[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Obraz wypełniało kilka postaci: matka karmiąca noworodka (była to praprababka Anny, która osierociła małe dziecko), stare małżeństwo na przechadzce (jakaś dziewiętnastowieczna ciotka z mężem), dwoje dzieci, w których Anna rozpoznała bliznięta zmarłe na dyzenterię w 1890 roku. Wszystkie te osoby zdawały się żywe i jednocześnie odległe, tak jakby Papa Vidal zdołał uchwycić najgłębszą naturę tego, czym jest wieczny spoczynek. Malowidło miało jednak w sobie również coś niepokojącego. Anna przyjrzała się mu uważniej i dopiero wtedy uświadomiła sobie, co ją tak niepokoi. Otóż na zewnątrz ogrodzenia stał Rip, który uchwycił się go rękami. Jego twarz była niewyrazna, jeszcze nie skończona, ale widać było, że patrzy w najodleglejszy kraniec cmentarza, tam gdzie rysowała się jakaś mglista sylwetka, jakby duch oparty o marmurową tablicę, oraz półprzezroczysty biały jeleń u jego boku. To był Tom. Ten duch to był Tom i on z kolei patrzył na Ripa, z przyjaznią i wdzięcznością. Był w nim jakiś żal, smutek spowodowany tym, że jego przyjaciel nie ma wstępu do tego miejsca wolnego od trosk i niepokojów. Na tablicy, o którą opierał się Tom, było jego imię i data, namalowane w taki sposób, jakby wyryto je w marmurze. Nie zdając sobie sprawy z tego, co robi, Anna podeszła bliżej tablicy, tak blisko, że swymi drżącymi palcami mogła dotknąć feralnej daty. To był tamten dzień sprzed szesnastu lat, gdy Rip włamał się na stację benzynową, a jej brat zaginął bez wieści. Kiedy odjęła rękę, miała wilgotne palce. Najwyrazniej ten fragment malowidła został ukończony przez Papę Vidala dopiero dzisiaj rano. Poczuła nagle niewypowiedziany ból w głowie i zaraz potem w sercu. Z całej siły zamknęła oczy, broniąc się przed łzami. Zacisnęła pięści. Starzec podszedł do niej powoli i drżącą ręką dotknął jej ramienia. Wiedziała, że chce ją pocieszyć, ale nie było na świecie niczego, co mogłoby zmniejszyć jej udrękę. A więc on umarł wyszeptała, otwierając oczy. Nie żyje od szesnastu lat i to Rip go zabił. Po tych słowach za jej plecami rozległ się jakiś dzwięk, świst powietrza, przeciąg albo westchnienie. Odwróciła się, chociaż wiedziała, kogo zobaczy. W drzwiach stał Rip. Miał zmierzwione włosy, jakby uczesał się palcami, nie grzebieniem. Musiał ubierać się w wielkim pośpiechu, bo był tylko w dżinsach i tenisówkach, bez koszuli i skarpetek. Twarz mu nagle zszarzała, wyglądał przerazliwie. Usłyszał, co powiedziała, to było oczywiste. Wystarczyło spojrzeć w jego oczy. Wiedział, że Anna uważa go za zdolnego do popełnienia morderstwa, ale nie poruszył się ani nie powiedział jednego słowa na swoją obronę. Po prostu stał i patrzył. Zdawało się, że uczy się jej na pamięć, stara się wszystko zapamiętać: promienie słońca, które wpadały przez okno i rozświetlały jej włosy, każdy szczegół jej twarzy, malujące się na niej uczucia. Uważnie wsłuchiwał się w każdy jej oddech. Nie, proszę pani głos Papy Vidala zabrzmiał stanowczo, mimo drżenia. Pan Rip go nie tknął. Pan Tom sam się zastrzelił, ze wstydu, że ukradł pieniądze. Zastrzelił się na tym cmentarzu, w Blest, gdzie spędził swoje szczęśliwe lata. Zostawił list do pana Ripa i do mnie. Prosił, żebyśmy go pochowali i żeby nikt się nie dowiedział, jak i dlaczego zginął. Napisał: odnieście pieniądze z powrotem , bo tak naprawdę on nie chciał ich zabierać. I bardzo mu zależało, żeby nikomu nie pisnąć ani słowa. Myśmy to zrobili, bośmy go kochali i nie chcieliśmy sprowadzać na niego hańby po śmierci. Ale cena była wysoka. Bardzo wysoka. Upłynęło kilka sekund, zanim sens tych słów dotarł wreszcie do Anny. Spojrzała na pooraną zmarszczkami twarz starca płakał, a łzy spływały po bruzdach jego policzków jak woda, która po deszczu wypełnia wyschnięte koryto strumienia. Och, Papo jęknęła i sama zaczęła płakać. Otoczyła go ramionami i przytuliła do siebie. Ale to nie ja najbardziej ucierpiałem powiedział, poklepując ją po plecach, by w ten niezręczny sposób choć trochę ją pocieszyć. Pan Rip najbardziej się namęczył. Złapali go, kiedy poszedł na stację oddać pieniądze. Nigdy nie puścił pary. Ja na jego miejscu wyznałbym prawdę, ale on nie. No to zrobiłem, co mogłem, żeby polepszyć jego sytuację. Powiedziałem w sądzie, że widziałem pana Toma w samochodzie, chociaż go nie widziałem, powiedziałem, że pan Rip to dobry chłopak, że zrobił głupstwo i chciał je naprawić. Zrobiła krok do tyłu i uważnie mu się przyjrzała. Na Ripa nie miała siły spojrzeć. Ale przecież on nie musiał poświęcać się aż tak bardzo i iść do więzienia powiedziała tonem ni to pytania, ni to stwierdzenia. Przecież był list od Toma, prawda? Mógł go pokazać sędziemu. List był, a jakże potwierdził stary, boleśnie, ale i pogardliwie. Zaniosłem go matce
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plnatalcia94.xlx.pl
|
|
IndeksJennifer Roberson Sword Dancer 6 Sword swornJennifer Estep [Elemental Assassin 02] Web of LiesHannay Barbara KrzyĹź poĹudnia 01 Angielska róşaKrentz Jayne Ann Noc poĹlubnakraszewski jĂłzef ignacy pĂłĹdiable weneckieNoc myĹliwego Greene JenniferBrenden Laila Hannah 29 IskraAmanda Quick Prywatne demonyWilliam C. Dietz DrifterCWIHP Bulletin nr 3
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plorientmania.htw.pl
Cytat
Długi język ma krótkie nogi. Krzysztof Mętrak Historia kroczy dziwnymi grogami. Grecy uczyli się od Trojan, uciekinierzy z Troi założyli Rzym, a Rzymianie podbili Grecję, po to jednak, by przejąć jej kulturę. Erik Durschmied A cruce salus - z krzyża (pochodzi) zbawienie. A ten zwycięzcą, kto drugim da / Najwięcej światła od siebie! Adam Asnyk, Dzisiejszym idealistom Ja błędy popełniam nieustannie, ale uważam, że to jest nieuniknione i nie ma co się wobec tego napinać i kontrolować, bo przestanę być normalnym człowiekiem i ze spontanicznej osoby zmienię się w poprawną nauczycielkę. Jeżeli mam uczyć dalej, to pod warunkiem, że będę sobą, ze swoimi wszystkimi głupotami i mądrościami, wadami i zaletami. s. 87 Zofia Kucówna - Zdarzenia potoczne |
|