[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wydawała się wiecznością, Minta wyczuła wreszcie pod palcami drzwi kuchenne. Pchnęła je z westchnieniem ulgi. Weszła do bawialni, ale tam, jeżeli to w ogóle możliwe, było jeszcze ciemniej niż w salonie i jadalni. Nagle zamarła w bezruchu, a krzyk uwiązł jej w gardle. Błyszczące światełko mignęło wzdłuż okien raz i drugi. To było światło latarki. Ktoś był przed domem! Zamknęła drzwi? Nie, pewnie nie. 35 - 0 Boże" - pomyślała z przerażeniem. Zwiatło stawało się coraz jaśniejsze. On... to... to coś było coraz blzej i bliżej. "Bez paniki, Arminto" - powiedziała sobie. Za pózno - była już w kompletnej panice. Nie, nie była. Miała zamiar się bronić. Nie po to mieszkała tak długo na Manhattanie. Czy nie zapisała się na kurs samoobrony? Owszem, tak. Och, cholera, była tak zajęta, że opuściła jeden semestr! A światełko wciąż się zbliżało. Minta odsunęła się ostrożnie od drzwi i przesuwała w bok, opierając plecy o ścianę, i drżącymi rękami dotykając jej gładkiej powierzchni. Otworzyła szerzej oczy, gdy natrafiła palcami na... "Tak, to jest szczotka." Po kolacji Minta zamiotła podłogę w kuchni zapomniała włożyć z powrotem do schowka. Kiedy usłyszała zgrzyt otwieranych drzwi, zacisnęła mocno wargi i z całych sił ścisnęła kij od szczotki. Zwiatło latarki prześlizgnęło się po podłodze, a za nim ukazała się czarna, niemożliwa do rozpoznania postać. Minta czekała, wstrzymując oddech, czując w uszach szalone bicie własnego serca. Delikatnie, cichutko uniosła szczotkę, trzymając ją jak kij do baseballa. Czas wlókł się śmiertelnie wolno, więc zmusiła się, by zrobić oddech. Jeszcze kawałek, jeszcze odrobinę bliżej... Machnęła szczotką, wkładając w to całą siłę swoich pięćdziesięciu siedmiu kilogramów, i rąbnęła w cel z zadowalająco głośnym łomotem. Usłyszała stłumione "oooch", po czym intruz wpadł na wahadłowe drzwi kuchenne i z hukiem runął po przeciwnej stronie. Minta ruszyła za nim, wciąż ściskając swoją broń. Podniosła latarkę, która potoczyła się pod stół. Ze szczotką w rozdygotanej ręce, skierowała wreszcie snop światła na podłogę. - O mój Boże! Na podłodze leżał na plecach z rozłożonymi rękami Chism Talbert. W tym samym momencie błysnęło światło w domu, zgasło na chwilę, po czym zapaliło się znowu, tym razem na stałe. Minta popatrzyła na Chisma. Nie poruszył się, nie otworzył oczu. - Chism? - wyszeptała, pochylając się nad nim. - Chism? Nadal leżał bez ruchu. - Na litość boską, co ja zrobiłam? - Zdała sobie sprawę, że wciąż świeci mu latarką prosto w twarz. 36 Wyłączyła ją i przysunęła się bliżej. - Hej! - krzyknęła, - Chismie Talbercie, przestań udawać jak idiota. Nie mierzyłam cię aż tak mocno. Poza tym, to wszystko twoja wina, zdrowo mnie przestraszyłeś, czając się tak w ciemnościach, Chism nie poruszył się. -Woda spływa z twojego ubrania i robią się kałuże. Zupełnie zniszczysz cały wosk na podłodze. Mówię poważnie. Talbert. Leżenie tutaj i udawanie trupa wcale nie jest śmieszne. - Przerwała, wzięła oddech i powiedziała drżącym głosem, - Chism? Otwórz oczy, dobrze? Chism? Wolno podniósł powieki. Zobaczył Mintę wciąż ściskającą swoją szczotkę. Twarz dziewczyny wyrażała przerażenie. Przeniósł spojrzenie z powrotem na podłogę. - Wybierasz się na przejażdżkę? - zapytał. Zdziwiona zamrugała oczami, otworzyła usta i szybko je zamknęła. - O Boże! - powiedziała, po czym wybuchęła śmiechem. To nie był taki sobie wymuszony, typowo kobiecy, szczebioczący śmiech, lecz prawdziwy, z całego serca. Miotła upadła z hukiem na podłogę, kiedy Minta objęła rękami brzuch i wręcz skręcała się ze śmiechu. Chism zmarszczył brwi i wstał. Jego żal powoli ustępował, gdy patrzył na Mintę, której już łzy spływały po policzkach. Mimo oszołomienia lekki uśmiech zawitał na jego twarzy, Kiedy tak patrzył na nią, powoli zaczęły się śmiać jego oczy, a po chwili śmiał się razem z nią. "Ona naprawdę jest wspaniała - pomyślał. - Jest piękna, a jej śmiech jest wolny i niepohamowany. Zmieje się z taką samą żywiołowością z jaką kocha. Taka jest właśnie Minta. Moja Minta. Poza tym niezle mi przyłożyła - myślał, masując obolały krzyż. - Nie siedziała jak tchórz w kącie. Rozłożyła mnie przy pomocy szczotki, na miłość boską, Arminta Masterson Westerly jest absolutnie bombowa." - Przepraszam panią - powiedział śmiejąc się, mimo że wcale nie miał takiego zamiaru. - Czy dałoby się to jakoś zakorkować? - Co? - zapytała rozbawiona. - Ach! - Wzięła głęboki oddech i usiłowała przybrać przerażony wyraz twarzy. Niestety, nie udało jej się i buchnęła znów śmiechem, nie mogąc się powstrzymać. Zasłoniła sobie ręką usta. - Proszę - wymamrotała - gotowe. - Czy ta broń jest zarejestrowana? - zapytał, wskazując na miotłę. - Och, nie zaczynaj znowu - powiedziała, znów się uśmiechając. - Już mnie brzuch boli. O rany, ale to była śmieszne. Po prostu nie mogę w to uwierzyć. Ostrożnie poruszył szyją w przód i w tył. 37 - Powiedziałbym, że jest nowa wersja wierszyka: "Siedzi baba na cmentarzu, trzyma nogi w kałamarzu. Przyszedł duch, babę w brzuch..." Jest pani niebezpieczną kobietą, panno Westerly. "I nie tylko dosłownie" - dodał w myślach. Znowu zaplątała pajęczą sieć wokół jego serca. Znowu? A czy ona kiedykolwiek zniknęła? Nie. Po prostu dodała parę nitek i mocniej je ścisnęła. Powinien wciąż się chronić, pamiętając, jaki ból mu zadała. Ale nie potrafił. Nie teraz. Nie teraz, kiedy dzwięk jej śmiechu wciąż brzmiał jak dzwonki na wietrze. Nie teraz, kiedy wyglądała tak delikatnie i kobieco w swojej błękitnej sukience. I nie teraz, gdy zaczęła go roznosić gorączka pożądania. - Chism - powiedziała Minta, zmuszając go do porzucenia swych rozmyślań. - Co ty, do licha, robiłeś, krążąc wokół domu jak złodziej? - Pamiętałem, że zabrakło drewna, którego dla ciebie narąbałem, więc miałem zamiar przynieść ci trochę nowego. Potem zgasło światło, a ja nie byłem pewien, czy nie śpisz. Przyjechałaś tu, żeby odpocząć, więc pomyślałem, że może jesteś już w łóżku i nie będziesz potrzebowała więcej drewna. A potem pomyślałam, że może jednak nie śpisz, tylko nie wiesz, gdzie są świece, więc... - Wzruszył ramionami. - To naprawdę bardzo miło z twojej strony. Przepraszam, że cię tak grzmotnęłam miotłą. Chyba nie zrobiłam ci krzywdy? - Ucierpiała tylko moja duma - odrzekł. - Chociaż myślę, że jutro znajdę kilka siniaków. Jesteś przerażającą damą. - Sama byłam przerażona. - Przepraszam, że cię przestraszyłem. Nie miałem takiego zamiaru. - Tak - powiedziała poważniejąc. - Tak, wiem, Naprawdę doceniam to, że pomyślałeś o mnie, że przyniosłeś drewno, że... - Zamrugała oczami, które nieoczekiwanie wypełniły się łzami. - O Boże, teraz ja się rozkleiłam. To wszystko jest bardzo śmieszne, z wyjątkiem tego, że był to bardzo rozstrajający dzień. Pokiwał głową. - Tak, oboje odkryliśmy nowe rzeczy dotyczące nas samych. A ostatnią rzeczą, która ci była potrzebna, to być śmiertelnie przerażoną. Naprawdę bardzo cię przepraszam, Minto. Rozładuję tylko suche drewno i wychodzę,
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plnatalcia94.xlx.pl
|
|
IndeksAnders, WĹadysĹaw Bez ostatniego rozdziaĹu. Wspomnienia z lat 1939 1946Gomulicki Wiktor Wspomnienia niebieskiego mundurkaConrad Joseph Ze wspomnieĹHohl_Joan_Blysk_nadziei_RPP103Chloe Cole, L C Chase Three to Tango [Loose Id] (pdf)śąeromski Stefan Snobizm i postćÂpJackson Lisa Teraz juśź nie zapomnćÂCharlotte Boyett Compo Winds Through Time (pdf)Fleming, Ian Bond 12 (1964) You Only Live TwiceWarszewski Roman Inicjacja
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plspoker-kasa.htw.pl
Cytat
Długi język ma krótkie nogi. Krzysztof Mętrak Historia kroczy dziwnymi grogami. Grecy uczyli się od Trojan, uciekinierzy z Troi założyli Rzym, a Rzymianie podbili Grecję, po to jednak, by przejąć jej kulturę. Erik Durschmied A cruce salus - z krzyża (pochodzi) zbawienie. A ten zwycięzcą, kto drugim da / Najwięcej światła od siebie! Adam Asnyk, Dzisiejszym idealistom Ja błędy popełniam nieustannie, ale uważam, że to jest nieuniknione i nie ma co się wobec tego napinać i kontrolować, bo przestanę być normalnym człowiekiem i ze spontanicznej osoby zmienię się w poprawną nauczycielkę. Jeżeli mam uczyć dalej, to pod warunkiem, że będę sobą, ze swoimi wszystkimi głupotami i mądrościami, wadami i zaletami. s. 87 Zofia Kucówna - Zdarzenia potoczne |
|