegę, który nawet jeśli był nią zainteresowany, sprawiał
wrażenie niegroznego. I raczej nie podejrzewała go o niecne zamiary, jak sugerowała Olga.
Nie chciało jej się wierzyć w to, co mówiła o nim masażystka. A jeśli oszukał bank, no cóż,
będzie musiała z nim o tym porozmawiać. Sprawę na pewno da się jakoś wyjaśnić. Aleks [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • natalcia94.xlx.pl
  • comp
    IndeksGomulicki Wiktor Wspomnienia niebieskiego mundurkaCaśÂ‚a prawda o śÂšwiadkach Jehowyflorus049. Mayne Sharon Zwycięzca bierze wszystkoCarolyn Faulkner Submissive Desires (pdf)Trucizna doskonaśÂ‚aAlan Dean Foster Icerigger 1Barry Sadler Casca 03 The War LordDakota Rebel Blood of the Fallen0415354838.Routledge.Primary.Education.The.Key.Concepts.Feb.2006
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • annkula.pev.pl
  • Cytat

    Długi język ma krótkie nogi. Krzysztof Mętrak
    Historia kroczy dziwnymi grogami. Grecy uczyli się od Trojan, uciekinierzy z Troi założyli Rzym, a Rzymianie podbili Grecję, po to jednak, by przejąć jej kulturę. Erik Durschmied
    A cruce salus - z krzyża (pochodzi) zbawienie.
    A ten zwycięzcą, kto drugim da / Najwięcej światła od siebie! Adam Asnyk, Dzisiejszym idealistom
    Ja błędy popełniam nieustannie, ale uważam, że to jest nieuniknione i nie ma co się wobec tego napinać i kontrolować, bo przestanę być normalnym człowiekiem i ze spontanicznej osoby zmienię się w poprawną nauczycielkę. Jeżeli mam uczyć dalej, to pod warunkiem, że będę sobą, ze swoimi wszystkimi głupotami i mądrościami, wadami i zaletami. s. 87 Zofia Kucówna - Zdarzenia potoczne

    Valid HTML 4.01 Transitional

    Free website template provided by freeweblooks.com