[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Monica uniosła głowę. Był to typ zaprzysięgłej platynowej blondynki. Takiej, która nie zapuszcza korzeni. Nigdy i nigdzie. Która uśmiecha się automatycznie, przez co każdy uśmiech z de- finicji nic nie znaczy. Susan trudno było się zorientować, na czym - oprócz przeglądania magazynów - polega praca Moniki. Wydawało się, ze funkcjonuje ona w charakterze dopingu dla ekipy z agencji sprzedaży mieszkań, na tej samej zasadzie, co w pokazowym domu rozpyla się aromat świeżo upieczonych ciasteczek. Na oko miała dwadzieścia kilka lat, ale kładła na twarz taką tapetę, że trudno było dokładnie określić jej wiek. Susan dobrze wiedziała, że Monica nie potrafi jej rozgryzć. Różowe włosy mu- siały być dla niej nie lada zagadką; w jej ocenie było to prawdo- podobnie coś zbliżonego do samookaleczenia. Ale może właśnie dlatego tym bardziej starała się zawsze być miła dla Susan. - Słuchaj, wiesz co? - zaczęła dziennikarka. - Mam cichego wielbiciela! Monica ożywiła się w jednej chwili. - Niemożliwe! - zawołała. - No, absolutnie! Dziś rano znalazłam w swojej gazecie liścik miłosny od niego! - O Boże! - No, wiem! I tak chciałam cię spytać, czy byś mogła mi pokazać nagranie z kamery w holu, żebym zobaczyła, kto to jest. Monica klasnęła z przejęciem w dłonie, odepchnęła się od blatu i przejechała na swoim fotelu na kółkach, obitym sztuczną skórą zebry, do białego, lśniącego czystością monitora. Dzięki takim zadaniom jej praca nabierała sensu. Chwyciła w dłoń identycznie lśniącego jak monitor pilota i zaczęła cofać nagranie z kamery. Przez kilka minut przyglądały się wspólnie ludziom wchodzącym tyłem do wind, aż wreszcie hol opustoszał. Stosik gazet leżał na swoim miejscu pod skrzynkami na listy. W pewnej chwili głównymi drzwiami wszedł tyłem jakiś mężczyzna i pochylił się nad gazetami. - Jest - szepnęła Susan. Cofnęły taśmę jeszcze o minutę. Z windy wyszła kobieta z kubkiem turystycznym w dłoni. Przecięła hol i zniknęła w drzwiach, w których sekundę pózniej pojawił się mężczyzna w ciemnym garniturze. Stanął nad gazetami, poszperał w nich, a potem wsunął coś do jednego egzemplarza. Było to widać bardzo wyraznie. Najwidoczniej czaił się pod drzwiami, czekając, aż tamta kobieta wyjdzie. - Przystojny! - zapiszczała Monica. - Skąd wiesz? - Susan była raczej zawiedziona. - Przecież nie widać twarzy. - Ale ma świetny garnitur. Założę się, że to prawnik. Bogaty. - Możesz mi wydrukować tę jedną klatkę? - Absolutnie - zachłysnęła się Monica, wciskając klawisz. Przetoczyła się z fotelem do lśniąco białej drukarki i kiedy wydruk był gotowy, wręczyła go Susan. Dziennikarka przyjrzała się dokładnie. Mężczyzny na zdjęciu nie można było rozpoznać, po- stanowiła jednak pokazać ten portret Justinowi Johnsonowi i sprawdzić, czy zmobilizuje go to do rozmowy. Złożyła kartkę i schowała ją do torebki. - Dzięki - rzuciła, odwracając się do wyjścia. - Wiesz co? - Monica zrobiła minę świadczącą o kompletnej bezradności. - Powinnaś ufarbować sobie włosy na blond. Byłoby ci o wiele ładniej. Susan patrzyła przez chwilę w jej oczy, które były kompletnie puste. - Zastanawiałam się nad tym - odparła wreszcie - ale słyszałam w telewizji, że podobno w jednym laboratorium blond farba do włosów wywołała raka u małych kotków. - U małych kotków? - Monica zrobiła wielkie oczy. Susan wzruszyła ramionami. - Muszę już lecieć. 22 Debbie Sheridan mieszkała w dzielnicy Hillsboro, w domu, który z wyglądu przypominał ranczo, a znajdował się zaledwie kilka minut drogi od autostrady. Susan wychowała się w Portland, ale w Hillsboro była dosłownie parę razy. Przejeżdżała tędy, wybierając się nad Pacyfik; to przedmieście nigdy nie było dla niej celem podróży samym w sobie. Zazwyczaj na przedmieściach czuła się niespokojna. Dom Debbie Sheridan był typowy dla swojej okolicy: z zielonym, zadbanym trawnikiem, okopanym i od-chwaszczonym rękami zawodowego ogrodnika do ostatniego zdziebełka. Dookoła biegł bukszpanowy żywopłot. Obok domu rósł japoński klon i kilka świerków srebrzystych, widać też było klomby obsadzone ozdobnymi trawami. Do jednej ze ścian był dobudowany garaż na dwa samochody. Ogólnie domostwo sprawiało wrażenie rodzinnej szczęśliwości. Susan w najdzikszych marzeniach nie wyobrażała sobie nigdy, że mogłaby mieszkać w takim domu. Zamknęła samochód, podeszła do drewnianych, stylizowanych na średniowieczne drzwi i dotknęła dzwonka.
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plnatalcia94.xlx.pl
|
|
IndeksCecily von Ziegesar Plotkara 1Guy N. Smith SnakesLaumer, Keith A Plague of DemonsCoelho Paulo Demon i panna prym2City on Fire Walter Jon WilliamsAshe, Ellen Love Not Forgotten155._Herries_Anne_ _Ukochany_nicpoćąĂ˘ÂÂźMyczko Magdalena Zawod telemarketerCourths Mahler_Jadwiga_ _Zareczynowy_naszyjnikVerne Juliusz Król przestrzeni
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmediatorka.pev.pl
Cytat
Długi język ma krótkie nogi. Krzysztof Mętrak Historia kroczy dziwnymi grogami. Grecy uczyli się od Trojan, uciekinierzy z Troi założyli Rzym, a Rzymianie podbili Grecję, po to jednak, by przejąć jej kulturę. Erik Durschmied A cruce salus - z krzyża (pochodzi) zbawienie. A ten zwycięzcą, kto drugim da / Najwięcej światła od siebie! Adam Asnyk, Dzisiejszym idealistom Ja błędy popełniam nieustannie, ale uważam, że to jest nieuniknione i nie ma co się wobec tego napinać i kontrolować, bo przestanę być normalnym człowiekiem i ze spontanicznej osoby zmienię się w poprawną nauczycielkę. Jeżeli mam uczyć dalej, to pod warunkiem, że będę sobą, ze swoimi wszystkimi głupotami i mądrościami, wadami i zaletami. s. 87 Zofia Kucówna - Zdarzenia potoczne |
|