[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nie wyczuwał jednak żadnych złowrogich sił, ani też szczególnie niebezpiecznej magii. Coś przyciągało jego uwagę... jednakże jeżeli rzeczywiście zdążali ku nim Zwiadowcy Przejścia Granicznego, to niewątpliwie obaj musieli być także Magami Kodeksu. - Próbowałeś puścić racę? - zapytał. - Białą? - Nie, panie poruczniku - odparł Evans. - Z północy wieje wiatr. Sądziłem, że i tak nie da się jej wystrzelić. - To całkiem możliwe - odparł porucznik. - Uprzedz ludzi, że oświetlę teren wzdłuż linii okopów. Wszyscy mają być w pogotowiu i czekać na dalsze rozkazy. - Tak jest, panie poruczniku! - powiedział Evans. Następnie zwrócił się do żołnierza stojącego obok i przyciszonym głosem wydał odpowiednie dyspozycje: - Wszyscy na stanowiska ogniowe! Przedpole zostanie oświetlone! Przekazać dalej. Gdy rozkaz rozszedł się po całym okopie, żołnierze zajęli pozycje strzeleckie. W ich ruchach widać było napięcie. Evans nie mógł ogarnąć wzrokiem całego plutonu, panowały bowiem głębokie ciemności, był jednak pewien, że kaprale znajdujący się na obu końcach okopu zadbają, by wszystko przebiegało jak należy. - Zaczynam rzucać zaklęcie - ogłosił porucznik Tindall. W zagłębieniu jego dłoni ukazał się znak Kodeksu sprowadzający światło. Początkowo słabo widoczny, stopniowo zyskiwał na wyrazistości. Gdy nabrał blasku i zaczął iskrzyć, porucznik uniósł rękę do góry i zamachnął się znad głowy, zupełnie jakby rzucał piłeczką do krykieta. Zwietlista kula poszybowała do przodu. W trakcie lotu rozbłysła jeszcze bardziej, aż w końcu zamieniła się w miniaturowe słońce, które w magiczny sposób zawisło w powietrzu, ponad pasem Ziemi Niczyjej. Jego jaskrawe światło rozproszyło ciemności i wydobyło z mroku sylwetki dwóch osób, które podążały wąską ścieżką biegnącą zakosami pomiędzy zasiekami z drutu. Tak jak to relacjonował Horrocks, towarzyszył im specjalnie wyszkolony pies tropiący. Obie postaci miały na sobie mundury koloru khaki, takie same, jakie nosili wszyscy ancelstierrańscy żołnierze, oraz kolczugi, którymi wyróżniały się Wojska Pogranicza. Pewna niekonwencjonalność szczegółów odzienia i broni świadczyła o tym, że byli to członkowie Jednostki Zwiadowczej Północnej Strefy Granicznej, lub też po prostu Zwiadowcy, jak ich powszechnie nazywano. Gdy znalezli się w kręgu jaskrawego światła, jeden z przybyszów podniósł ręce do góry. Drugi, który miał obandażowaną głowę, uczynił to samo, tyle że jego ruchy były nieco wolniejsze. - Swoi! Nie strzelać! - krzyknął Sameth, gdy światło Kodeksu padające z góry zaczęło z wolna przygasać. - Nazywam się Stone i jestem porucznikiem, a to sierżant Clare. Mamy psa! - Trzymajcie ręce w górze i podchodzcie pojedynczo! - zawołał Tindall. - Znasz jakiegoś porucznika Stone a albo sierżanta Clare a? - zwrócił się półgłosem do Evansa. Sierżant pokręcił głową. - Nigdy o nich nie słyszałem, poruczniku. Ale sam pan przecież wie, jak to jest ze Zwiadowcami. Trzymają się razem i nie dopuszczają nikogo z zewnątrz. Ten porucznik wydaje mi się znajomy. - Rzeczywiście - mruknął Tindall, marszcząc brwi. Zbliżający się ku niemu oficer faktycznie kogoś przypominał. Towarzyszący mu sierżant, ranny w głowę, powłóczył nogami i poruszał się z wyraznym trudem, jakby przy każdym ruchu odczuwał ból. Pies miał na piersi przepisową tabliczkę koloru khaki z wytłoczonym białym numerem identyfikacyjnym, a na szyi szeroką skórzaną obrożę, nabijaną ćwiekami. Wszystko wskazywało na to, że byli to autentyczni Zwiadowcy, cała trójka. - Stójcie! - krzyknął Tindall, gdy Sameth nadepnął na kawałek obluzowanego drutu używanego do formowania zasieków. Od okopu dzieliło ich już tylko dziesięć jardów. - Podejdę do was i sprawdzę, czy nosicie znaki Kodeksu. - Będziesz mnie osłaniał - szepnął do Evansa. - Wiesz, co masz robić, gdyby okazało się, że to jakiś podstęp. Evans skinął głową. W błotnistą ziemię pomiędzy drewnianymi kładkami wetknął cztery strzały o srebrnych ostrzach, tak aby w razie potrzeby były pod ręką. Piątą nałożył na cięciwę i napiął łuk. Armia ani nie wydawała żołnierzom takiej broni, ani nawet nie przewidywała możliwości jej użycia. Jednakże na terenie Pogranicza łuk był nieodzowny i posługiwali się nim wszyscy. Wielu żołnierzy było doświadczonymi łucznikami, a Evans zaliczał się do najlepszych. Porucznik Tindall jeszcze raz przyjrzał się obu przybyszom, których sylwetki ponownie zaczęły wtapiać się w otaczający mrok, jako że magiczne światło znacznie przygasło. Nieco wcześniej, kiedy nastąpił rozbłysk, porucznik przepisowo zamknął jedno oko, aby zachować zdolność widzenia w ciemnościach. Teraz ponownie je otworzył, ale niewiele mu to pomogło. Wydobył miecz. Srebrne ostrze zalśniło i było doskonale widoczne nawet w przyćmionym świetle gwiazd. Tindall wyszedł z okopu. Serce waliło mu tak głośno, iż miał wrażenie, że łomot rozchodzi się echem po całych trzewiach. Porucznik Stone czekał z uniesionymi rękami. Tindall ostrożnie zbliżył się do niego, ze zmysłami wyczulonymi na najsłabszy bodaj sygnał obecności Wolnej Magii czy Zmarłych. Nie mógł jednak wychwycić niczego poza Magią Kodeksu, która w dziwny i trudny do określenia sposób spowijała zarówno żołnierzy, jak i psa, broniąc do nich dostępu. - To pewnie jakieś zaklęcie ochronne - uznał syn generała. Wyciągnął przed siebie miecz na odległość ramienia i delikatnie przyłożył koniec ostrza do gardła porucznika Stone a, mniej więcej o cal wyżej, niż sięgała kolczuga. Następnie wskazującym palcem lewej ręki dotknął znaku Kodeksu na czole mężczyzny. Ledwo zdążył to uczynić, znak rozjarzył się i buchnął falą złocistych płomieni. Porucznik Tindall poczuł, że wpada w dobrze sobie znany, nie kończący się wir Kodeksu. Znak na czole żołnierza nie było w żaden sposób zdeformowany ani uszkodzony, toteż Tindall natychmiast doznał ulgi, równie intensywnej jak działanie Kodeksu, które odczuł. - Francis Tindall, nie mylę się, prawda? - zapytał Sam. Na szczęście, gdy zastanawiał się, w jaki sposób przeistoczyć się w oficera Zwiadowcę, pomyślał nie tylko o mundurze i stosownym ekwipunku, ale także o odpowiednio bujnych wąsach. Porucznika Tindalla spotykał już niejednokrotnie w czasie oficjalnych uroczystości, w których uczestniczył w trakcie semestru. Młody mężczyzna był tylko kilka lat starszy od Sama. Ojciec porucznika, generał Tindall, sprawował dowództwo nad całym Garnizonem Strefy Granicznej. - Zgadza się - odparł Francis, nie kryjąc zaskoczenia. - Mógłby się pan przypomnieć? - Sam Stone - odparł Książę. Nadal jednak trzymał ręce w górze i wskazał głową za siebie. - Lepiej będzie, jak zajmiecie się sierżantem Clare em. Uważajcie jednak na jego głowę. Został trafiony strzałą i jest w dosyć kiepskim stanie.
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plnatalcia94.xlx.pl
|
|
IndeksJacqueline Carey Kushiel's Legacy 03 Kushiel's MercyLaurie Marks Elemental Logic 03 Water LogicDennis Lehane [Patrick Kenzie & Angela Gennaro 03] Sacred (v4.0) (pdf)Krentz Jayne Ann Eclipse Bay 03 Koniec lataIan Rankin [Jack Harvey 03] Blood Hunt (v1.0)Holly Lisle World Gates 03 Gods Old And DarkJeanne Stein Anna Strong 03 The Watcher v1.0 (BD)Lloyd Alexander Chronicles of Prydain 03 The Castle of LlyrGraham Masterton Wojownicy Nocy 03 Nocna plagaChild Maureen KrĂłlowie Kalifornii 03 OpowieĹÄ o szczÄĹciu
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmediatorka.pev.pl
Cytat
Długi język ma krótkie nogi. Krzysztof Mętrak Historia kroczy dziwnymi grogami. Grecy uczyli się od Trojan, uciekinierzy z Troi założyli Rzym, a Rzymianie podbili Grecję, po to jednak, by przejąć jej kulturę. Erik Durschmied A cruce salus - z krzyża (pochodzi) zbawienie. A ten zwycięzcą, kto drugim da / Najwięcej światła od siebie! Adam Asnyk, Dzisiejszym idealistom Ja błędy popełniam nieustannie, ale uważam, że to jest nieuniknione i nie ma co się wobec tego napinać i kontrolować, bo przestanę być normalnym człowiekiem i ze spontanicznej osoby zmienię się w poprawną nauczycielkę. Jeżeli mam uczyć dalej, to pod warunkiem, że będę sobą, ze swoimi wszystkimi głupotami i mądrościami, wadami i zaletami. s. 87 Zofia Kucówna - Zdarzenia potoczne |
|