pobieranie; pdf; ebook; download; do ÂściÂągnięcia
 
Cytat
Felicitas multos habet amicos - szczęście ma wielu przyjaciół.
Indeks Eddings_Dav D20021169 arteuza
 
  Witamy


[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Wracamy zaraz.
 Tylko na chwilę, Lonia  odparł.  Zimno mi na dworze.
Grubas machnął ręką i pchnął tylne drzwi wejściowe. Na podwórzu nie było nikogo.
Przeszli we trójkę kilka kroków i zatrzymali się.
 Chcę się spotkać z Juszczyszynem, Garri. Powiedz mu to.
 On wie o tym.
Własow znowu poczuł wibracje telefonu.
 Za kilka sekund oddzwonię  rzucił szybko do słuchawki i schował ponownie aparat.
 Kto tak do ciebie wydzwania?
 Wciąż ten sam facet.
 Co to za facet?
 Lonia...  Garri zatrzymał się na chwilę  Juszczyszyn nie chce już z tobą rozmawiać.
 A skąd ty, kurwa twoja mać, możesz o tym wiedzieć!?
 Powiedział mi.
 Powiedział ci?
 Tak. I prosił, żeby cię odwiedzić.
Grubas otworzył szerzej oczy, jakby nagle wytrzezwiał.
 Jak mam to rozumieć?
 Już nie musisz nic rozumieć  mruknął chłodno Własow i wyjął spokojnie z kieszeni
płaszcza pistolet, odbezpieczył go i wycelował w głowę Koruckiego.
 Smiłyj!  wrzasnął grubas.  Nie przeszukałeś go!?
Ochroniarz odwrócił się w stronę drzwi, pilnując, czy nikt nie idzie.
 Miałem go w płaszczu, kretynie. Poza tym to spluwa Smiłyja.  Garri wystrzelił dwa
razy, w głowę i w klatkę piersiową. Kiedy Lonia, jęcząc, upadł na plecy, odkręcił szybko
tłumik, schował do kieszeni, a pistolet zabezpieczył i rzucił ochroniarzowi.
 Zadzwoń do Juszczyszyna, że załatwione  mruknął w jego stronę.  Podrzuciłeś mi
moją spluwę do samochodu? Nie chcę już wracać do środka.
 Tak. Jest w schowku.
 Dobrze. Kluczyki.
Smiłyj podał mu je, wciąż uważnie obserwując wyjście.
 Spadajmy stąd szybko  szepnął cicho.
 Za chwilę  odparł spokojnie Garri, po czym wyjął komórkę i oddzwonił pod numer, z
którego było ostatnie połączenie.
 Własow  mruknął, gdy usłyszał po drugiej stronie znajomy głos.  Co się dzieje?
 Mała zmiana planów, ale kontynuujemy sprawę  usłyszał w odpowiedzi.
 Kiedy spotkanie?
 Jutro, tak jak było umówione. Załatwiłeś swoje sprawy?
Garri zerknął na trupa Loni.
 Właśnie skończyłem.
 To dobrze, do jutra.
Własow schował telefon do kieszeni marynarki i nachylił się nad Koruckim, przykładając
mu dwa palce do tętnicy. Grubas przynajmniej od minuty nie żył.
 A! zapomniałem ci w końcu powiedzieć, kto dzwonił  rzucił Garri w stronę trupa. 
Gawin dzwonił. Marat Gawin.
Kola wygodnie rozsiadł się na fotelu. Wyjął z kieszeni paczkę miętowych cukierków i
podsunął ją Adamowi.
 Nie, dziękuję  dziennikarz uniósł lekko dłoń.
 Jak pan wie  podjął Kołynin  w latach osiemdziesiątych las między Skierniewicami i
Makowem Mazowieckim był własnością wojska. To znaczy znajdowała się tam dość duża
jednostka wojskowa.
 Wiem.
 Przez wiele lat nic ciekawego się nie działo, aż zdarzył się wypadek i odkryto... Marikę.
Gdyby nie to zdarzenie, pewnie jeszcze długo nic by się nie działo. Przecież nasz problem
znajduje się w pobliżu bagien, a więc w miejscu, gdzie ludzie raczej nie chodzą, a i wojsku do
niczego akurat ten fragment lasu nie był potrzebny. Kiedy dowództwo zorientowało się, że
mogą pojawić się kłopoty, uznało sprawę za poufną i sprowadziło specjalną grupę, składającą
się przede wszystkim z naukowców, ale także z takich osób jak ja.
 Rozmawiałem z polskim wojskowym, jednym z tamtejszych dowódców. Mówił, że
sprawa nie była poufna.
 Była. Z wyjątkiem wypadków śmierci żołnierzy. Tego wymagała instrukcja.
 Możliwe, żeby nie wiedział o tym dowódca jednostki?
 Możliwe. Ale dowództwo warszawskie wiedziało. Jednostka nie miała z tym wiele
wspólnego. Stanowiła wyłącznie wygodny parawan. Przydzielono mnie do grupy, kiedy prace
już trwały. Nie mogę panu powiedzieć, czym się dokładnie zajmowałem, ale miałem dostęp
do wszystkich danych.
 Sprowadzili pana z Moskwy?
 Tak. Nie było mnie w Polsce od zimy osiemdziesiątego pierwszego roku.
 Pamiętna dla nas zima  wtrącił Kniewicz dość chłodno.
 Wiem. Proszę nie zrozumieć mnie zle ani nie mieć mi za złe, lecz...  przerwał na
chwilę  dla mnie również był to ciężki okres. Sprowadzili mnie tu z powrotem, bo dobrze
znałem język, kraj, zwyczaje i tak dalej.
 Czy naukowcy byli Rosjanami?
 Tak.
Adam z niedowierzaniem i dezaprobatą pokręcił głową.
 Nie ja wymyślałem powojenne stosunki polsko-radzieckie  zauważył Kola.  Brałem
w tym udział i być może tego żałuję, ale proszę nie osądzać mnie w ten sposób.
Adam pokiwał potakująco głową, lecz bez przekonania. Kola, nie zważając na kwaśną
minę dziennikarza, kontynuował:
 Była tylko garstka osób dopuszczonych do tajemnicy. Szeregowi żołnierze, a nawet
oficerowie polscy nie mieli pojęcia, co tam robimy. Obecność Rosjan na takich poligonach, w
takich jednostkach nie była niczym dziwnym. Miejsce, o którym rozmawiamy, było oddalone
od poligonu, gdzie odbywały się ćwiczenia. Po pewnym czasie zorientowaliśmy się, że nie da
się ukryć naukowców, więc wymyśliliśmy bajeczkę o ośrodku badań meteorologiczno-
strategicznych, w którym radzieccy uczeni pomagali polskiemu wojsku w
eksperymentowaniu nad różnego rodzaju taktyką w zależności od warunków pogodowych. A
więc  badaliśmy wpływ ciśnienia, wilgotności powietrza, a nawet zachmurzenia na
wydolność żołnierzy, sposób wykorzystania przeszkód spowodowanych rzęsistym deszczem, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • natalcia94.xlx.pl
  • comp
    IndeksHannay Barbara KrzyĹź południa 01 Angielska róşaBoruń Krzysztof PrĂłg nieśmiertelnosciPiekara Jacek Płomień i krzyĹźBoruń Krzysztof ToccataCWIHP Bulletin nr 5 part 2 The cuban missile crisisLoius L'Amour The Strong Shall LiveJohn Norman Gor 16 Guardsman of GorHowell Hannah HrabiankaGR851. McCauley Barbara Osiem lat i osiem dniJackie Braun SśÂ‚ośÂ„ce nad winnicć…
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • spoker-kasa.htw.pl
  • Cytat

    Długi język ma krótkie nogi. Krzysztof Mętrak
    Historia kroczy dziwnymi grogami. Grecy uczyli się od Trojan, uciekinierzy z Troi założyli Rzym, a Rzymianie podbili Grecję, po to jednak, by przejąć jej kulturę. Erik Durschmied
    A cruce salus - z krzyża (pochodzi) zbawienie.
    A ten zwycięzcą, kto drugim da / Najwięcej światła od siebie! Adam Asnyk, Dzisiejszym idealistom
    Ja błędy popełniam nieustannie, ale uważam, że to jest nieuniknione i nie ma co się wobec tego napinać i kontrolować, bo przestanę być normalnym człowiekiem i ze spontanicznej osoby zmienię się w poprawną nauczycielkę. Jeżeli mam uczyć dalej, to pod warunkiem, że będę sobą, ze swoimi wszystkimi głupotami i mądrościami, wadami i zaletami. s. 87 Zofia Kucówna - Zdarzenia potoczne

    Valid HTML 4.01 Transitional

    Free website template provided by freeweblooks.com