[ Pobierz całość w formacie PDF ]
one służyły. Nie ma chyba odkrycia i wynalazku, którego nie można by wykorzystać przeciw człowiekowi... Czułem, jak udziela mi się niepokój, który chyba od lat musiał dręczyć tego człowieka. Rozumiem. Obawiam się jednak, iż tak rewelacyjnego odkrycia nie da się ukryć. O ile mi wiadomo, nad neurodyną pracują już zresztą uczeni kilku krajów, i to nie tylko naszej, ale i wschodniej półkuli... Czy istnieje gwarancja, że gdzie indziej... urwałem czekając, co powie. Gwarancji nie ma. Ale... zawahał się. Widzi pan... staramy się zawczasu przeciwdziałać rozwojowi badań w niebezpiecznym kierunku. Rzecz w tym, iż najgrubsze mury i najgęstsze kordony straży nie zapobiegną grozbie. Przeciwnie, budzą tylko nieufność i niebezpieczne współzawodnictwo. Gwarancją, jeśli w ogóle można tu mówić o jakiejkolwiek formie gwarancji, jest pełna wymiana informacji i zakaz podejmowania poważniejszych eksperymentów tam, gdzie nie ma pewności, iż wyniki badań będą wykorzystywane zgodnie z interesem ogółu. Nietrudno sobie wyobrazić, czym stałaby się neurodyna w rękach Hitlera i koncernu I. G. Farben... Myśli pan, że przypadkowo pierwszym człowiekiem, którego osobowość przeniesiona została na neurodynę, był pisarz, a nie, powiedzmy, fizyk? Mogę pana zapewnić, że nigdzie na całym naszym globie w tej chwili nie podejmuje się prób stworzenia genialnego polityka czy uczonego. Myśli pan, że uda się powstrzymać postęp? Spojrzał na mnie gniewnie. Zbyt mocne słowo, mój panie powiedział z niesmakiem. Tu nie chodzi o zahamowanie postępu, lecz świadome, rozsądne wykorzystanie odkrycia w interesie ludzkości. Powie pan, że to też zbyt mocne słowo. Ale w istocie tak jest. Musimy najpierw gruntownie zbadać możliwości neurodyny, abyśmy byli w stanie przeciwdziałać, zapobiec niebezpieczeństwu. Pewności, oczywiście, nie ma, iż się nam powiedzie, ale cóż innego pozostaje, jak wierzyć w rozsądek... Czy pańscy przeciwnicy wiedzą to wszystko? Nie moi, mój panie, nie moi osobiście oburzył się uczony. Usunąć mnie to sprawa w zasadzie prosta. Wystarczy użyć nie kamienia, lecz kuli... Ale to nic im nie da. Znajdzie się wielu innych... Bonnard wsunął pudełko na półkę i podszedł do drzwi. Chodzmy już. Zatrzymałem się w progu. Czego więc chcą? zapytałem z przejęciem. Władzy! Władzy na Instytutem, nad neurodyną odrzekł zmęczonym głosem. Pyta pan, czy ludzie, którzy ryją pod nami, wiedzą, co się tu naprawdę robi. Myślę, że coś niecoś wiedzą, a przynajmniej wiedzą ci, którzy nimi kierują... z daleka. Oni dobrze orientują się, o co toczy się gra. Zresztą... tacy faceci, jak da Silva, mają tu własne, zupełnie inne interesy na oku. Da Silva reprezentuje ugrupowania, które w istocie niewiele obchodzi, co my tu robimy. Chcą tylko zdobyć władzę w naszym kraju i w samej rzeczy do tego ograniczają się ich ambicje. Ci, którzy ich popierają z zewnątrz, wyobrażają sobie, iż tą drogą osiągną kontrolę nad Instytutem, że dokonają zasadniczego wyłomu. Ale się mylą. Gdyby 60 do tego doszło, że ludzie pokroju da Silvy przechwyciliby ster rządów, Instytut Burta przestałby istnieć dokończył cicho. A Braga? zapytałem z niepokojem. Bonnard nie odpowiedział na moje pytanie. Niech pan wraca na dół powiedział zamykając drzwi archiwum. Wie pan już dostatecznie dużo, aby wyciągnąć właściwe wnioski. Mam nadzieję, że pan to potrafi ton jego głosu stał się znów oschły, niemal przykry. Do rana jest czasu dość. Teraz niech pan porozmawia z panią de Lima. Jeśli zgodzi się tu pozostać i wrócić do domu jutro rano, może jej pan powiedzieć, jak stoją sprawy z Bragą. Poprosi pan przy okazji doktor Dali, aby przyszła do mnie do gabinetu. Profesor doprowadził mnie do schodów i zawrócił. Schodząc w dół zastanawiałem się, co powiem Dolores. Wrażenie, jakie wywarły na mnie rewelacje Bonnarda, było zbyt silne, a problemów zbyt wiele, abym mógł pokusić się o jakieś konkretniejsze wnioski. Byłem oszołomiony i wstrząśnięty, a jednocześnie nie mogłem oprzeć się uczuciu nierealności tego, co słyszałem i widziałem. A jeśli to wszystko jest fikcją? Nie mogłem nikomu ufać. Wplątywanie się w jakąś grubszego kalibru intrygę polityczną, i to, jak wynikało ze słów Bonnarda, o zasięgu międzynarodowym, byłoby niewybaczalną głupotą. Lecz czy w tej sytuacji mogłem nadal zachować niezależną postawę? Nie ulegało wątpliwości, że muszę jak najszybciej porozmawiać z Katarzyną. Zszedłem już na poziom hallu. Dolores i Katarzyna siedziały nadal przy stoliku. Odwrócone do mnie plecami i zajęte rozmową nie zauważyły mojej obecności. W tej chwili przypomniało mi się to, co mówił przed paru godzinami Ignacio. Schody biegły dalej w dół do podziemi. Może tędy właśnie prowadziła droga do tajemniczych urządzeń, w których ponoć wegetowała osobowość Bragi. Bonnard widocznie nie miał zamiaru pokazywać mi tych aparatów. Nawet nie wspominał o takiej możliwości. Czyżby się mnie obawiał? Pomyślałem, że w tej chwili mam może jedyną okazję sprawdzenia tego, co usłyszeliśmy od wiejskiego chłopca. Począłem schodzić wolno w dół, starając się stąpać jak najciszej . Zwiatła w podziemiu były przyćmione, ale mimo półmroku mogłem dostrzec wiele szczegółów otoczenia. Kondygnację poniżej poziomu hallu, przeznaczoną kiedyś na oddział
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plnatalcia94.xlx.pl
|
|
IndeksHannay Barbara KrzyĹź poĹudnia 01 Angielska róşaPiekara Jacek PĹomieĹ i krzyĹźKotowski Krzysztof MarikaBoruĹ Krzysztof Toccata05Karta Kwalifikacyjna BMP201215 Nienacki Zbigniew Pan Samochodzik i Nieuchwytny kolekcjoner05. Dni MrokuFrank & Brian Herbert Man of two worldsD20021169010 Dead Cold
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plorientmania.htw.pl
Cytat
Długi język ma krótkie nogi. Krzysztof Mętrak Historia kroczy dziwnymi grogami. Grecy uczyli się od Trojan, uciekinierzy z Troi założyli Rzym, a Rzymianie podbili Grecję, po to jednak, by przejąć jej kulturę. Erik Durschmied A cruce salus - z krzyża (pochodzi) zbawienie. A ten zwycięzcą, kto drugim da / Najwięcej światła od siebie! Adam Asnyk, Dzisiejszym idealistom Ja błędy popełniam nieustannie, ale uważam, że to jest nieuniknione i nie ma co się wobec tego napinać i kontrolować, bo przestanę być normalnym człowiekiem i ze spontanicznej osoby zmienię się w poprawną nauczycielkę. Jeżeli mam uczyć dalej, to pod warunkiem, że będę sobą, ze swoimi wszystkimi głupotami i mądrościami, wadami i zaletami. s. 87 Zofia Kucówna - Zdarzenia potoczne |
|