[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Chcą mi to sprzedać. Chciałbym wiedzieć, ile za to można dać, ile ten pierścionek jest wart? Jubiler, gruby flegmatyczny %7łyd, rzucił okiem na pierścionek, na eleganckie futro klienta, na auto stojące przed sklepem i rzucił pierścionek na wagę: 70 Sześćdziesiąt, siedemdziesiąt złotych wzruszył ramionami. A kamień? Jaki kamień? zdziwił się jubiler. No, brylant. Twarz kupca rozciągnęła się w poprzek w pobłażliwym uśmiechu: Szanowny pan widać ma do czynienia z łobuzem. Niech szanowny pan tego ptaszka, co chce zwykłe szkło za brylanty sprzedawać, do komisariatu zaprowadzi. Więc to jest szkło? Z całą pewnością szkło? Głowę mogę dać za to, co tam głowę, cały swój majątek! Dziękuję panu. Do widzenia. Pomimo kategorycznej oceny jubilera postanowiła wstąpić jeszcze do drugiego. Tu otrzy- mała potwierdzenie i w dodatku objaśnienie, że oprawa jest tylko naśladownictwem autenty- ku. Widzi pan uprzejmie objaśnił mały nerwowy %7łydek ten relief jest maszynowy spod zwykłej sztancy i wykończenie niesolidne. Ledwie gdzieniegdzie pilniczkiem dotknął. Drez- deńska robota. Tam tego tuzinami robią w każdym stylu. Wróciła do domu wręcz oszołomiona. W żaden sposób nie mogła pojąć powodów, dla któ- rych Paweł mógł nosić tę nędzną imitację. Gdyby tak dobrze nie znała tego pierścionka, gdy- by setki razy nie widziała go na jego ręku, byłaby przekonana, że ktoś go zamienił. Niepodobna było również przypuścić, że Paweł nosił to jako pamiątkę. Pierścionek był wybitnie męski, ciężki i w dodatku za wielki na największy kobiecy palec. A jednak musiało w tym być coś. Człowiek o tak wyrobionym smaku i tak bardzo bogaty nie nosiłby czegoś podobnego bez jakiejś głębszej przyczyny. Zdecydowała wreszcie, że w żaden logiczny spo- sób nie rozwiąże zagadki, i pierścionek jeszcze staranniej schowała do szafy. Nieobecność Pawła znowu zdawała się przeciągać w nieskończoność. Wprawdzie już od tygodnia wrócił do Europy, ale interesy wciąż go trzymały w ustawicznych przejazdach mię- dzy Paryżem i Londynem. Na próżno jednak szukała we francuskiej i angielskiej prasie ja- kichkolwiek o nim wzmianek. Wiedziała tylko, że pozostawał z Warszawą w nieustannym kontakcie telegraficznym. Do niej odezwał się tylko dwa razy. Raz, gdy chodziło o wysłanie oferty Zakładów Prze- mysłowych dla jakiegoś argentyńskiego fabrykanta, bawiącego w Paryżu, drugi raz z prośbą zmobilizowania wszelkiej możliwej gotówki i przekazania jej dla jakiegoś Isaaksona w Lon- dynie. Podniosła wówczas z banku wszystkie pieniądze, jakie miała, i zastawiła swoje akcje. W sumie wyniosło to prawie trzysta tysięcy złotych. Przy zastawie dowiedziała się, że w tym- że banku zastawione są również wszystkie akcje Pawła. Ani przez chwilę nie zastanawiała się nad tym, że prowadzi on jakieś wielkie i prawdopo- dobnie bardzo ryzykowne transakcje giełdowe, przy których może, jak tylu innych, nawet wyjątkowo utalentowanych finansistów, stracić nie tylko swój majątek, lecz i jej. Hipoteka Zakładów była przecie niemal nadmiernie obciążona, akcje zaś zastawione. Bankructwo Pawła oznaczałoby i dla niej kompletną ruinę. Rozumiała to, lecz nie miała żadnej obawy. Wierzyła w niego. Zresztą nie wątpiła, że nie wciągałby jej majątku w swoją grę giełdową, gdyby mógł wszystko stracić. Jego szlachetność nie pozwoliłaby mu ryzykować cudzymi pieniędzmi, a w dodatku pieniędzmi istoty, która mu bez granic ufa. Mój Boże, przecie doskonale wie, że zgodziłaby się na ostatnią nędzę, gdyby tego zechciał, gdyby mu to mogło w czymkolwiek dopomóc... Wystarczyłoby jego jedno słowo. Nie miała też do niego żalu za to, że nie podziękował. Takie podziękowania trącą zawsze konwencjonalną grzecznością. Jeżeli tego nie zrobił, widocznie uważał się za uprawnionego, za tak jej bliskiego, że może jej własność traktować jak swoją, a czego bardziej mogła pra- gnąć!... 71 Fabryka mniej obecnie zabierała jej czasu niż za pierwszej podróży Pawła. Otrzaskała się już z wieloma sprawami, wielu rzeczy się nauczyła. Do tych przede wszystkim należał spokój w ocenie każdej rzeczy. Nie irytowało już jej niedokładne wykonywanie poleceń, nie napeł- niało niepokojem odkrycie jakiejś wady w wykonanej maszynie, nie podniecały spory z pod- władnymi ani niezadowolone miny robotników. Paweł powiedział jej kiedyś: Nie powinnaś tak przejmować się tymi sprawami. Być szefem, to znaczy panować, a pa- nować to to samo, co móc sobie pozwolić na wszystko z wyjątkiem okazania tego, co jest może uzasadnione, może nawet wytłumaczalne, lecz nie jest potrzebne. Zresztą przyglądając się nieraz jego sposobowi załatwiania różnych kwestyj fabrycznych, starała się go naśladować. Wkrótce przekonała się, że najlepiej na tym wychodzi.
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plnatalcia94.xlx.pl
|
|
Indeks1==03==Bracia Devaney Woods Sherryl KUSICIELKAMoscone Felice PrzypowieśÂci z kośÂca wiekuCox Maggie Hotel w BarcelonieDavies Victoria Anioly i demony 01 Mój aniol zemstyLissa Manley Kawaler do wzićÂciaCiemiśÂski Miasto z morzaphenyl 2 alkenes.aldol grobSwift, Jonathan PoemsZajdel _Janusz_A_ _ Limes _InferiorLois McMaster Bujold Omnibus 4 Miles Mystery and Mayhem
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plrafalradomski.pev.pl
Cytat
Długi język ma krótkie nogi. Krzysztof Mętrak Historia kroczy dziwnymi grogami. Grecy uczyli się od Trojan, uciekinierzy z Troi założyli Rzym, a Rzymianie podbili Grecję, po to jednak, by przejąć jej kulturę. Erik Durschmied A cruce salus - z krzyża (pochodzi) zbawienie. A ten zwycięzcą, kto drugim da / Najwięcej światła od siebie! Adam Asnyk, Dzisiejszym idealistom Ja błędy popełniam nieustannie, ale uważam, że to jest nieuniknione i nie ma co się wobec tego napinać i kontrolować, bo przestanę być normalnym człowiekiem i ze spontanicznej osoby zmienię się w poprawną nauczycielkę. Jeżeli mam uczyć dalej, to pod warunkiem, że będę sobą, ze swoimi wszystkimi głupotami i mądrościami, wadami i zaletami. s. 87 Zofia Kucówna - Zdarzenia potoczne |
|