[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Reba złapała się za głowę i zaczęła śmiać. Chance obserwował ją z uniesionymi brwiami, w niemym pytaniu. - Zostaję tu zupełnie sama, śmiertelnie przerażona, wyobrażam so bie wszystkie najstraszniejsze rzeczy, które mogły ci się przytrafić, a ty wracasz i wszystko wyglądatakjak w filmie Disneya. -Potrząsnęła gło wą, śmiejąc się z siebie, choć serce kołatało jej w piersi jak szalone. - Powiedziałem ci, że się na chwilę oddalę. - Nie usłyszałam. - Wiem. O czym tak intensywnie myślałaś? Odwróciła się i spojrzała na niego, a w jej oczach zamigotało świa tło ognia. - O wielu rzeczach - szepnęła. Chance czekał, lecz Reba powiedziała tylko: - Mam nadzieję, że lubisz gotowane ziemniaki do klopsików. Nie mogłam znalezć żadnego sosu do sałatek ani korkociągu. Chance wyjął z kieszeni scyzoryk, otworzył korkociąg i wyjął z kar tonu butelkę cabernet sauvignon. Kilka szybkich obrotów, pociągnię cie i korek odskoczył miękko. - Mam nadzieję, że nie przeszkadza ci picie wina z kubków - po wiedział. - Będę zachwycona, niezależnie od naczynia, z którego przyjdzie mi pić. Nie spodziewałam się, że w menu będzie cabernet. - Nie sądziłaś, że jestem tak cywilizowany. W tonie głosu Chance'a zabrzmiała nuta, która sprawiła, że Reba spojrzała na niego uważnie. - Nie to miałam na myśli. - Czyżby? - zapytał i postawił otwartą butelkę na rozłożonym na ziemi obrusie. Spojrzał jej głęboko w oczy. Wokół jego ust pojawił się wyraz nieokreślonego smutku, który nie złagodził ostrych linii i cieni na -88- IL jego twarzy. - To był błąd, że przywiozłem cię tutaj. Myślałem, że gdy poznasz mnie od tej strony, nie będę ci się wydawał takim barbarzyńcą. Myślałem, że będziesz się mniej mnie bała. A potem te cholerne ćpuny zmusiły mnie do pokazania, kim naprawdę jestem. Mężczyzną zupełnie dla ciebie nieodpowiednim. - Chance roześmiał się nagle, a potem za klął. Reba chciała zaprotestować. - Nieważne - powiedział i wyciągnął rękę w jej stronę, lecz opuścił ją, zanim jego palce dotknęły jedwabnej skóry kobiety. - Po kolacji odwiozę cię z powrotem do miasta. - Czy przyzwyczaiłeś się do Lightning Ridge w ciągu jednego po południa? - Nie - odpowiedział miękko. - Więc dlaczego oczekujesz tego ode mnie? -Nie oczekuję. Chance spojrzał na majaczącąnad ogniskiem nieprzeniknioną ciem ność wzgórz. Wzdłuż grzbietów gór migotało srebrne światło, zwia stujące wschodzący księżyc. - Nie obchodzi mnie to, że inni ludzie patrzą na mnie jak na dzikie zwierzę. Ale żebyś ty się mnie bała... - popatrzył na nią oczami, które widziały zbyt wiele przemocy, lecz za mało miłości. - Mój Boże, wo lałbym obciąć sobie ręce, niż cię skrzywdzić. Reba impulsywnie wstała i wtuliła się w jego ramiona. - Boję się, ale nie ciebie, nie w taki sposób, o jakim myślisz. Ow szem, jesteś twardy brutalny i zawzięty. Ale nie jesteś dzikim zwierzę ciem. Mogłeś zabić tych ludzi dziś po południu, lecz nie zrobiłeś tego. Jesteś wystarczająco silny, aby nie zabijać. I jesteś taki delikatny w sto sunku do mnie. Dlaczego miałabym się ciebie bać? - Uśmiechnęła się niepewnie. - Chance, nigdy nie czuję się tak dobrze, jak wtedy, gdy bierzesz mnie w ramiona. - A ja nigdy nie czuję się tak dobrze, jak wtedy, gdy cię obejmuję - wyszeptał i podniósłjąwysoko do góry. Szeptałjej imię, przyciskając usta do jej warg, szyi, oczu. - Jesteś dla mnie cudem, chaton. Dzięki tobie znów zacząłem żyć. Reba przytuliła twarz do jego piersi, pragnąc ukoić jego i siebie, uleczyć nie zabliznione rany, które czas zostawił w sercu każdego z nich. Tuliła się do niego ze wszystkich sił, rozkoszując objęciem mocnych ramion. Trwali tak przez długą chwilę w milczeniu. Reba westchnęła głęboko. Chance postawił ją ostrożnie na ziemi i wypuścił z ramion z wahaniem, które było bardziej wymowne niż słowa. -89- - Wkrótce poczujesz zmęczenie powiedział. Reba chciała zaprotestować, ale zdała sobie sprawę, że Chance ma rację. Wraz z odprężeniem pojawiło się zmęczenie, niepodobne do ni czego, czego wcześniej doświadczyła. Czuła się tak, jakby cała siła uleciała z niej niczym dusza z ciała. -Adrenalina pozwala jednym susem wskoczyć na wysoki głaz - powiedział z uśmiechem - ale pózniej trzeba za to zapłacić. - Właśnie nadeszło to pózniej". - Reba powstrzymała ziewnięcie. - Zawsze tak się dzieje. Jakie klopsiki lubisz? Dobrze wysmażone? Reba zamrugała oczami. Nie mogła powstrzymać się od uśmiechu. - Wolę niedosmażone. Bardzo niedosmażone. Nie jestem taka cy wilizowana, jak na to wyglądam. Po prostu brak mi doświadczenia. Chance spojrzał na Rebę kątem oka. Przelotny uśmiech rozjaśnił jego twarz. - Masz zupełną słuszność. Reba usiadła na ziemi ze skrzyżowanymi nogami i przyglądała się, jak Chance kończy przygotowywanie kolacji. Robił to tak, jak wyko nywał wszystkie inne czynności: spokojnie, bez zbędnych mchów. Reba była oczarowana jego męskim wdziękiem. Podziwiała łatwość, z jaką podniósł ciężki kanister z wodą, jakby to był rondelek z ziemniakami. -Nie znalazłam żadnego sosu do sałatki - powiedziała Reba. - Powiem ci, gdzie go szukać - odpowiedział Chance -jeśli nale jesz mi kubek wina. Gdy napełniła kubki, wokół rozszedł się wspaniały aromat caber- net sauvignon. Reba nabrała ochoty, aby spróbować, czy jego smak dorównuje zapachowi. - Proszę bardzo, nie krępuj się - powiedział Chance, nie podno sząc głowy znad klopsików. - Czy naprawdę masz oczy z tyłu głowy? zapytała zaskoczona i poirytowana. - Podejdz tu i przekonaj się sama. Reba podeszła do Chance'a, przykucnęła obok niego i podała mu kubek z winem. Podczas gdy sączył wino, Reba zdjęła mu z głowy ka pelusz, rzuciła go na ziemię obok talerzy i przeczesała palcami jego włosy. - Nie ma żadnych dodatkowych oczu? - zapytał cicho, patrząc na nią z uśmiechem. - Ani jednego. Moja teoria upadła. Znów pociągnął łyk z kieliszka i uśmiechnął się. -90- - Smakuje ci cabernet? - Przyłapałeś mnie, zanim zdążyłam go spróbować - przyznała.
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plnatalcia94.xlx.pl
|
|
IndeksCree, Ann Elizabeth Lord Rotham's Wager (Mills & Boon)Dynastia z Bostonu 04 Bevarly Elizabeth Skryty wielbicielElizabeth Ann Scarborough Songs From The Seashell Archives0451.Bevarly Elizabeth PrezentElizabeth Ann Scarborough Last RefugeHouse of Payne 2 Scout Stacy GailJoanna Wylde The Price of FreedomFighting Connol 2 In Jack's Arms Roxie RiveraTajemnice uwodzeniaAnderson_Caroline_ _Weekend_w_Szkocji
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plmediatorka.pev.pl
Cytat
Długi język ma krótkie nogi. Krzysztof Mętrak Historia kroczy dziwnymi grogami. Grecy uczyli się od Trojan, uciekinierzy z Troi założyli Rzym, a Rzymianie podbili Grecję, po to jednak, by przejąć jej kulturę. Erik Durschmied A cruce salus - z krzyża (pochodzi) zbawienie. A ten zwycięzcą, kto drugim da / Najwięcej światła od siebie! Adam Asnyk, Dzisiejszym idealistom Ja błędy popełniam nieustannie, ale uważam, że to jest nieuniknione i nie ma co się wobec tego napinać i kontrolować, bo przestanę być normalnym człowiekiem i ze spontanicznej osoby zmienię się w poprawną nauczycielkę. Jeżeli mam uczyć dalej, to pod warunkiem, że będę sobą, ze swoimi wszystkimi głupotami i mądrościami, wadami i zaletami. s. 87 Zofia Kucówna - Zdarzenia potoczne |
|