[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Już by do ognia przylecieli; nie, w tem jest coś innego. Pogadywali, niespokojnie i wyczekująco rozglądając się dokoła, ale Koniuszewscy się nie zjawili, natomiast pożar wzmagał się z minuty na minutę, ognistą płachtą pokrył już cały dach i czerwonymi jęzorami przeciskał się wskroś ścian; na szczęście wiatr całkiem ustał, a rozwi- chrzone grzywy czarnych dymów i płomieni wynosiły się coraz potężniej z trzaskiem i sy- kiem, rozsiewając krwawe brzaski na gromady, wylęknione i tłoczące się bezradnie, i na ośnieżoną chałupę, nisko przywartą do ziemi. Wreszcie sołtys zaczął napędzać do ratowania, że ten i ów się poruszył i biegał z krzykiem, nie wiedząc zresztą, co począć, ktoś nawet próbował wyciągnąć wóz, którego dyszel sterczał przez wrótnie30 stodoły, lecz niepodobna było już podejść bliżej; cały budynek stał w ogniu, paliło się na wszystkich czterech węgłach, a ze słomianego dachu sypał się na głowy żywy ogień. Przyleciał wkrótce strażnik i, nie zważając na pożar, zaczął bardzo żarliwie rozpytywać, gdzie się podzieli Koniuszewscy, i tak ich zajadle szukał, tak za nimi tropił, zaglądając nawet do ziemniaczanych dołów i na strychy, aż się z niego przekpiwali między sobą, a ktoś odważ- niejszy zawołał ze śmiechem: Schowali się do stodoły; niech pan starszy sprawdzi... Juści nie sprawdzał, bo stodoła była już tylko huczącą górą rozmiotanych płomieni, już trzeszczały wiązania, już chwiał się dach, wzdymały się rozpalone ściany, pękaty belki, a co chwila wybuchały ogniste fontanny, i krwawe żagwie, niby spłoszone ptactwo, rozlatywały się na wszystkie strony świata. Noc była cicha i ciemna, śnieg zaczął polatywać gęstymi ro- jami, we wsi sąsiedniej bił dzwon na trwogę, i psy wyły jakoś długo i żałośnie; ludzie zaś stali kupami, z cicha pogadując, gdy wtem, jakby z nieba, czy z tych szalejących płomieni, za- brzmiał stłumiony, daleki śpiew, jakby przeciągły krzyk konających... Struchleli z przerażenia, zamarły serca, i wszystkie oczy stanęły kołem. A płomienisty kierz śpiewał coraz głośniej, coraz wyrazniej i coraz zrozumialej... 30 przez wrótnie przez wrota. 30 Nikt się nie mógł poruszyć, jakby ich wbiła w ziemię kamienna pieśń strachu; dopiero po długiej chwili ktoś zakrzyczał: To Koniuszewscy! Jezus, Maryja! Koniuszewscy! Ratuj, kto w Boga wierzy! Jezu, Maryja! Jakby huragan szaleństwa ich porwał i rozmiótł na wszystkie strony; lunęły wrzaski, szlo- chania, lamenty; biegali nieprzytomnie dokoła ognia, wyciągali ręce, targali się za włosy, uciekali w pola, to krzyczeli nieludzko w strasznej męce żalów i bezradności, bo ani można było myśleć o ratowaniu, dach się bowiem wygiął i mógł lada chwila runąć. Ale śpiew wciąż jeszcze płynął, równy, wysoki, niebosiężny, był jakby radosnem witaniem raju, hymnem zmartwychwstających, ekstatyczną pieśnią wiary... Runęli wszyscy na kolana i zaczęli odmawiać modlitwę za konających, glosy się trzęsły i łamały, zalewając łzami, niekiedy wybuchał ogólny płacz, niekiedy ktoś padał na ziemię ze strasznym, rozdzierającym krzykiem, i łkania rozsadzały piersi, ale modlili się całą głębią dusz, i ta litania zrozpaczonych, łzawych głosów łączyła się ze śpiewem konających i wraz z szumem pożogi, z trzaskiem pękających ścian płynęła jednym, ogromnym jękiem w bezkres- ną, nieprzeniknioną noc... Naraz stodoła się zapadła, i z głębi ognistej otchłani wydarł się ostatni, przerażający krzyk... Dopiero w parę dni pózniej wydobyto spod zgliszcz zwęglone zwłoki Koniuszewskich. IV. Dla pełności obrazu opowiem jeszcze, chociaż tylko w streszczeniu, dzieje unickiej wioski Hrud, położonej niedaleko Białej Podlaskiej, na drodze do Janowa. Hrudy najwcześniej na Podlasiu, bo jeszcze w roku 1867, wzięły pierwsze cięgi za uparte trwanie przy unii. Było to wtedy, kiedy Misja Bialska jeszcze prywatnie, jakby tylko z apo- stolskiej gorliwości, próbowała oczyszczać cerkiew unicką z polskich i łacińskich naleciało- ści. Nieszczęściem dla Hrud było to, że leżały za blisko owej Misji , musiały się więc stać jakby polem doświadczalnem dla siewców czystej i jedynej prawdy . Ale grunt okazał się dziwnie jałowy i, pomimo bardzo obfitego umierzwiania31 krwią, nie wydał oczekiwanych plonów. A nawet przeciwnie, gdyż stał się zródłem zarazliwej gorączki uporstwa , jaka wkrótce ogarnęła całą Chełmszczyznę. Zaczęło się, jak odtąd miało się już zaczynać na Unii, od wyrzucania z cerkwi polskich śpiewów, kazań, organów, świętych obrazów i dzwonów. Ale lud natychmiast przywrócił cerkiew do dawnego stanu i śpiewał dalej po polsku, bo tylko polskie kościelne pieśni umiał, modlił się przed obrazami, słuchał ze wzruszeniem or- 31 umierzwiania zasilania, użyzniania. 31 ganowych głosów i polskich kazań, bo tak było za jego dziadów i pradziadów, bo tylko takie nabożeństwo rozumieli; albowiem te śpiewy, kazania, obrazy, procesje wśród bicia dzwonów, kadzielnych dymów i brzmiących organów były i są jakby organiczną częścią jego wierzeń religijnych, jego wzruszeń serdecznych i jego umiłowań. Nie obroniło to ich od nowego zamachu na cerkiew, gdyż w lipcu tegoż roku próbowano narzucić im nowego, posłusznego proboszcza. Przywiózł go sam Marceli Popiel, prawie już biskup chełmski, w towarzystwie błogoczyn-
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plnatalcia94.xlx.pl
|
|
IndeksAnital Loos Gentlemen Prefer Blondes (pdf)The Balkans A History OfJack L. Chalker Dancing Gods 3 Vengance of the DanceLloyd Alexander Chronicles of Prydain 03 The Castle of LlyrDenning Troy Gwiazda po gwiezdzieFighting Connol 2 In Jack's Arms Roxie RiveraDavies Victoria Anioly i demony 01 Mój aniol zemstyNienacki_Zbigniew_ _Pan_Samochodzik_i_NiewDygasinski Adolf Pan JćÂdrzej PiszczalskiGordon Dickson Dragon 02 The Dragon Knight (v1.4)
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plspoker-kasa.htw.pl
Cytat
Długi język ma krótkie nogi. Krzysztof Mętrak Historia kroczy dziwnymi grogami. Grecy uczyli się od Trojan, uciekinierzy z Troi założyli Rzym, a Rzymianie podbili Grecję, po to jednak, by przejąć jej kulturę. Erik Durschmied A cruce salus - z krzyża (pochodzi) zbawienie. A ten zwycięzcą, kto drugim da / Najwięcej światła od siebie! Adam Asnyk, Dzisiejszym idealistom Ja błędy popełniam nieustannie, ale uważam, że to jest nieuniknione i nie ma co się wobec tego napinać i kontrolować, bo przestanę być normalnym człowiekiem i ze spontanicznej osoby zmienię się w poprawną nauczycielkę. Jeżeli mam uczyć dalej, to pod warunkiem, że będę sobą, ze swoimi wszystkimi głupotami i mądrościami, wadami i zaletami. s. 87 Zofia Kucówna - Zdarzenia potoczne |
|