[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Ale... Richard już jej nie słuchał. Zwrócił się do brata. Dziś wieczorem usiądziesz z nami do stołu polecił. Wybaczyłem ci twoje zachowanie w ciągu kilku ostatnich dni tylko z powodu tego, co przeszedłeś. Uważam jednak, że najwyższy czas, żebyś sobie przypomniał, że ty także jesteś tutaj gościem i że nie tylko ty cierpisz. Richard siedział w swoim gabinecie. Sam. W towarzystwie demonów, z którymi jak mu się zdawało już dawno się uporał. Dopiero niedawno odkrył, że wcale nie walczył, tylko się przed nimi schował. A przecież nie uważał się za tchórza. Wreszcie zrozumiał, że jedyne, co dotąd ryzykował, to życie, które nie było wiele warte. Dla nikogo. A dla niego samego najmniej. Rozejrzał się po gabinecie. Pusto. Biało. Nie było tu niczego poza najbardziej niezbędnymi sprzętami. Niewielu się tu zapuszczało. Ewa, Jack. I Leksi. W ciągu kilku pierwszych miesięcy ich małżeństwa. Otworzył szufladę biurka i wyjął z niej dwa zdjęcia. Jedno z nich zrobiono w dniu ich ślubu. Leksi wyglądała na nim niesłychanie młodo, jak dziewczynka. Patrzyła na niego tymi swoimi świetlistymi oczyma i przysięgała, że będzie go kochać niezależnie od tego, co przyniesie im przyszłość. Drugie zdjęcie było tym znalezionym w jej kapciu. Tak wyglądała bezpieczna przyszłość, którą jej obiecywał. Richard już wiedział, że informacja o depresji, z powodu której Leksi trafiła do szpitala, była wierutnym kłamstwem. I powód tej depresji też był nieprawdziwy. Jeśli w ogóle była w ciąży, to ją straciła, ale nie dlatego, że sama tego chciała. Wcale nie był pewien, czy Leksi rzeczywiście dobrowolnie zgłosiła się do szpitala. A raczej był pewien, że się tam nie zgłosiła i na pewno trafiła do kliniki wbrew swojej woli. Jeszcze raz obejrzał zdjęcie. Miał nadzieję, że zrobiono je z zewnątrz, aparatem z dużym obiektywem, który zdołał przeniknąć przez szklane ściany oranżerii. Z badań mikroskopowych zdjęcia jasno wynikało, że zrobił je ktoś, kto był w domu, kto był wtedy w oranżerii. A więc to nie wróg z przeszłości odgrywał się na jego bliskich. To był ktoś, komu Richard ufał. Przecież ja nikomu nie ufam, pomyślał. Tylko jednemu człowiekowi wierzyłem, ale on nie żyje. Tomowi Wilbanksowi, ojcu Aleksandry. Tak, Tomowi ufałem. Bardziej niż samemu sobie. On też miał do mnie zaufanie. Powierzył mi to, co miał w życiu najcenniejszego, co najbardziej na świecie kochał. Powierzył mi swoją córkę, a ja go zawiodłem. Dałem się oszukać, zapomniałem, jaka jest moja Leksi. To słowa Melissy. Powtarzała mi je wiele razy, a ja jej nie słuchałem. Pozwoliłem, żeby ból mnie zaślepił, uwierzyłem, że zostałem zdradzony. Na szczęście otrząsnął się i zaczął działać. Wiedział, że ludzie, którzy mieli remontować dom, na pewno mu pomogą. Im także ufał, choć nie tak bezgranicznie jak Tomowi. Co się zaś tyczy zaproszonych na kolację gości... Nie, ja już ich nie potrzebuję. Nie potrzebuję, żeby mi cokolwiek potwierdzali. Chyba żeby sprawa trafiła do sądu... Wtedy niezbędni będą świadkowie. ROZDZIAA DZIEWITY Leksi siedziała przy kominku w swoim pokoju. Miała nadzieję, że ktoś zadbał o to, aby w pokojach na dole także było ciepło. Machinalnie potarła obrączkę. Roześmiała się. Przecież to ja jestem panią tego domu i dbanie o wygodę gości należy do moich obowiązków. Ale cóż ze mnie za gospodyni! Wolę się schować tutaj, niż użerać z rodziną Richarda. Leksi? Richard stanął w drzwiach oddzielających od siebie ich pokoje. Wstała. Kaszmirowa suknia ułożyła się miękko wokół jej ciała. Pięknie wyglądasz pochwalił. On także wygląda pięknie, pomyślała. Bardzo pięknie. Mój czarny anioł. Chwileczkę, przecież to w tamtym śnie tak go nazywałam. Dlaczego tylko we śnie? Czyż ten Richard nie jest moim aniołem? Czy to nie on mnie przytula i chroni? Czy to nie on uratował mnie przed tym czymś, co mi zabrało pamięć? Ktoś nas skrzywdził. I mnie, i jego. Nie stało się to z mojej winy, nie miałam nad tym żadnej władzy. Muszę w to uwierzyć! Muszę! Richard podszedł do Leksi i wziął ją za rękę. Pójdziemy razem. Popatrzył jej w oczy. Dzisiaj nie będziesz sama. Nie będziesz musiała samotnie z nimi się zmagać, mówiły oczy Richarda. Uśmiechnęła się do niego. Wiedziała, że potrzebuje jej pomocy. Musiała być dzielna. Wobec tego chodzmy powitać twoich... poprawiła się ... naszych gości. Gości miało być dwóch, tymczasem okazało się, że przyjechało ich trzech. Leksi zastanawiała się, jakie sprawy mogą łączyć tych ludzi z Richardem. Nie rozmawiali ani o interesach, ani o pracy, za to wszyscy trzej bardzo się nią interesowali. A może tylko jej się zdawało? Czyżby popadła w paranoję? No i dobrze, ale przynajmniej była bezpieczna. Richard ani na chwilę jej nie opuszczał. W mniej oficjalnym pokoju śniadaniowym, w którym podano kolację, nie musiała siadać na przeciwległym krańcu stołu. Mogła usiąść obok Richarda. Usługiwały im dwie kobiety, zapewne zawodowe kelnerki, bo Leksi nigdy przedtem ich nie widziała. Tak samo jak mężczyzn, którzy od rana kręcili się po domu, choć mieli się zajmować odnowieniem jadalni. Cała rodzina, jak nigdy, zachowywała się cicho i spokojnie, jakby wszyscy myślami byli zupełnie gdzie indziej. Tylko Richard był nienaturalnie zdenerwowany. Aż do końca kolacji Leksi nie zdołała się zorientować, co łączy Richarda z gośćmi. Zresztą jemu zapewne o to chodziło. Kawę podadzą nam w bibliotece powiedział, gdy kolacja dobiegła końca. Chwała Bogu! Greg rzucił serwetkę na stół. Niezgrabnie podniósł się z krzesła, wziął kule i pokuśtykał do swego pokoju. Melissa patrzyła na niego w milczeniu. Helena także wstała od stołu. Nie krępując się gośćmi, poszła za Gregiem. Będziesz mnie jeszcze potrzebował? zapytała Richarda Melissa. Nie, Mel. Idz do niego. Zanim wyszła z pokoju, zatrzymała się na chwilę obok krzesła Richarda. Dotknęła jego ramienia. Mam nadzieję, że wiesz, do czego się możesz dokopać. Leksi siedziała bez ruchu. Patrzyła na dwie złączone dłonie. Na ciemną dłoń Richarda, jasną dłoń Melissy. Jakby już kiedyś to widziała. Ale kiedy? I gdzie? Przepraszam, muszę iść oznajmiła Melissa. Leksi zdawało się, że mówi do najwyższego z trzech mężczyzn, który prawie się nie odzywał i bardzo uważnie jej się przyglądał. Czy ja też mam was zostawić samych? zapytała. Nie. Richard na wszelki wypadek ujął ją za rękę. Zostań z nami. Bardzo cię proszę. W bibliotece było ciepło i przytulnie. Na kominku palił się ogień. Richard usadził Leksi w głębokim skórzanym fotelu, w którym lubiła przesiadywać. Sam stanął z tyłu. Na jego znak Jack zamknął wszystkie drzwi biblioteki, Ewa podała gościom filiżanki z aromatyczną kawą. Cieszę się, że znów cię widzę, Ewo powiedział najmłodszy z nich. Ewa zerknęła na Richarda. Skinął głową. Ja też się cieszę, że pana widzę, doktorze Wilson odparła. Lekarz? Ten człowiek jest tu od wielu godzin. Dlaczego dopiero teraz powiedzieli mi, że jest lekarzem? A kim są tamci dwaj? Leksi poczuła na ramieniu dłoń Richarda. Opanowała strach, choć drogo ją to kosztowało. A potem przypomniała sobie, że Richard prosił ją, żeby mu zaufała. Od razu lepiej się poczuła. Ufała mu. Bardziej niż sobie. Aleksandro odezwał się Richard. Wiem, że masz wiele pytań dotyczących przeszłości, że się denerwujesz, kiedy na nie nie odpowiadam, aleja też wielu rzeczy nie wiem. Mam nadzieję, że ci panowie pomogą nam rozwiązać niektóre zagadki. A więc to nie są twoi wspólnicy stwierdziła Leksi, spoglądając na gości. Nie. Richard pokręcił głową. Wybacz mi tę komedię.
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plnatalcia94.xlx.pl
|
|
Indeks12. Aleksander Carrie W ogniu namietnosciCheri Scotch VooDoo Moon 02Holly Lisle World Gates 03 Gods Old And DarkEric Van Lustbader Sunset Warrior 3 Dai SanZelazny, Roger A Night in the Lonesome OctoberArystofanes ChmuryIngulstad FrLaurie Marks Elemental Logic 03 Water LogicCostin Wagner Jan MilczenieCrownover Jay Buntownik Rowdy tom 1
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plrafalradomski.pev.pl
Cytat
Długi język ma krótkie nogi. Krzysztof Mętrak Historia kroczy dziwnymi grogami. Grecy uczyli się od Trojan, uciekinierzy z Troi założyli Rzym, a Rzymianie podbili Grecję, po to jednak, by przejąć jej kulturę. Erik Durschmied A cruce salus - z krzyża (pochodzi) zbawienie. A ten zwycięzcą, kto drugim da / Najwięcej światła od siebie! Adam Asnyk, Dzisiejszym idealistom Ja błędy popełniam nieustannie, ale uważam, że to jest nieuniknione i nie ma co się wobec tego napinać i kontrolować, bo przestanę być normalnym człowiekiem i ze spontanicznej osoby zmienię się w poprawną nauczycielkę. Jeżeli mam uczyć dalej, to pod warunkiem, że będę sobą, ze swoimi wszystkimi głupotami i mądrościami, wadami i zaletami. s. 87 Zofia Kucówna - Zdarzenia potoczne |
|