[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Ale co ze Słońcem? dopytywał się niespokojnie Pele. Harik spowoduje wybuch, skieruje go fontanną w jedną stronę, on to nazywa fontan- ną. Ba rzekł Pele duża rzecz! Taki ogień bengalski. I to wszystko miało przepaść! powiedziała. Jak to? zdziwił się Pele. Jak to przepaść? Mieliśmy przecież uszkodzenie i podczas lądowania... Racja. Wszystko przepaść powtórzył z melancholią. Teraz zrozumiesz mnie, Pele, ja musiałam to zrobić; na pewno powiesz, że tak, co Pele? Fiu! odezwał się Terlecky. Zmierzyła go ukośnym zimnym spojrzeniem. Z nie- winną miną wybierał resztki ryżu. Ja przecież nie wyglądam na złą żonę spytała jak myślisz Pele? No wiesz? zdumiał się. Ja... ja... I widzisz, musiałam to zrobić. On wcale o tym nie myślał, ale ja tak. Sporządziłam kopie, wszystkie jego obliczenia, rysunki, aby w ostatniej chwili zanim statek... Grzmotnie o Ziemię! wyręczył ją Terlecky. Wyrzucić na zewnątrz dokończyła. Hm mruknął Pele. Ja wiem, Pele, co myślisz, to nie był najlepszy sposób, mogliśmy przecież znalezć się nad morzem i wtedy... Bul... bul podpowiedział Terlecky. Pele gwałtownie zakrył ręką pełne usta, aby nie parsknąć ryżem. Było mu lekko na duszy. Przypomniałam sobie mówiła jakby nigdy nic dawnych żeglarzy. Pamiętasz, Pele, oni wyrzucali do morza butelki, które ktoś wyławiał... Co za dziewczyna! powiedział Pele. Powiedz sam, stary... Terlecky podniósł wysoko rękę i palce złożył jakby do przysięgi. Plecami oparł się o ścianę, gdzie tkwił szereg przycisków, coś cicho trzasnęło. Pod sufitem zaszumiał i zatrze- szczał wielki głośnik. Kabinę wypełnił męski, donośny, pełen tragicznego napięcia, wrzask: NIE JEDZCIE TEGO!!! LUDZIE! ONA WAS... Jednym skokiem rzuciła się ku ścianie i wyłączyła radio. W dzwoniącej ciszy stuknął rozgłośnie talerz Pelego upadając na podłogą. Terlecky zatoczył się i palcami objął gardło. Stała naprzeciw nich patrząc zmrużonymi oczyma, które nigdy jeszcze nie wydały im się tak skośne. Ludzie... powtarzał w myśli Pele. Ludzie, nie... Wzrokiem błądził po kabinie. Białe jak kreda oblicze Terlecky'ego, talerz na podłodze, jej kolorowa torba, a obok zielona butelka, zielona... Patrzał w nią jak zahipnotyzowany, a kiedy włosy jęły mu stawać dęba na głowie, porwał się i jak szaleniec rzucił ku wyjściu, tłumiąc złowrogi bulgot podchodzący do gardła... Stoczyli się ze schodków i pobiegli przez łąkę potykając się i przewracając. Za żadną cenę nie odwróciliby głowy. Terlecky wyprzedzał o pierś Pelego. Pele dyszał. Co ona nam zrobiła, powiedz, otruła nas? Gorzej, stary wyjęczał Pele. Biegnij z całej siły, musimy dobiec do Mefa zanim... Pele, ty coś tam widziałeś, powiedz! Chłopie dyszał Pele. Chłopie... Pele wychrapał Terlecky chcesz mi wmówić, że on... że Harik tam... Taki... łkał Pele. Taki jak palec i nadajnik jak główka zapałki... Terlecky'emu zęby dzwoniły jak w febrze. Dobiegli tam gdzie przedtem był rów, ale teraz nie dało się go przeskoczyć, miał szerokość rzeczki. Przebrnęli go po biodra w wodzie. Nogi zaczęły im się plątać w ogromnych nogawkach, spadły im buty. Niemal w biegu zrzucili wszystko co krępowało i omotywało ruchy. Byli już bardzo zmęczeni. Trawa jakoś stwa- rdniała, sięgała im do pasa. Zbliżali się do muru zieleni, za którym był skryty poduszkowiec. Terlecky spojrzał przed siebie i głosem przerywanym przez rzężący oddech powiedział: Pele, zabłądziliśmy chyba, jakieś wzgórza przed nami, widzisz stada na stokach? Pele zwolnił kroku, ręką przyciskał walące serce, wytężał wzrok. Nie, stary powiedział to nie owce, pamiętasz tamto mrowisko? Nasi ludzie w kosmosie Gus przyłożył do ściany wielki kolorowy arkusz. Powinien być widoczny z każdego miejsca kabiny pomyślał. Przesuwał go w lewo i prawo, odchylając przy tym głowę i wy- suwając język spomiędzy zębów. Co tam masz, Gus? zapytał Alecho. Z daleka wygląda na coś ładnego... Fotografia odparł Gus. Uczestnicy i instruktorzy mojego kursu w Szkole Kosmo-Nawigacji. Jesteś między nimi? Tu! pokazał palcem Gus. Obok szefa Szkoły, pięć minut po otrzymaniu meda- lu i dyplomu. Wiem! powiedział Alecho. Byłeś najlepszy, ale nigdy nie opowiadałeś mi o szkole. Gus puścił fotografię przytkniętą do ściany, odepchnął się lekko dłonią i odpłynął na wznak, ku środkowi kabiny. Pożegnanie było bardzo uroczyste powiedział. Ale to już stara historia, a teraz jesteśmy tylko we dwóch i dawno straciliśmy Ziemię z oczu. To nic nie szkodzi upierał się Alecho. Bardzo lubię o tym rozmawiać, powi- nieneś czasem robić mi jakąś przyjemność... Gus przymknął oczy. Zawsze będą pamiętał dzień pożegnania i przysięgę... PRZYSIGAM ZAWSZE I WSZDZIE... zaczął uroczyście Alecho. Po co to mówisz? przerwał Gus. Ty nie przysięgałeś. Nic nie szkodzi, te słowa mnie wzruszają. Wiesz w ogóle co to jest wzruszenie? Może nie tak dokładnie jak ty, ale trochę... CHOBY W NAJDALSZYCH RUBIE- %7łACH PRZESTRZENI... ciągnął z zachwytem. Nie możesz wiedzieć, Alecho, nie przeżywałeś takiej chwili. Gus się rozgadał. Jestem dorosłym mężczyzną, a przecież miałem łzy w oczach i czułem bolesne, ale i słodkie zarazem ściskanie w gardle.
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plnatalcia94.xlx.pl
|
|
IndeksMaciejewski Jarek RozdartaGuzek Maciej BrzaskAsimov, Isaac Robot City 1 OdysseyDyskoteka przy Magnoliowej Sharon OwensJames P. Hogan Life Maker 2 The Immortality OptionEco Umberto The Island of the Day BeforeKrall_Hanna_ _Taniec_na_cudzym_weseluBarker, Clive We wśÂasnym cieleGRD1056.Schield_Cat_Tylko_nie_milosc
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plrafalradomski.pev.pl
Cytat
Długi język ma krótkie nogi. Krzysztof Mętrak Historia kroczy dziwnymi grogami. Grecy uczyli się od Trojan, uciekinierzy z Troi założyli Rzym, a Rzymianie podbili Grecję, po to jednak, by przejąć jej kulturę. Erik Durschmied A cruce salus - z krzyża (pochodzi) zbawienie. A ten zwycięzcą, kto drugim da / Najwięcej światła od siebie! Adam Asnyk, Dzisiejszym idealistom Ja błędy popełniam nieustannie, ale uważam, że to jest nieuniknione i nie ma co się wobec tego napinać i kontrolować, bo przestanę być normalnym człowiekiem i ze spontanicznej osoby zmienię się w poprawną nauczycielkę. Jeżeli mam uczyć dalej, to pod warunkiem, że będę sobą, ze swoimi wszystkimi głupotami i mądrościami, wadami i zaletami. s. 87 Zofia Kucówna - Zdarzenia potoczne |
|