[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Ciotka Lula mówiła kiedyś o aptece starszego pana Healy przy Czwartej Ulicy. Jej matka pracowała tam, gdy była jeszcze młodą dziewczyną. W każdą środę, jak w ze- garku, przychodziła tam niejaka Ada Hatcher, prosząc o ,,małe co nieco" dla swojej siostry. Podobno zawsze tak mówiła. - To była moja cioteczna babka, Ada. A małe co nieco dla siostry" to pewnie był paregoryk. Wyciąg z maku pod różnymi postaciami sprzedawano wtedy zupełnie legalnie. - Jake potrząsnął głową i zapytał: - Ale jakim cudem domyśli- łaś się, kim jestem? - Nie ma zbyt wielu Hatcherów w okolicy. Poza tym... ten pierwszy raz, kiedy cię spotkałam... na tej imprezie do- broczynnej, jeszcze z Waltem. Inżynier budowlany nie bywa na czymś takim. Pomyślałam trochę i zajrzałam do szkolne- go albumu. W spisie uczniów, którzy nie dali fotografii, był niejaki John J. Hatcher Healy. - Od jak dawna o tym wiesz? S R Libby odrzuciła patyk i posłała mu jeden ze swoich fi- glarnych uśmieszków. - Tylko od dwóch albo trzech dni. Zresztą nie byłam tego całkiem pewna... Przeważnie jednak mogę liczyć na swoją intuicję. Jake czuł się dziwnie zawiedziony i zbity z tropu. - A co robiła twoja niezawodna intuicja, kiedy wycho- dziłaś za Portera? - zapytał i prawie natychmiast tego poża- łował. - Wygląda na to, że rozwinęła się dopiero potem - od- parła całkiem spokojnie. Jake poczuł się jeszcze gorzej. Jakaś wewnętrzna bariera, którą w sobie przeciw niej zbudował, pękła. Odkryła jego prawdziwe nazwisko... Po- winien dać sobie spokój z tą kobietą już po drugim spotka- niu. - Ale dlaczego, Jake? - Co dlaczego? - mruknął, biorąc patyk i rysując kółko wokół trzech dołków. - Dlaczego zmieniłeś nazwisko? - Do diabła, nie wiem. Powiedzmy dlatego, że zmieni- łem rodzaj wykonywanej pracy. Od toników i balsamów do wierceń melioracyjnych i zbrojenia terenów to spory skok, prawda? Po co dezorientować klientów... - A co z twoimi starymi przyjaciółmi? Ognisko płonęło jasno, wysyłając, snopy iskier w mrok wieczoru. O kilka metrów dalej mężczyzni opowiadali o taakich rybach w swoim życiu. Bunny i ciotka Lula nakry- wały stół do kolacji. Jakiś malec dopytywał się, dlaczego nie może wysiusiać się za krzakiem, tylko każą mu iść do tej drewnianej wygódki. - Przyjaciele rozjechali się po świecie - odparł cicho S R Jake. - Z kim ze szkolnych czasów utrzymujesz jeszcze kon- takt po tych dwudziestu latach? Libby objęła ramionami kolana. Patrzyła na ciemne syl- wetki, rysujące się na tle ognia. Dawid był jedną z nich. - Z nikim, tylko że ja nie miałam w szkole przyja ciół. %7ładnych prawdziwych koleżanek czy kolegów. Ty miałeś ich pewnie setki. Byłeś jedną z tych barw nych postaci, które my, pariasi, mogliśmy podziwiać jedynie z daleka. Jake wbrew temu, co sobie tak niedawno postanawiał, ujął koniec jej końskiego ogona i lekko pociągnął. - Czy ty też podziwiałaś mnie z daleka, Libby? Jeślibym teraz uważała, że potrzebujesz słów otuchy, to powiedziałabym, że tak, choć naprawdę wzdychałam po cichu do przewodniczącego koła naukowego. Pamiętasz? Jak on się nazywał?... Miał rude włosy, okulary, zawsze nosił koszule w paski i krawat... Jake roześmiał się głośno. - No, no, też mi konkurencja! Zamilkli oboje, myśląc o dawnych przyjazniach i o tym, co z nich ocalało. Libby nie miała ich wiele. Jake aż za du- żo... kiedyś. Pieniądze czynią człowieka atrakcyjnym, choć w końcu zawsze pojawia się ktoś, kto ma ich jeszcze więcej. Gdy byli razem z Cass, mieli również własne grono znajo- mych. Ci tak zwani przyjaciele rozproszyli się niedługo po- tem, kiedy rozpadł się ich związek. Jake nie miał im tego za złe; nawet nie brakowało mu tych ludzi. Może zawsze miał w sobie coś z wilka-samotnika. Tak czy owak wiedział, że samotność jest bezpieczniejsza. W niej nie ma zagrożenia, że los znienacka może wyrwać S R człowiekowi serce i zostawić otwartą ranę na resztę jego dni. - Był w naszej szkole pewien facet - powiedział Jake w zamyśleniu. - Moose Capehart. W którejś z młodszych klas. Był jakiś rok czy dwa niżej niż my. Pamiętasz go? - Nazwisko owszem, ale nie kojarzy mi się z żadną twa- rzą. - Spore chłopisko. Dobry piłkarz. Złapali go, jak palił coś podejrzanego. Wyleciał za to ze szkoły. - O Boże, już wtedy się to robiło? - Owszem, ale rzadko się to zdarzało. Gdybyśmy mogli się cofać... Moose to zrobił. To znaczy wrócił na dobrą dro- gę. Skończył szkołę gdzie indziej, jest zastępcą szeryfa w małym miasteczku w Wirginii. Chyba kiedyś do niego za- dzwonię; jestem mu to winien. Na kolację były pieczone na ogniu kiełbaski, przypalone, ociekające tłuszczem, z różnymi dodatkami. Jake po raz trzeci odmówił piwa, mówiąc, że alkohol mu szkodzi. Już go więcej nie namawiano. Dawid z mało przyjaznym wyrazem twarzy wcisnął się między Jake'a i Libby. Matka pieszczotliwym gestem
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plnatalcia94.xlx.pl
|
|
Indeks37 Coombs Nina We wĹadzy uczuÄ2004 12. PotrĂłjne zarÄczyny 2. Wigilijne spotkanie Browning DixieZrealizuj swoje marzeniaDead Rules Randy Russell228 James Julia Rzymskie wakacjeCarrroll Jonathan Kobieta która wyszśÂa za chmurć (2012)Verne Juliusz Rozbitek z CynthiiHogan, James P Giants 1 Inherit the StarsHarris Charlaine Dotyk martwychgarth_nix_ _cykl_stare_królestwo_03_ _abhorsen
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plown-team.pev.pl
Cytat
Długi język ma krótkie nogi. Krzysztof Mętrak Historia kroczy dziwnymi grogami. Grecy uczyli się od Trojan, uciekinierzy z Troi założyli Rzym, a Rzymianie podbili Grecję, po to jednak, by przejąć jej kulturę. Erik Durschmied A cruce salus - z krzyża (pochodzi) zbawienie. A ten zwycięzcą, kto drugim da / Najwięcej światła od siebie! Adam Asnyk, Dzisiejszym idealistom Ja błędy popełniam nieustannie, ale uważam, że to jest nieuniknione i nie ma co się wobec tego napinać i kontrolować, bo przestanę być normalnym człowiekiem i ze spontanicznej osoby zmienię się w poprawną nauczycielkę. Jeżeli mam uczyć dalej, to pod warunkiem, że będę sobą, ze swoimi wszystkimi głupotami i mądrościami, wadami i zaletami. s. 87 Zofia Kucówna - Zdarzenia potoczne |
|