[ Pobierz całość w formacie PDF ]
już został wyczerpany i słowa Gorga przyjąłem raczej jak coś spodziewanego, jak długo oczekiwane wyjaśnienie. Nieomal przyniosły mi ulgę. - A do czego oni strzelali? - zapytał wreszcie podchorąży, którego nazywaliśmy Tytusem, przydzielony na posterunek VI. - Ten Chlaptusek i drugi? - A wuj ich tam wie! Do czegoś musieli! - A ja wiem - odezwał się nieoczekiwanie zza naszych pleców żołnierz, zdjęty dopiero co z posterunku II, niejaki Wasyl. - No bo... - zacukał się na chwilę, gdy wszyscy nagle odwrócili się, wbijając w niego pytające spojrzenia, ale był zbyt przejęty, żeby zapomnieć języka w gębie. - No bo, to było tak, że najpierw się zaczął taki hałas, nie? Tu od tej strony. Niby ciągle las szumiał, ale jak się tak po długim czasie wsłuchało... Taki hałas, dziwny. Jak tak, wiecie, stoi człowiek, stoi, no to i myśli, co to mogło być. I tak: jak Kargul zaczął strzelać, to się jeszcze światło paliło, nie? Czyli że to wszystko widzieli z Chlaptuskiem, co za ogrodzeniem. Jak się tam ziemia kotłuje, i pewnie tutaj też, tylko teraz za ciemno, to nie widać. Jakby, no... - im bliżej był pointy swoich rozmyślań, tym jego głos stawał się mniej pewny. Gdyby ktokolwiek z nas się w tym momencie uśmiechnął, Wasyl pewnie by się zaraz zawstydził i zamilkł, ale wszystkie twarze były poważne. Tam, przy magazynie, ziemia naprawdę się kotłowała i wszyscy to widzieli. - No, jakby coś spod niej w y l a z ł o. - dokończył Wasyl. W ciszy, która teraz zapadła, słychać było z początku tylko nieustanny, monotonny szum drzew. Potem odezwał się w niej drwiący, pogardliwy śmiech naszego porucznika. Rambo odczekał, aż wszyscy przenieśli spojrzenia na niego, po czym podszedł do budki wartownika i sięgnął po słuchawkę telefonu. Podniósł ją do ucha, odwracając się do nas bokiem, i odmierzonym ruchem, typu "pokazuję i omawiam", uderzył kilka razy w widełki. - Dowódca warty - oznajmił słuchawce. - Aączcie z oficerem dyżurnym. - Odczekał chwilę. - Mirek? Obywatelu poruczniku, melduję się z powiadomieniem... Tak? Tak, oczywiście. - Znowu chwila ciszy, podczas której Rambo odruchowo przybrał przy telefonie postawę na baczność. - Obywatelu pułkowniku, melduję się dowódca warty alarmowej, porucznik Porowicz... Oznaczało to, że na brygadzie fala wzbudzona tutejszymi wydarzeniami dotarła już do samych szczytów władzy - to znaczy do pułkownika Czachorskiego. Nie mieliśmy jednak za bardzo czasu o tym myśleć, ciekawi, w jaki sposób Rambo przedstawi mu sprawę. Ktokolwiek spodziewał się, że nasz porucznik nie sprosta takiemu zadaniu, miał zostać srodze zawiedziony. - Melduję, obywatelu pułkowniku, że mamy tutaj do czynienia z fenomenem fizyczno-przyrodniczym - oznajmił z równym spokojem, jakby meldował stan osobowy na porannym apelu. - Objawia się w taki sposób, że nastąpiła trudna do usunięcia awaria zewnętrznego oświetlenia i nie możemy dotrzeć do posterunku piątego. Nie stwierdziłem przeniknięcia osób obcych na teren magazynowy ani naruszenia... Znowu chwila ciszy. Na zmarszczonym czole Rambo odbił się intensywny wysiłek umysłowy. Niebezowocny, jak się za chwilę mogliśmy przekonać. - Melduję, obywatelu pułkowniku, że próby zbliżenia do posterunku powodują doznawanie zaburzeń orientacji. Bez wsparcia służb specjalistycznych nie jestem w stanie określić ich mechanizmu. W każdym razie wśród żołnierzy służby zasadniczej wywołały one panikę. Rambo prezentował takie opanowanie i pewność siebie, że przez chwilę nawet ja omal nie uwierzyłem w jego proste i oczywiste jak z "Młodego Technika" wyjaśnienie faktów. - Nie mogę wykluczyć, obywatelu pułkowniku, ale jeśli był to jakiś gaz czy coś w tym rodzaju, to w każdym razie sytuacja jest w tej chwili opanowana. Tak, jestem pewien, obywatelu pułkowniku. Moi podchorążowie nie boją się duchów. Ostatnie słowa, wypowiedziane jakby odrobinę głośniej, były skierowane bardziej do nas, niż do dowódcy brygady. Mimo niepowodzenia z wartownikami, Rambo nadal konsekwentnie stosował najskuteczniejszą w swoim przekonaniu metodę wychowawczą, czyli odwoływanie się do męskiej ambicji. - Tak jest, kończę inspekcję wart i zaraz ich odsyłam. Odmeldowuję się, obywatelu pułkowniku. Nie trzeba było wielkiego znawcy ludzkiej psychiki, by po sposobie, w jaki Rambo odłożył słuchawkę i odwrócił się do nas, odgadnąć stan jego ducha. Ostatni raz widzieliśmy go takiego, gdy na naszych oczach wystrzelał 46 na 50 z broni krótkiej. - Wartownicy na posterunek i idziemy. I liczę - zawiesił na chwilę głos dla zaznaczenia, że to, co teraz powie, będzie ważne - liczę, że mnie podchorążowie nie skompromitują przed dowódcą brygady. Ale na wszelki wypadek przypomnę jeszcze, jak się wartownik ma zachować, gdyby mu coś w y l a z ł o . Najpierw ma powiedzieć: "Stój, służba wartownicza, kto idzie". Gdyby to nie wystarczyło, ma powtórzyć: "Stój, bo będę strzelać". Potem oddać strzał w powietrze, a potem do tego, co wylazło. I pod żadnym pozorem nie ruszać się z posterunku, bo nogi... - zakończył wymownym gestem i odczekawszy, aż sformujemy kolumnę dwójkową ruszył stanąć na jej czele. - Obywatelu poruczniku, szeregowy podchorąży Dacynicz melduje się z zapytaniem! - wyklepał regulaminową formułkę Słoniu. - Walcie, podchorąży. - My byśmy z Perszingiem wrócili na wartownię. Bo jak ten fenomen fizyczno-przyrodniczy, i naszego posterunku nie ma, to myślę, że... Poczciwy kretyn zacytował go w najlepszej wierze, ale Rambo uznał, że sobie kpi. Widać nie był aż tak pewny udzielonych pułkownikowi wyjaśnień, jak na to wyglądało. - Myśleć to będziecie, jak zostaniecie generałem! A teraz to jesteście na warcie, zrozumiano? - Rozkaz! - No dobra - w stu procentach regulaminowa odpowiedz nieco udobruchała oficera. - Zostańcie tutaj i będziecie z tym drugim patrolować do posterunku czwartego i z powrotem. I wszystko w tym temacie! Tym sposobem obsada posterunku czwartego powiększyła się do czterech osób. Patrzyliśmy przez chwilę, jak prowadzona przez Rambo zmiana znika w mroku ścieżki, w kierunku ostatniego, bliskiego już wartowni posterunku. Kilka minut potem ostatni szweje dołączyli do swoich kolegów na skrzyni ciężarówki i pojechali razem z nimi do koszar, gdzie oczekiwał już na nich dowódca brygady z oficerami dyżurnym i operacyjnym oraz wiadomością o śmierci Gicy. %7łołnierzom nie pozwolono wrócić do swojego pododdziału: od razu z marszu zaczęto śledztwo. Nie dlatego, żeby dowódca brygady nie mógł się doczekać przyjazdu
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plnatalcia94.xlx.pl
|
|
IndeksBeaton M.C. Agatha Raisin 20 Agatha Raisin i ĹmierÄ przed oĹtarzemWilde, Oscar Portret Doriana Graya(2)Carol Lynne [Cattle Valley 06] Out of the Shadow (pdf)C Roberts John Maddox Conan zuchwaśÂyGreg Egan The VatHeller MichaśÂ PoczćÂ
tek jest wszćÂdzie Nowa hipoteza pochodzenia WszechśÂwiataAnderson, Poul Operation Chaos127. Cornick Nicola SkandalistkaWeber Katharine Lekcja muzykiRoszel Renee Adwokat i miśÂośÂćÂ
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plorientmania.htw.pl
Cytat
Długi język ma krótkie nogi. Krzysztof Mętrak Historia kroczy dziwnymi grogami. Grecy uczyli się od Trojan, uciekinierzy z Troi założyli Rzym, a Rzymianie podbili Grecję, po to jednak, by przejąć jej kulturę. Erik Durschmied A cruce salus - z krzyża (pochodzi) zbawienie. A ten zwycięzcą, kto drugim da / Najwięcej światła od siebie! Adam Asnyk, Dzisiejszym idealistom Ja błędy popełniam nieustannie, ale uważam, że to jest nieuniknione i nie ma co się wobec tego napinać i kontrolować, bo przestanę być normalnym człowiekiem i ze spontanicznej osoby zmienię się w poprawną nauczycielkę. Jeżeli mam uczyć dalej, to pod warunkiem, że będę sobą, ze swoimi wszystkimi głupotami i mądrościami, wadami i zaletami. s. 87 Zofia Kucówna - Zdarzenia potoczne |
|