[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wiadomość od Opal. Niestety, ciotka dzieci się nie odezwała. Ryan chciała się jeszcze dowiedzieć, o której godzinie dzieci wychodzą ze szkoły. - Zwykle około wpół do trzeciej - powiedziała kobieta. - Na ogół wracają z kolegami, czasami do któregoś z nich wstępują, żeby pobawić się w gry komputerowe i odrobić lekcje. Przykazałam im, że muszą być w domu przed piątą. Ryan obawiała się, że będzie miała ślad od stałego przygryzania języka, jeżeli przeprowadzi jeszcze parę rozmów z panią Culpepper. Nie mogła nic powiedzieć, gdyż bała się, że zdenerwuje gospodynię i wtedy ona zaraz zwróci się do opieki społecznej. Odłożyła słuchawkę z posępnym przeczuciem, że sytuacja, w jaką się wplątała, może się okazać bardzo nieprzyjemna. Maks patrzył pustym wzrokiem na monitor komputera. %7łółte litery na czarnym tle ekranu wyglądały jak defilada robaków. Nie docierało do niego znaczenie wyrazów. Tego popołudnia wyjątkowo trudno mu było skoncentrować się na przygodach Montany. Beztroski, pełen werwy bohater był zapewne rozczarowany swoim twórcą, który przesiedział cały dzień, rozmyślając albo o ciemnowłosej, czarnookiej właścicielce sklepu z 92 RS lalkami, albo o dwojgu osieroconych dzieciach, które stanęły na jego drodze. Pisarz był przekonany, że jego bohater zostawiłby tę kłopotliwą trójkę i zmykał gdzie pieprz rośnie, podczas gdy on sam walczył z nieodpartą chęcią udania się do centrum handlowego. I choć wiele razy obiecywał sobie, że nie zrobi nic ponad to, do czego się zobowiązał, ciągle wracał myślą do dzieci. Czy po szkole poszły prosto do domu? Czy wstąpiły do sklepu Ryan? Czy nie zmarzły? Czy nic im się nie stało? Dziwne. Do tej pory żadnym dzieciom nie poświęcił tyle uwagi, nawet własnej siostrzenicy. Mógłby zatelefonować do Ryan i zapytać o nie. Oczywiście tak tylko, z ciekawości. Albo podjechać do centrum i sam sprawdzić. Z pewnością ma coś do kupienia. Na przykład bieliznę. Skarpetki. Jeszcze jedną lalkę dla siostrzenicy. Zmarszczył brwi. To śmieszne. Zachowywał się jak zakochany uczniak, a przecież miłość była pułapką, której postanowił starannie unikać. Jego dziadek i ojciec musieli zrezygnować ze wszystkich marzeń i wieść puste, przytłaczająco nudne życie. To nie oznaczało, że Maks ma genetycznie zakodowany taki sam los. Wzdrygnął się, przypominając sobie, ile to razy dziadek opowiadał o tych wszystkich wyprawach, w których miał wziąć udział, krajach, które miał zwiedzić, i czekających na niego przygodach, gdyby - oczywiście - nie ożenił się młodo i nie sprowadził na świat pięciorga dzieci. 93 RS Ojciec Maksa marzył o zawodzie pilota oblatywacza. Otrzymał licencję, kiedy miał szesnaście lat. Odnosił się do samolotów z taką samą estymą jak inni do złota czy diamentów. Pewnego dnia spotkał śliczną blondynkę o niebieskich oczach, która okręciła go sobie wokół małego palca. W tydzień po maturze oznajmiła,mu z mieszaniną zakłopotania i satysfakcji, że jest w ciąży. Kevin Monroe szybko porzucił marzenia i poszedł pracować do firmy ubezpieczeniowej ojca, zresztą niezle prosperującej - musiał zapewnić byt żonie i dwojgu dzieciom. Dopracował się przedwczesnej śmierci. Oczywiście nie pozostawało mu wiele czasu na uprawianie pilotażu, a poza tym żona denerwowała się, że lekkomyślnie ryzykuje życie. Nigdy nie żałował, że się ożenił i został ojcem, zawsze o tym syna zapewniał. Twierdził, że lubi pracę w firmie ubezpieczeniowej. Nie narzekał na szesnastogodzinny dzień pracy, wyjaławiające umysł, nudne zebrania i równie nieciekawe kolacje z klientami. Golf pozostał jedynym sportem dostępnym dla szanowanego i odpowiedzialnego mężczyzny obarczonego rodziną. Co do miłości - cóż, oczywiście kochał swą żonę. Może nie była to miłość przyprawiająca o bicie serca, wiecznie żywa namiętność, lecz uczucie to dawało mu zadowolenie i było osłodą życia. Maks był dumny z tego, że udało mu się uniknąć miłosnych więzów. %7ładna kobieta nie skusiła go wystarczająco, żeby zrezygnował z wolności i ograniczył marzenia do domu z czterema sypialniami i możliwie wysokiej emerytury. 94 RS Jego życie było pełne napięcia. Wprawdzie ostatnio coraz częściej robił sobie dłuższe przerwy na pisanie w domu, czuł, że sprawiają mu przyjemność spokojne poranki z gazetą w ręce i cotygodniowa gra w parku w futbol, nie było to jednak oznaką starzenia się czy stabilizacji. Robił sobie tylko taki... odpoczynek. Twarz Ryan stanęła mu przed oczami tak wyraznie, że widział dołeczki w jej policzkach, a nawet złotawe błyski w tęczówkach koloru czekolady. Wyrazistość tej wizji sprawiła, że postanowił się bronić przed myślami o tej kobiecie i wrócić do pracy. Położył dłonie na klawiaturze i z nachmurzoną miną wpatrywał się w ekran, usiłując przypomnieć sobie, na czym skończył. To tylko chwilowe zauroczenie, przekonywał się. Była atrakcyjna, a on już od dłuższego czasu żył samotnie. Całkiem naturalne, że go pociągała. Ale to poważne podejście do życia, te dalekosiężne plany... w dodatku miała zamiar zaopiekować się opuszczonymi dziećmi - te wszystkie oznaki niepokoiły go. Powinien się trzymać od niej z daleka. Taka kobieta mężczyznie jego pokroju mogła tylko przysporzyć kłopotów. Montana uznałby zapewne, że jest bardziej niebezpieczna niż międzynarodowy terrorysta, którego właśnie ostatnio tropił w zaułkach ogarniętego wojną miasta na Bliskim Wschodzie. Maks był gotów przyznać mu rację. Ryan była niemal rozczarowana, że Pit i Kelsey nie wstąpili do jej sklepu w poniedziałek po południu. Długo zamartwiała się wieczorem, czy dzieci dotarły bezpiecznie do domu. Myślała nawet, 95 RS czy znowu nie zatelefonować do pani Culpepper, lecz obawiała się, że zirytowana jej natręctwem gospodyni wyładuje złość na rodzeństwie. We wtorek rano obudziła się z myślą o Picie i Kelsey. I o Maksie Monroe. Tłumaczyła sobie, że zaprzątał jej głowę tylko dlatego, że w jakiś sposób wiązała go ze sprawą dzieci. Wmawiała w siebie, że to nie ma nic wspólnego z jego wyglądem, wyzywającym uśmiechem czy uwodzicielskim błyskiem niebieskoszarych oczu. Stanowczo usiłowała utwierdzić się w przekonaniu, że jedyne, co łączy ją z Maksem, to sprawa dzieci. Z chwilą gdy ich los nie będzie już budził obaw, prawdopodobnie więcej się z nim nie spotka. Kiedy jadła samotnie śniadanie i ubierała się do pracy, mieszkanie wydawało się jej niezwykle ciche i puste. Poranne godziny minęły dość szybko. Ruch w sklepie nie malał, zbliżało się przecież Boże Narodzenie. W dodatku promieniejąca szczęściem Lynn, która wykorzystała wolny dzień na wizytę u lekarza, oznajmiła, że jest w ciąży. Ryan uściskała ją serdecznie. Nie mogła jednak nie zadać sobie pytania, czy i ona kiedyś przeżyje podobną radość. Dochodziła trzecia, gdy uniósłszy głowę znad kasy, spostrzegła
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plnatalcia94.xlx.pl
|
|
Indeks0447. Summers Ashley Jeszcze jedna niespodziankaHarris Charlaine Harper 2 GrĂłb z niespodziankÄ
DeNosky Kathie Niespodziewane szczÄĹcieGina B. Nahai Pawi krzykWilkins Gina Ĺlubu nie bÄdzietolkien j r r hobbit czyli tam i z powrotemCathy McAllister Huter der Elemente 01 Volcans GlutJack L. Chalker Dancing Gods 3 Vengance of the DanceCartland Barbara Tajemnica doliny
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plrafalradomski.pev.pl
Cytat
Długi język ma krótkie nogi. Krzysztof Mętrak Historia kroczy dziwnymi grogami. Grecy uczyli się od Trojan, uciekinierzy z Troi założyli Rzym, a Rzymianie podbili Grecję, po to jednak, by przejąć jej kulturę. Erik Durschmied A cruce salus - z krzyża (pochodzi) zbawienie. A ten zwycięzcą, kto drugim da / Najwięcej światła od siebie! Adam Asnyk, Dzisiejszym idealistom Ja błędy popełniam nieustannie, ale uważam, że to jest nieuniknione i nie ma co się wobec tego napinać i kontrolować, bo przestanę być normalnym człowiekiem i ze spontanicznej osoby zmienię się w poprawną nauczycielkę. Jeżeli mam uczyć dalej, to pod warunkiem, że będę sobą, ze swoimi wszystkimi głupotami i mądrościami, wadami i zaletami. s. 87 Zofia Kucówna - Zdarzenia potoczne |
|