[ Pobierz całość w formacie PDF ]
oglądał, był tępym, brutalnym facetem z nikłą wiedzą medyczną. * Kula? * spytał. * Nie widzę żadnej cholernej kuli. Wszystko, co masz, kolego, to lekkie zadrapania. * Małe zadrapanie? * krzyknąłem zdenerwowany. * Mam pocisk w karku i jeśli szybko nie dotrę do szpitala, będę zimnym trupem! Wzruszył ramionami. Widać, że się tym kompletnie nie przejmował. * Szpital! * warknął. * A to dobre! * Zobacz * dopominałem się. * Masz zamiar zrobić coś z tą raną? * Nie * powiedział i zmrużył oczy. * Następnym razem, synku, spraw, aby odstrzelili ci łeb. Wtedy będziesz miał więcej szans. Odwrócił się do następnego pacjenta, który siedział zadowolony na ziemi i oglądał szczątki swoich stóp. * Co do niego nie ma wątpliwości - powiedział z uśmiechem sanitariusz. Wziął mały czerwony kwadracik ze stosiku leżącego obok niego i uśmiechnął się do mnie. * Tak to właśnie załatwiamy. * Ale ja nawet nie mogę założyć hełmu! * krzyczałem. * Ani ruszyć głową! * Niemiecki żołnierz nie musi ruszać głową! Postawił gumowym stemplem pieczątkę na czerwonym kwadracie. * Gdzie chcesz jeszcze patrzeć, jak nie przed siebie? Nie było sensu przedłużać dyskusji. Prześlizgnąłem się wzrokiem po stosie czerwonych karteczek. Potrzebowałem tylko kawałka z pieczątką. Powolutku wyciągnąłem rękę w tamtą stronę. * O, co to, to nie! * sanitariusz odwrócił się szybko jak błyskawica i złapał mnie na gorącym uczynku. * Idz rozerwać się porządnie na kawałki, to może wtedy się tobą zajmę. A do tej chwili przestań mi zawracać głowę. Paru sierżantów wzięło mnie w obroty. Potem pognali w stronę najbliższego żandarma. * Hej, ty. Rzuć okiem na tego podskakującego bydlaka, aby więcej nie miał głupich pomysłów. Z furią poderwałem się z ziemi i stanąłem oko w oko z lufą karabinka automatycznego. * Niezła zabawa, co? Już jej kiedyś próbowałeś? * Spróbuj! * zawołałem oburzony. * Mam kulę blisko rdzenia kręgosłupa, a te świnie nie chcą mnie zabrać do szpitala! * No to masz pecha * powiedział. * Prawdziwego pecha... Przypuszczam, że chciałeś dmuchnąć czerwoną karteczkę jako przepustkę na wakacje? Podniosłem wzrok ponad lufę karabinu i zobaczyłem, że rozmawiam z sierżantem. Trochę się uspokoiłem. Z kapralem miałem jakieś szanse. Z nim można było rozmawiać jak z istotą ludzką. * Myślę, że coś mi się należy * powiedziałem * po pięciu latach wojny... Nastąpiła krótka przerwa w naszej rozmowie. Może chce mnie zastrzelić, pomyślałem. Wszystko zależało od tego, czy był tępym Prusakiem, czy kimś takim jak Porta. Powoli opuścił karabinek. * Może masz rację * powiedział. * Kłopot w tym, że wszyscy mają ten sam pomysł. Jesteś czternastym, który próbuje zrobić ten sam numer w ciągu ostatniej godziny... Też bym spróbował, jeśli chciałbym się stąd wydostać. Ale nie ma nadziei. Do diabła, nie ma nadziei! * Bydlaki * powiedziałem. Delikatnie dotknąłem rany w karku. W tym momencie byłem nawet zadowolony, że nadal krwawi. * Wydaje mi się, że najlepiej będzie, jeśli dołączę do swojej kompanii * powiedziałem. * Chociaż wątpię, czy mi się to uda. Szybciej chyba dostanę gangreny. * Jak będziesz miał szczęście * powiedział. * Naprawdę będziesz miał szczęście, jeśli dożyjesz do tego czasu. Między nami a Warszawą cała droga jest wypełniona żandarmami. A wiesz dlaczego? Aby rozstrzeliwać dezerterów. * Nie jestem dezerterem. * Dzisiaj wszyscy są dezerterami. Chwycą cię, jak przechadzasz się po terenie, i zastrzelą, jak tylko wpadniesz im w ręce. Tak to załatwiają. Strzelają od razu, tak nam powiedzieli. Wydaje się, że połowa naszej zwycięskiej armii naciera nie w tym kierunku, co potrzeba. Przymknął jedno oko i wydął przebiegłą twarz. * Nie martw się, kolego. Ze mną nic ci się nie stanie. Zajmę się tobą. Ruszyliśmy razem w drogę, idąc całkiem radośnie. Nie zaatakował nas żaden wrogi samolot. Przez jakieś pół godziny byliśmy kompletnie sami, podążaliśmy śladami wycofującej się armii. Przemykaliśmy wzdłuż obrazów zniszczenia i klęski. Nawet zapomniałem o kuli uciskającej kręgosłup. Kopaliśmy kamienie leżące na drodze i staraliśmy się trafić nimi w wypalone pojazdy, śmialiśmy się jak dzieci wracające ze szkoły do domu. W pewnym momencie dogoniła nas kawalkada ciężarówek. Nerwowy sierżant, siedzący w olbrzymiej maszynie śmierdzącej benzyną, wychylił
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plnatalcia94.xlx.pl
|
|
Indeksgarth_nix_ _cykl_stare_krĂłlestwo_03_ _abhorsenHassel Swen General SSFelicity Heaton In HeatAndrzejewski_Jerzy_ _Lad_sercaJack L. Chalker WOS 2 Exiles at the Well of SoulsSapkowski Andrzej Miecz przeznaczeniaHezjod Theogonia(1)Jerzy DrwćÂcki 01 Magnetyzer Lewandowski Konrad TLE Modesitt Recluce 06 Fall of Angels (v1.5)Historia Rosji skrypt (1)
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plspoker-kasa.htw.pl
Cytat
Długi język ma krótkie nogi. Krzysztof Mętrak Historia kroczy dziwnymi grogami. Grecy uczyli się od Trojan, uciekinierzy z Troi założyli Rzym, a Rzymianie podbili Grecję, po to jednak, by przejąć jej kulturę. Erik Durschmied A cruce salus - z krzyża (pochodzi) zbawienie. A ten zwycięzcą, kto drugim da / Najwięcej światła od siebie! Adam Asnyk, Dzisiejszym idealistom Ja błędy popełniam nieustannie, ale uważam, że to jest nieuniknione i nie ma co się wobec tego napinać i kontrolować, bo przestanę być normalnym człowiekiem i ze spontanicznej osoby zmienię się w poprawną nauczycielkę. Jeżeli mam uczyć dalej, to pod warunkiem, że będę sobą, ze swoimi wszystkimi głupotami i mądrościami, wadami i zaletami. s. 87 Zofia Kucówna - Zdarzenia potoczne |
|