[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Crossing wydawało się całkiem wymarłym miasteczkiem. Mieszkańcy, zajęci świątecz- nymi przygotowaniami, nawet nie podchodzili do okien. R L T Wyjechali spośród zabudowań, kierując się na południe. Dom Hestonów stał przy drodze na wschód, Delia musiała więc porzucić nadzieję, że Jude przypadkiem zauważy porwanie. Coraz bardziej ulegała paraliżującej trwodze. Jeśli stawi opór, Charles nie za- waha się jej zabić. A jeśli pozwoli się zmusić do małżeństwa, jej życie zamieni się w niewyobrażalny koszmar. Przywołała w wyobrazni obraz dziadka czytającego na głos psalmy. A ja wołam do Boga i pan mnie ocali". Chciałeś, Boże, abym wołała, jeśli będę potrzebować pomocy. Widzisz sam, w jakim niebezpieczeństwie się znalazłam, modliła się w duchu. Proszę, spełnij swoją obietnicę, a będziemy cię z Jude'em sławić do końca naszych dni. Jude nie mógł usiedzieć w miejscu. Bez końca omawiali z Hestonem plan, raz po raz wracając do początku. - W Wigilię pójdę z tobą do jaskini - oznajmił starszy pan. - Nie puszczę cię sa- mego, to zbyt niebezpieczne. - Zbyt niebezpieczne, żebyś szedł ze mną - odparł Jude. - Nie obraz się, Jim, ale czy naprawdę uważasz, że jesteś w stanie tak jak ja wczołgać się na ten teren pod drutem kolczastym? - Wiem, że nie dam rady. Tylko co się stanie, jeśli strażnicy nie będą pijani? Zro- biłeś, synu, takie założenie, ale możesz się mylić. Nie jesteś gotów zastrzelić ich po to, żeby zajrzeć do jaskini, prawda? - Nie - przyznał Jude. Nawet jeśli strażnicy byli na wskroś złymi ludzmi, nie usprawiedliwiało to stosowania przemocy dla zdobycia dowodów. - Co proponujesz? - Jeśli okaże się, że nie leżą schlani, to czymś ich zajmę. Narobię hałasu, żeby ich odciągnąć, a ty wślizgniesz się do środka i wezmiesz próbki. Jude westchnął. Prawdę mówiąc, miał nadzieję, że Heston wystąpi z lepszym po- mysłem niż to, co on sam zdołał wykoncypować. - Nie ma mowy, Nie zgadzam się. Lucy mi nie podziękuje, jak cię zabiją. - Właśnie to najbardziej mi przeszkadza: jak jesteś stary, nikt nie wierzy, że jeszcze cokolwiek potrafisz. Jude położył Jimowi rękę na ramieniu. R L T - Potrafisz niejedno - zapewnił. - Bardzo liczę na ciebie. Gdyby coś mi się stało, pojedziesz do sąsiedniego miasteczka i wyślesz telegraficzną wiadomość do policji sta- nowej. - Naturalnie - potwierdził Heston. - Mam jednak nadzieję, że do tego nie dojdzie. - Wszystko w rękach Boga - przypomniał mu Jude. - Prawdę mówiąc, wolałbym nie czekać do Wigilii. Jeśli plan miałby się nie powieść lub jeśli Pan nie chce, abyśmy czekali tak długo, to z pewnością wskaże nam inną drogę. Obaj skłonili głowy i modlili się w milczeniu przez kilka minut. Nagle Jude poczuł trudny do wyjaśnienia niepokój. - Jim, muszę natychmiast pojechać do miasta i sprawdzić, czy Delii nic nie grozi - powiedział, przerywając modlitwę. - Ogarnęły mnie złe przeczucia. - Zdjął temblak z ramienia i sięgnął po koszulę. Zranione ramię nie było zbyt sprawne, ale prawym posłu- giwał się swobodnie. Shiloh był dobrze ułożony, więc do zapanowania nad koniem wy- starczały nogi jezdzca. - Pożycz mi rewolwer. - Poczekaj chwilę. Naładuję stare colty. Nie pojedziesz sam, i to jest moje ostatnie słowo. R L T Rozdział dwudziesty piąty Panna Susan zamykała pracownię, kiedy nadjechał Jude na Shilohu, a zaraz za nim Heston dosiadający kasztanowatego wałacha. - Widziała pani Delię? - spytał bez ceremonii Jude. Modniarka była wyraznie zdumiona, że wyszedł z domu, a do tego siedzi na koniu. - Godzinę temu zajrzała i powiedziała, że idzie do sklepu kupić parę rzeczy dla pa- ni Heston. Obiecała wpaść po mnie, ale nie przyszła. Miałyśmy razem wrócić. Pomyśla- łam, że po prostu o tym zapomniała. Uznałam więc, że sama zajdę do... - Czy zamiast do Hestonów Delia mogła iść do siebie? Modniarka zrobiła zafrasowaną minę. - Nie wiem, po co miałaby to robić. Poinformowała mnie, że jesteśmy zaproszone na kolację, czy tak, panie Heston? - Nagle zatrzymała wzrok na jakimś punkcie i wska- zała palcem. - Ojej, proszę spojrzeć. Pod ścianą banku leżało kilka pakunków. Zanim Jude zdążył zsiąść z konia, panna Susan już do nich zaglądała. - Mąka, jajka, cukier... kubek do golenia, kryształowy półmisek... Delia wspomi- nała, że pani Heston brakuje różnych potrzebnych rzeczy i chciała kupić jej to i owo w prezencie na Boże Narodzenie. - Czyli mogą to być jej sprawunki - stwierdził Jude. - Ale po co by je tu zostawiała? - zdziwił się Jim. Obaj mężczyzni obrócili się w siodłach i przewędrowali wzrokiem po drodze do tartaku, a potem zbadali też ulicę, prowadzącą za granicę miasteczka. Nikogo nie do- strzegli, a oprócz saloonu wszystkie sklepy i warsztaty spowijała ciemność. - Gdzie ona może być? - zaniepokoiła się panna Susan. - Nieco wcześniej, przed przyjściem Delii, widziałam Charlesa Ladleya. Przystanął tutaj, był z nim ten łajdak Donley i jeszcze drugi kowboj... - Modniarka urwała coraz bardziej zdenerwowana. - Och, chyba nie sądzi pan, że... Jude wymienił znaczące spojrzenia z Jimem. R L T - Pojedziemy do Ladleyów i sprawdzimy, czy jej tam nie ma - oświadczył. - Panno Susan, proszę iść do pani Heston i dotrzymać jej towarzystwa. Modniarka skinęła głową, a mężczyzni ściągnęli wodze i skierowali konie ku po- siadłości burmistrza. Jude utwierdził się w przekonaniu, że Delii grozi niebezpieczeń- stwo. Jeśli Charles nie przywiózł jej do rodziców, to czy oni będą cokolwiek wiedzieli? A jeśli nawet tak, to czy zechcą powiedzieć prawdę? Trzeba było liczyć się z tym, że celowo naprowadzą go na zły trop. Gdy zatrzymali konie na dziedzińcu u Ladleyów, stajenny nie wyszedł zająć się końmi. Drzwi wejściowe były otwarte, na okrzyki nikt nie reagował. W pewnej chwili Jude usłyszał cichy rytmiczny łoskot dochodzący ze strychu. Wraz z Hestonem wszedł schodami na górę. Zastali tam Lucy Ladley i jej kucharkę Maisie. Obie były obwiązane sznurkiem niczym gęsi na świąteczny stół, a usta miały zakneblowane szmatami. Na szczęście dla nich przywiązano je do krzeseł, więc bujając się na nich, mogły zwrócić czyjąś uwagę. Widać było, że pani Ladley jest bliska histerii, ale knebel nie pozwalał jej wydać głosu. - Proszę się nie bać - powiedział uspokajająco Jude i przystąpił do uwolnienia ko- biet. - Jestem Jude Tucker. Szukam panny Keller. Czy pani syn ją tutaj przywiózł? Wi- działa ją pani? Mam powody przypuszczać, że znalazła się w poważnym niebezpieczeń- stwie. - Wreszcie udało mu się rozplątać ostatni węzeł. - Dlaczego pani jest związana? - Pić... Proszę... Pić... - zachrypiała pani Ladley. Jude zbiegł na dół, skąd przyniósł dzbanek pełen wody i dwie szklanki, a tymcza- sem Heston uwolnił z więzów kucharkę.
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plnatalcia94.xlx.pl
|
|
IndeksLaurie Marks Elemental Logic 03 Water LogicLaurie Marks Elemental Logic 02 Earth LogicLaurie King Mary Russel 06 Justice Hall (v1.0) [lit]Laurie Campbell Ostatnia szansaRob McGregor Indiana Jones i dziedzictwo jednoroĹźcaDelinsky Barbara Dziedzictwo 01 MarzenieHooper Kay W objćÂciach strachuLE Modesitt Recluce 08 The White Order (v1.5)Jameson Bronwyn GorćÂ
cy Romans Duo 933 Bezcenny darJennifer Roberson Sword Dancer 6 Sword sworn
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plstoryxlife.opx.pl
Cytat
Długi język ma krótkie nogi. Krzysztof Mętrak Historia kroczy dziwnymi grogami. Grecy uczyli się od Trojan, uciekinierzy z Troi założyli Rzym, a Rzymianie podbili Grecję, po to jednak, by przejąć jej kulturę. Erik Durschmied A cruce salus - z krzyża (pochodzi) zbawienie. A ten zwycięzcą, kto drugim da / Najwięcej światła od siebie! Adam Asnyk, Dzisiejszym idealistom Ja błędy popełniam nieustannie, ale uważam, że to jest nieuniknione i nie ma co się wobec tego napinać i kontrolować, bo przestanę być normalnym człowiekiem i ze spontanicznej osoby zmienię się w poprawną nauczycielkę. Jeżeli mam uczyć dalej, to pod warunkiem, że będę sobą, ze swoimi wszystkimi głupotami i mądrościami, wadami i zaletami. s. 87 Zofia Kucówna - Zdarzenia potoczne |
|