pobieranie; pdf; ebook; download; do ÂściÂągnięcia
 
Cytat
Felicitas multos habet amicos - szczęście ma wielu przyjaciół.
Indeks Eddings_Dav D20021169 arteuza
 
  Witamy


[ Pobierz całość w formacie PDF ]

beznamiętnie. W tej układności wyczuwało się jednak jakiś
nieprzyjemny odcień. Tak samo układne i posłuszne są tygry-
sy, kiedy demonstrują w cyrku różne sztuki. Ten człowiek był
grzeczny, ale arogancko grzeczny. W jego spojrzeniu i
uśmiechu czytało się wyraznie pogardę, jaką bandyta żywi do
otaczających go ludzi.
Teraz Cegłowicz siedział przed biurkiem majora Kacza-
nowskiego w pozycji mającej wyrażać najwyższy szacunek i
chęć jak największego przysłużenia się oficerowi milicji.
Nieco z boku, pod oknem, zajął miejsce adwokat Mieczysław
Ruszyński.
158
 Powiedzcie, Cegłowicz, jeszcze raz, jak to było? 
polecił major.
 Przepraszam, panie majorze, ale kto jest ten pan? 
więzień wskazał na mecenasa.  Zgodnie z kodeksem mam
prawo wiedzieć, kto mnie przesłuchuje. Pan major wybaczy
moją śmiałość.
 To jest adwokat Ruszyński, oskarżyciel posiłkowy z
ramienia pani Heleny Kowalskiej, matki małego Januszka.
 Bardzo dziękuję, panie majorze. Można by jednego
papieroska?
Ruszyński podał przesłuchiwanemu całą paczkę.
 No, mówcie  zachęcił Kaczanowski.
 Czy, panie majorze, od samego początku, jak to pozna-
łem Zenka w Gniewie?
 Nie, wtedy na Solcu.
 To było tak  zaczął  dlaczego nie, mogę, jeszcze
raz powtórzyć. Kikowaliśmy już parę dni na tego małego w
czerwonym berecie. Gembala myślał, że chłopak jak raz
nadałby się pani Aajtman. Idziemy Solcem, patrzymy, mały
stoi przed wystawą i gapi się, co się w środku dzieje. Zenek,
jak się zorientował, że dzieciak jest sam, a na ulicy ludzi
niewiele, przy przystanku autobusowym żywej duszy, mówi
do mnie:  Felek, zrywamy szczeniaka? Ja też widzę, że
okazja rzadka, więc potakuję. Podeszlim do chłopaka, ja z
jednej strony za rękę, Zenek z drugiej i taszczymy bachora
przez ulicę.
 W którą stronę?  zapytał adwokat.
 W drugą stronę Solca. Tam, gdzie jest ten duży sklep
elektryczny.
 Januszek dał się prowadzić?
 Zaczął drzeć mordę, ale Zenek mu przygroził  Milcz,
159
gówniarzu, bo ci łeb ukręcę , to zamilkł i szedł jak ślepe
cielę.
 A potem?
 Przeszliśmy przez Solec i zasuwamy dołem pod wia-
duktem. Tam zaraz przy ulicy Kruczkowskiego jest duży
plac. Mieli budować garaże na pięćset samochodów. Wybu-
dowali tylko piwnice. Stało to wiele lat ogrodzone parkanem.
Nawet jakiś cieć pilnował i mieszkał w baraku. Teraz barak
rozebrali, a płot rozkradli. Tylko te lochy zastały. Tam się
zamelinowalim.
 Długo siedzieliście w piwnicy?
 Chyba do dziesiątej wieczorem. Zenek wyskoczył na
Dobrą do apteki, kupił bandaże i na Solcu na rozgrzewkę pół
litra. Jak już było dobrze ciemno, obandażowaliśmy małemu
cały pysk razem z oczyma, że nic nie widział. Znowu za ręce
go i poszliśmy na Solec, Tam niedaleko szpitala taryfy stoją.
Wsiedliśmy do jednej, niby że to Zenek wiezie syna ze szpita-
la po opatrunku. Szczeniak płakał i darł się, że chce do mamy,
ale to nikogo nie dziwiło, wiadomo, chore dziecko, to i pła-
cze.
 Co było dalej?
 Chciałbym dodać  przypomniał sobie Cegłowicz 
że zdjęliśmy małemu z głowy ten czerwony beret, żeby nie
podpadał za bardzo ludziom w oczy. Poza tym chłopak był
ubrany w granatowy kostium. Jak noszą sportowcy. Na no-
gach miał brązowe trepki.
 Dobrze, dobrze  mruknął mecenas.
 Podjechaliśmy taryfą na róg Racławickiej i Komaro-
wa. Wysiedliśmy, zapłaciliśmy, co się należało i kiedy szofe-
rak odjechał, zabraliśmy dzieciaka do ogrodów działkowych.
Tych przy Komarowa. Tam szwagier Zenka ma swoją dział-
kę. Trzymaliśmy Janusza przeszło tydzień.
160
 Przecież brama była zamknięta  zauważył major.
 A po co wchodzić przez bramę? Czy to dziur w siatce
nie ma albo tak trudno je zrobić? Przelezlim jedną i zbyte.
 Teren ogrodów jest pilnowany.
 Ciecie śpią w nocy. Albo się boją wytknąć nosa ze
swojej nory.
 Juszczykowie wiedzieli, że trzymacie chłopca w ich
domku?
 Pewnie, że wiedzieli. Przecież Zośka, siostra Gembali,
przynosiła nam żarcie. Przytargała też dla dzieciaka ciuchy
swojego synka, a te zabrała, aby wyprać, bo się uświnił jak
nieboskie stworzenie. Jakby go takiego Aajtmanowa zobaczy-
ła, gadać by z nami nie chciała.
 Siedzieliście w tym domku z dzieciakiem i nikt was
nie zauważył?
 A co miał patrzeć? Ludzie grzebali w ziemi. Myśmy
się nie kryli. Siedzieliśmy na ławce przed domkiem. Zośka z
nami. Ją znali, a że przy nas był dzieciak? Przecież Zośka
miała takiego samego, w tym samym wieku. Z daleka szcze-
niaka od szczeniaka nie odróżni.
 Pani Wardman przychodziła do was?
 Raz była. Przyjechała z mężem, samochodem. Ciem-
noniebieski  polski fiat . A na głowie miała cały ogród. Wa-
rzywa, owoce, nawet jakieś ptaszki siedziały. Taki duży kape-
lusz. Ludzie, jak ją zobaczyli, aż się za boki brali ze śmiechu.
 I co z tą Amerykanką?
 Cykoryjna babka była. Chłopak bardzo się jej podobał.
Rzeczywiście, gówniarz był ładny, słowa powiedzieć nie
można. Ale coś baba wyniuchała. Pyta się, czy to nie jest aby
dziecko, które zginęło niedawno? Zenek naturalnie poszedł
161
w zaparte. Tłumaczy, że to jego krewniaków, którzy mieszka-
ją na wsi i sami nie mogli bachora przywiezć, bo teraz dużo
roboty w polu. Ale Aajtmanowa uparła się. Musi rozmawiać z
rodzicami i musi mieć dzieciak wszystkie papiery, że mucha
nie siada. %7łeby można było iść do sądu i zrobić przepiskę.
Zenek ją bajtlował, że wszystko dokumentnie załatwi i rodzi-
ce zgłoszą się do niej za parę dni. Chcieliśmy lipę uskutecznić
i podstawić kogoś frajerom. Ale temu moczymordzie chlać
się zachciało i zadusił szczeniaka. Ciut, ciut, za bardzo mu
buzię okręcił. Kiedy rano wróciłem na Komarowa, chłopak
był już zimny trup. Co było robić, trzeba się było pozbyć
ciała. Więc do wora. Parę kamieni wrzuciło się także i buch
do glinianki. Pokazywałem panom milicjantom, z którego
miejsca go rzucilim, ale nic nie znalezli. Pewnie do tej pory
ryby i pijawki obszczypały go do kości.
 Przecież zwłoki i kamienie to razem dość duży ciężar.
Nie mogliście daleko rzucić.
 Tam, panie mecenasie, z miejsca głębia. A worek roz-
bujaliśmy we dwóch, że najmarniej z pięć metrów poleciał,
zanim chlupnął do wody. Sam mało się nie wykąpałem przy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • natalcia94.xlx.pl
  • comp
    IndeksJerzy Drwęcki 01 Magnetyzer Lewandowski Konrad TJerzy Janicki & Andrzej Mularczyk Dom Tom IAndrzejewski_Jerzy_ _Lad_sercażuławski jerzy na srebrnym globieStrugaccy A. i B. Poniedzialek zaczyna sie w soboteEdigey Jerzy Wagon pocztowy Gm 38552Hitchcock Alfred Dolina SmierciMoravia Alberto Pogarda(1)Gordon Dickson The Right to Arm BearsCarroll_Jonathan_ _Glos_naszego_cienia.BLACK
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • annkula.pev.pl
  • Cytat

    Długi język ma krótkie nogi. Krzysztof Mętrak
    Historia kroczy dziwnymi grogami. Grecy uczyli się od Trojan, uciekinierzy z Troi założyli Rzym, a Rzymianie podbili Grecję, po to jednak, by przejąć jej kulturę. Erik Durschmied
    A cruce salus - z krzyża (pochodzi) zbawienie.
    A ten zwycięzcą, kto drugim da / Najwięcej światła od siebie! Adam Asnyk, Dzisiejszym idealistom
    Ja błędy popełniam nieustannie, ale uważam, że to jest nieuniknione i nie ma co się wobec tego napinać i kontrolować, bo przestanę być normalnym człowiekiem i ze spontanicznej osoby zmienię się w poprawną nauczycielkę. Jeżeli mam uczyć dalej, to pod warunkiem, że będę sobą, ze swoimi wszystkimi głupotami i mądrościami, wadami i zaletami. s. 87 Zofia Kucówna - Zdarzenia potoczne

    Valid HTML 4.01 Transitional

    Free website template provided by freeweblooks.com