[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nacji, a nie tej wesołej nuty. Usłyszałem je znowu o godzinie siódmej, nadal bijące żywo. Nie chciałem patrzeć, jak tłumy po mszy przyjdą na śniadanie, wyszedłem więc zawczasu. Skierowałem się bez żadnego powodu na cmentarzysko zarazy i zamyśliłem się nad kobietą, która w tym właśnie miejscu umarła jako czarownica. Potem od razu ruszyłem do amfiteatru zado- wolony, że jeszcze tam jest pusto i mogę spokojnie ocenić jego ogrom. Gdyby nie to, że pan z prasy powiedział pełen namaszczenia bileter wpu- ściłbym pana dopiero na pół godziny przed początkiem. Wolność prasy to szczęście i chwała każdego państwa powiedziałem z takim samym namaszczeniem. 150 Facet zamrugał patrząc na mnie i miałem nadzieję, że będzie przetrawiał tę sen- tencję przez cały poranek. Obejrzałem amfiteatr, konstrukcję drewnianą, co raczej nie zaprawiało optymizmem dumań o ewentualności pożaru. Amfiteatr we Friedheim może pomieścić, jak przeczytałem w przewodniku, trzy tysiące osób. Czyli jest tylko o poło- wę mniejszy od amfiteatru w Oberammergau i chyba pomyślałem zaprojektowany zbyt ufnie. Joan Terrill przyszła, kiedy zaczynano powoli się schodzić. Przyszła podniecona i to, że ma miejsce obok mnie, wcale jej nie zaskoczyło. Ten żartowniś z informacji najwidoczniej pochwalił się przed nią, jaki jest mądry, skoro odkrył, że przyjechało dwoje Amerykanów, i zadecydował, że powinni oni siedzieć razem. Nie był pan na mszy powiedziała. Nie byłem. Przypuszczała pani, że będę? Owszem. Dużo pan stracił. To było wspaniałe przygotowanie do misteriów. Ja jestem przygotowany. Odwróciła wzrok ode mnie, patrząc na powoli zapełniające się miejsca poniżej nas. Siedzieliśmy wysoko pośrodku. Nasza kondygnacja była bezsprzecznie najlepsza. 151 Coś w tej dziewczynie, nawet kiedy życzliwie rozmawiała ze mną, prowokowało mnie do gburowatości. Wprost idiotyczne. Cieszę się, że dostałem to miejsce i że pani tu siedzi przy mnie powiedziałem. Dziewczyna zerknęła w moją stronę i odwróciła wzrok. Naprawdę? Tak. Mnie to bardzo ułatwia wszystko. Szalenie się ucieszyłam, kiedy on mi powie- dział o tych miejscach. Nie cierpię patrzeć na przedstawienia sama, a jakoś nie potrafię rozmawiać z nieznajomymi. Wykonała prawą ręką dziwny gest. Oczywiście, pan właściwie jest nieznajomy, ale był pan tak miły robiąc te szkice dla mnie. No, nie uwa- żam pana za nieznajomego. Wzruszyłem ramionami. Więcej tu ludzi, niż myślałem. Zapełnią cały amfiteatr. Roześmiała się cicho. Pan nie lubi podziękowań, prawda? Ani pochwał? Ciekawe. Ja też nie lubię. Jest mnóstwo ludzi, bo na tę premierę prasową dostały bilety rodziny tych, którzy grają, 152 i wszystkich innych, którzy mają z misteriami cokolwiek do czynienia. Misteria bardziej obchodzą miasteczko niż prasę. Tego nie wiedziałem. Znowu Joan Terrill wyprzedziła mnie w odrabianiu swoich lekcji. Jej oczywiście nie nawiedzał duch Bonifacego Rohlmanna; jednakże powinienem był spisać się lepiej. W słoneczność dnia wtargnęła myśl o Rohlmannie. Muszę posłużyć się tą dziew- czyną, żeby zdobyć bodaj trochę informacji o nim. Ale nie chciałem jej o to prosić. Z pewnością nawet nie wypadało zawracać jej tym głowy w czasie ze wszech miar ważnych dla niej misteriów. Dyrygent orkiestry wszedł skromnie nie kłaniając się i nagle zaległa cisza. Na znak jego batuty orkiestra zaczęła grać. To była przyjemna muzyka, równie wesoła jak przed- tem kościelne dzwony, ale przeplatana jakąś złowróżbną nutą. Przed kurtyną, pląsając posuwiście, śpiewały anioły. Kurtyna podniosła się powoli. My na widowni mieliśmy dach nad głowami: nad sceną żadnego dachu nie było. Za dekoracjami falowały wzgórza Friedheim. Napływało świeże powietrze i publiczność, chociaż zwrócona na południe, nie musiała mrużyć oczu przed blaskiem słońca. 153 Ludzie, młodzi i starzy, chodzili po scenie. Ludzie w barwnych szatach i pelerynach. Byli na ulicach jakiegoś miasta z łukowatą bramą niby to kamienną. Inna grupa ludzi weszła tą bramą i otoczony nimi główny aktor wjechał na osiołku. Wszyscy witali tego człowieka radośnie, a on podniósł rękę w pozdrowieniu czy błogosławieństwie. To był Chrystus. Ze zdumieniem patrzyłem, jak znakomicie ten aktor odpowiada tradycyjnym Jego wyobrażeniom. %7ływy człowiek przecież, a nie postać wykoncypowa- na. Uśmiechał się, rozmawiał z ludzmi, głaskał dzieci po główkach, szczęśliwy, że jest wśród tych, którzy Go lubią. Dekoracje szybko zmieniono, Chrystus dojechał do świątyni. Byli tam bankierzy przy swoich zajęciach i On nakazał im wyjść, po czym przewracał stoły i kontuary, kie- dy obrzucali Go wyzwiskami. Dużo ludzi w świątyni, łącznie z tymi, których wziąłem za rabinów, przyszło w sukurs bankierom, inni idąc za Chrystusem wołali: Hosanna Synowi Dawidowemu! Było to nieco melodramatyczne, ale dziewczyna obok mnie siedziała w napięciu i świata poza tym nie widziała. Wśród ludzi wokół Jezusa zobaczyłem jej chłopca, Jana. Judasz także tam chodził: dwaj z tłumu, Jan i Judasz niewiele mieli do roboty. 154 Dobra była scena, w której kapłani i handlarze spotkali się na burzliwym posiedze- niu. Wypowiadali się szczerze. Nie wierzyli w to, że Chrystus ma władzę, czy bodaj prawo wtrącać się do spraw ludzi, wyrzucać kogokolwiek ze świątyni, i tak jak oni to przedstawiali mógłbym przyznać im pewną rację. Zadecydowali, że Chrystus
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plnatalcia94.xlx.pl
|
|
IndeksWilliam Shatner Tek War 2 Tek LordsBrenda Williamson & Rayne Forrest Sexual Deceptions (pdf)306. Williams Cathy Multimilioner w LondynieCity on Fire Walter Jon WilliamsWilliam Goldman The Ghost and The DarknessKing William 1.ZabĂłjca TrolliGoldman William The Princess BrWilliam C. Dietz Driftergibson william neuromancerMargit Sandemo Cykl Saga o czarnoksiÄĹźniku (02) Blask twoich oczu
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plspoker-kasa.htw.pl
Cytat
Długi język ma krótkie nogi. Krzysztof Mętrak Historia kroczy dziwnymi grogami. Grecy uczyli się od Trojan, uciekinierzy z Troi założyli Rzym, a Rzymianie podbili Grecję, po to jednak, by przejąć jej kulturę. Erik Durschmied A cruce salus - z krzyża (pochodzi) zbawienie. A ten zwycięzcą, kto drugim da / Najwięcej światła od siebie! Adam Asnyk, Dzisiejszym idealistom Ja błędy popełniam nieustannie, ale uważam, że to jest nieuniknione i nie ma co się wobec tego napinać i kontrolować, bo przestanę być normalnym człowiekiem i ze spontanicznej osoby zmienię się w poprawną nauczycielkę. Jeżeli mam uczyć dalej, to pod warunkiem, że będę sobą, ze swoimi wszystkimi głupotami i mądrościami, wadami i zaletami. s. 87 Zofia Kucówna - Zdarzenia potoczne |
|