[ Pobierz całość w formacie PDF ]
przez skalną krawędz, zauważyłem małe, wężowate stwory, podążające gromadami w kierunku wejścia do jaskini. Niewątpliwie były to jakieś padlinożerne, morskie zwierzęta. Setki ich splątanych, czarnych ciał, przemieszczały się w kierunku gnijących zwłok olbrzyma. Na ten widok zniknęła mi natychmiast wszelka myśl o wykorzystaniu ciała jelenia jako pożywienia dla mnie. Miałem nadzieję, że owe obrzydliwe stwory morskie w krótkim czasie poradzą sobie ze zwłokami, i powrócą do morza. W końcu w grocie pozostało wiele harpunów gdy tylko będę mógł tam wejść, zabiorę je. Przydadzą się do obrony przed ewentualnym drugim potworem, mogącym zamieszkiwać w tych wodach, a może nawet uda się upolować przy ich pomocy jakąś rybę, czy podobne stworzenie. Wątpiłem zresztą, aby w tych wodach mogły zamieszkiwać jakieś ryby. Niespodziewanie przyszła mi do głowy myśl, że biskup Belphig mógł zaplanować pozostawienie mnie tutaj, choćby dlatego, że moje pytania z pewnością były dla niego kłopotliwe. Może z myślą o tym zaplanował to polowanie? Jeśli tak było, to mój pomysł, aby udać się wraz z harpunnikami do jaskini morskiego jelenia, całkowicie dogadzał jego za mierzeniom. Nie mając nic innego do roboty, dokładnie zbadałem całą wysepkę, co nie zajęło mi zresztą zbyt wiele czasu. Moje pierwsze, powierzchowne wrażenia, całkowicie się potwierdziły. Wyspa była całkowicie martwa i jałowa nic tu nie rosło, i nie było wody zdatnej do picia. Mieszkańcy Rowenarcu czerpali swą wodę z topniejącego lodu, tutaj jednak, postrzępione górskie grzbiety nie były pokryte warstwą lodu. Tymczasem wijące się, padlinożerne węże wciąż wpełzały do jaskini, pełnej teraz syczenia i mlaskania, spowodowanych ich walką o dostęp do padliny. W zwartym pancerzu chmur uczyniła się niewielka przerwa, poprzez którą na ciemne wody oceanu spłynęło choć trochę bladych promieni słonecznych. Powróciłem na swoją skalną półkę nie mogłem nic przedsięwziąć, zanim morskie węże nie skończą swego posiłku. Nadzieje na odnalezienie Ermizhad przepadły, nie liczyłem bowiem nawet na to, że zdołam powrócić do Rowenarcu, a jeśli tutaj umrę, to mogę się obudzić w jeszcze gorszym wcieleniu, niż obecne. Może nie będę wówczas nawet pamiętał Ermizhad, tak jak obecnie nie pamiętam przyczyny, dla której Czarny Miecz odgrywa w moich losach tak wielką rolę. Przywoływałem przed oczy cudną twarz Ermizhad, wspominałem piękno planety, której, kosztem mego ludobójstwa, przywróciłem spokój i harmonię. Zapadłem w drzemkę i już wkrótce nie byłem osamotniony, powróciły bowiem do mnie znane mi dobrze wizje i głosy. Usiłowałem usunąć je z mego umysłu, nie zamykać oczu i wpatrywać się w ciemną pokrywę chmur, w końcu jednak moje senne wizje zdominowały wszystko inne, także morze i chmury, a głosy dochodziły do mnie z każdej strony. Zostawcie mnie w spokoju! błagałem. Pozwólcie mi spokojnie umrzeć! Odgłosy, dochodzące z jaskini, mieszały się w moim umyśle z odgłosami, podchodzącymi ze świata duchów. Zostawcie mnie wreszcie! Byłem jak dziecko, które bało się zjaw, czających się w mroku, które były jedynie wytworem jego wyobrazni. Mój głos, był także tylko krzykiem bezradnego dziecka. Proszę was, zostawcie mnie w spokoju! Usłyszałem nagle śmiech. Był to niski, sardoniczny niemal śmiech, pochodzący gdzieś z góry. Spojrzałem tam. Było to tak, jakby senne marzenia ponownie zmieszały się z rzeczywistością, całkiem wyraznie widziałem jednak tę postać. Osobnik ten schodził do mnie po skalnym zboczu. Był to karzeł o pałąkowatych nogach, i białej brodzie. Oczy jego błyszczały jednak wesołością, a twarz wyglądała na młodą. Dzień dobry. powiedział na powitanie. Dzień dobry, odparłem, po czym dodałem: A teraz znikaj, błagam cię. Przecież przybyłem tu, aby spędzić z tobą trochę czasu. Jesteś tylko wytworem mojej wyobrazni. Proszę mnie nie obrażać. Poza tym, twoja wyobraznia byłaby dość kiepska, jeśli potrafiłbyś tylko tak liche istoty, jak ja, wykreować; to do ciebie niepodobne. Nazywam się Krzywy Jermays. Nie pamiętasz mnie? A czemuż to miałbym cię pamiętać? No, spotkaliśmy się już kiedyś ze dwa razy. Podobnie jak ty i ja nie mam ograniczonej czasowo egzystencji, jaką ma większość ludzi. Kiedyś już o tym dyskutowaliśmy. Niegdyś byłem ci bardzo pomocny. Nie drwij ze mnie, zjawo. Nie, Mistrzu, ja nie jestem zjawą. W każdym razie niewiele mam ze zjawami wspólnego, mimo że większość mego życia spędzam w świecie duchów, świecie rzeczywiście mało realnym. Sztuczki bogów sprawiły, że jestem taką właśnie pokraką, jaką przed sobą widzisz. Bogów? Jermays mruknął do mnie porozumiewawczo. W każdym razie uważają się za bogów. W istocie, są takimi samymi niewolnikami losu, jak i my. Bogowie moce istnienia, i jego wyższe formy za tymi słowami kryć się może bardzo różna treść. My zaś, jak przypuszczam, jesteśmy pół bogami, a zarazem narzędziem w rękach bogów. Nie mam czasu na mistyczne spekulacje tego typu. Ależ, mój drogi Mistrzu, w chwili obecnej masz czas na absolutnie wszystko, Może jesteś głodny? Wiesz dobrze, że tak. Karzeł sięgnął do swej zielonej sakwy, i wydobył z niej pół bochenka chleba. Podał mi go. Chleb wydał mi się bardzo materialny. Ugryzłem smakował tak, jak smakuje najprawdziwszy chleb. Zjadłem go, i poczułem, że mój żołądek stał się pełny. Dzięki ci, powiedziałem. Jeśli nawet zwariowałem, to jest to całkiem przyjemne wariactwo. Jermays usiadł obok mnie na skalnej półce, opierając swą włócznię o zbocze. Uśmiechnął się. Czy jesteś zupełnie pewny, że nie pamiętasz mojego oblicza? Nigdy przedtem cię nie widziałem. To dziwne. Może zresztą nasze wcielenia znajdują cię po prostu w innych fazach, i ty nie spotkałeś jeszcze mnie, pomimo że ja spotkałem już ciebie. To całkiem możliwe. Jermays miał, przytroczony u pasa, bukłak z winem. Odczepił go, pociągnął spory haust, po czym podał go mnie. Wino było dobre. Skosztowawszy, zwróciłem mu bukłak. Jak widzę, nie masz ze sobą miecza, zauważył. Spojrzałem na niego badawczo, nie wyczułem jednak ironii w jego głosie. To prawda, zgubiłem go. Zaśmiał się z całego serca. Zgubie! Zgubić czarną klingę! Ach, doprawdy, Mistrzu, żartujesz sobie ze mnie! Obruszyłem się. Mówię prawdę. Co wiesz na temat Czarnego Miecza? To, co i wszyscy wiedzą. Miecz ten posiada wiele imion, tak samo jak i ty posiadasz wiele imion. Występuje pod wieloma postaciami, tak samo jak i twoja postać zewnętrzna jest za każdym razem inna. Mówią, że został wykuty przez Siły Ciemności, aby im służyć, ale ten pogląd wydaje mi się cokolwiek naiwny, nieprawdaż? Rzeczywiście.
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plnatalcia94.xlx.pl
|
|
IndeksBeaton M.C. Hamish Macbeth 02 Hamish Macbeth i ĹmierÄ ĹajdakaBaxter George Owen Doktor Kildare 02 Wezwijcie doktora Kildare'aAnthony, Piers Tarot 02 Vision of TarotLaurie Marks Elemental Logic 02 Earth LogicGordon Dickson Dragon 02 The Dragon Knight (v1.4)Donita K Paul [DragonKeeper Chronicles 02] DragonQuest (pdf)Brian Daley Coramonde 02 The Starfollowers of Coramonde v4.1 (htm)Lexxie Couper [Fire Mate 02] How to Love Your Dragon [EC Twilight] (pdf)MacGregor, Kinley (aka Sherrilyn Kenyon) Brotherhood 02 Claiming the HighlanderChris Ewan Charlie Howard 02 Dobrego zlodzieja przewodnik po Paryzu
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plstoryxlife.opx.pl
Cytat
Długi język ma krótkie nogi. Krzysztof Mętrak Historia kroczy dziwnymi grogami. Grecy uczyli się od Trojan, uciekinierzy z Troi założyli Rzym, a Rzymianie podbili Grecję, po to jednak, by przejąć jej kulturę. Erik Durschmied A cruce salus - z krzyża (pochodzi) zbawienie. A ten zwycięzcą, kto drugim da / Najwięcej światła od siebie! Adam Asnyk, Dzisiejszym idealistom Ja błędy popełniam nieustannie, ale uważam, że to jest nieuniknione i nie ma co się wobec tego napinać i kontrolować, bo przestanę być normalnym człowiekiem i ze spontanicznej osoby zmienię się w poprawną nauczycielkę. Jeżeli mam uczyć dalej, to pod warunkiem, że będę sobą, ze swoimi wszystkimi głupotami i mądrościami, wadami i zaletami. s. 87 Zofia Kucówna - Zdarzenia potoczne |
|